Cardiff, Walia - koniec września 1885r.
Strona 1 z 9 • Share
Strona 1 z 9 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9
Cardiff, Walia - koniec września 1885r.
David z polecenia swojego doówdcy, miał za zadanie zadbać o bezpieczną podróż do Cardiff dla Anny. Jednakże nie wiadomo mu było, że dziewczyna którą poznał w katerze, to właśnie córka samego Jareda Chamberlaina. Miał swoje domysły, jako że bez powodu Jared nie zleciłby mu ochrony tej dziewczyny. Ale mogło to być także z tego względu, że już Annę David poznał. Jednakże, nawet w Oświacie nie przedstawiał się swoimi prawdziwymi danymi personalnymi, pozostając tym innym człowiekiem. Malcolmem Royce.
Minęło kilka dni, odkąd David zamieszkał z kobietami, Anną i jej matką Vivien. Jego zadaniem było zapewnienie im obu bezpieczeństwa, jak i też zaoferowanie pomocy w pracach męskich. Często jednak trenował Annę, która chciała byś silniejsza, zwinniejsza i móc kiedyś zapewne zmierzyć się ze swoim ojcem. Mając za przeciwnika mężczyznę, nie było jej zapewne łatwo pokonać Davida. Lecz musiał przyznać, że z paroma sztuczkami mile do zaskakiwała.
Dnia dzisiejszego, wstał wcześnie, umył, ogolił i ubrał, porządkując następnie swoje łóżko. Udał się do kuchni na śniadanie, nie będąc pewnym czy kogoś tam zastanie. Często jednak trafiał na matkę Anny, niżeli ją samą.
Minęło kilka dni, odkąd David zamieszkał z kobietami, Anną i jej matką Vivien. Jego zadaniem było zapewnienie im obu bezpieczeństwa, jak i też zaoferowanie pomocy w pracach męskich. Często jednak trenował Annę, która chciała byś silniejsza, zwinniejsza i móc kiedyś zapewne zmierzyć się ze swoim ojcem. Mając za przeciwnika mężczyznę, nie było jej zapewne łatwo pokonać Davida. Lecz musiał przyznać, że z paroma sztuczkami mile do zaskakiwała.
Dnia dzisiejszego, wstał wcześnie, umył, ogolił i ubrał, porządkując następnie swoje łóżko. Udał się do kuchni na śniadanie, nie będąc pewnym czy kogoś tam zastanie. Często jednak trafiał na matkę Anny, niżeli ją samą.
- Malcolm Royce
- p. David Carter
- Tytuł : SzlachcicWiek : 35Zawód : Ksiądz / ŁowcaUmiejętności : Pierwsza pomoc, sztuki walk, posługiwanie się sztyletami i karabinemPunkty : 35
Re: Cardiff, Walia - koniec września 1885r.
Póki co, David był jedyną osobą, nie licząc jej ojca i ciotki, którego znała. Więc nic dziwnego, że Jared wybrał właśnie Malcolma do "opieki" nad Anną i jej matką. Jak Anna nienawidziła tego słowa. Nie była również przyzwyczajona by osobnik płci przeciwnej mieszkał w raz z nimi. Całe życie niemal mieszkała sama z matką, więc ciężko było jej się przyzwyczaić do tego, że Malcolm chwilowo z nimi mieszka.
Zanim zaczął ją trenować, robiła to matka. Przekazała Annie wszystko co potrafiła i nauczyła się w Siedzibie. Annie wydawało się to niemal niemożliwe, że jej matka tak dokładnie wszystko pamiętała po dwudziestu latach. Momentami było na prawdę ciężko Annie pokonać Malcolma. W sumie, nawet nie była pewna, czy w ogóle kiedykolwiek go pokona, zważywszy na to, że ta dopiero się uczy a Malcolm już jakieś większe doświadczenie posiada.
Anna bywała typem śpiocha. Rzadko kiedy budziła się wcześnie jednak dzisiejszy dzień był wyjątkiem. Zamiast jej matki w kuchni na blacie z kubkiem herbaty z ręce siedziała Anna.
-Dzień dobry. Kawy? Herbaty?
Spytała nie ruszając się chwilowo z miejsca tylko obserwując go z lekkim uśmiechem.
Zanim zaczął ją trenować, robiła to matka. Przekazała Annie wszystko co potrafiła i nauczyła się w Siedzibie. Annie wydawało się to niemal niemożliwe, że jej matka tak dokładnie wszystko pamiętała po dwudziestu latach. Momentami było na prawdę ciężko Annie pokonać Malcolma. W sumie, nawet nie była pewna, czy w ogóle kiedykolwiek go pokona, zważywszy na to, że ta dopiero się uczy a Malcolm już jakieś większe doświadczenie posiada.
Anna bywała typem śpiocha. Rzadko kiedy budziła się wcześnie jednak dzisiejszy dzień był wyjątkiem. Zamiast jej matki w kuchni na blacie z kubkiem herbaty z ręce siedziała Anna.
-Dzień dobry. Kawy? Herbaty?
Spytała nie ruszając się chwilowo z miejsca tylko obserwując go z lekkim uśmiechem.
Ostatnio zmieniony przez Anna Valerious dnia 17/02/18, 01:07 am, w całości zmieniany 1 raz
- Anna Valerious
- Tytuł : Córka Dowódcy Łowców WampirówWiek : 20Zawód : Łowca wampirówUmiejętności : Strzelanie z łuku, pierwsza pomocPunkty : 20
Re: Cardiff, Walia - koniec września 1885r.
Pierwsze dni dla niego nie były co prawda też łatwe, spotykając się częściej z małym zadowoleniem Anny, że przyszło mu tutaj mieszkać. Odnosił w większości wrażenie, że lepiej by było, gdyby go nie było w tym domu. Nie mógł jednak lekceważyć polecenia od dowódcy, co zresztą chociaż Vivien rozumiała. Kolejne dni na szczęście zmieniały się na nieco lepsze. Ale dzisiaj, wyjątkowo obecność Anny go zaskoczyła.
- Dzień dobry.
Odpowiedział z uśmiechem, choć nie ukrywał tego lekkiego zaskoczenia.
- Herbatę proszę. Lecz mógłbym sam sobie zrobić.
Kilka dni tutaj już mieszka, nie chciał ciągle być traktowany jako gość i usługiwany. Chciał się włączyć w pomoc, skoro miał możliwość darmowego przenocowania. Podszedł więc do kuchenki by zrobić sobie herbatę. Jeżeli woda była w czajniku nadal gorąca, to jedynie wyjął kubek, nasypał liści i zalał. O ile Anna go nie uprzedziła, by samej zrobić mu napój.
- Nieczęsto się chyba zdarza, że wstajesz wcześnie?
Zapytał, by jakoś nawiązać rozmowę.
- Dzień dobry.
Odpowiedział z uśmiechem, choć nie ukrywał tego lekkiego zaskoczenia.
- Herbatę proszę. Lecz mógłbym sam sobie zrobić.
Kilka dni tutaj już mieszka, nie chciał ciągle być traktowany jako gość i usługiwany. Chciał się włączyć w pomoc, skoro miał możliwość darmowego przenocowania. Podszedł więc do kuchenki by zrobić sobie herbatę. Jeżeli woda była w czajniku nadal gorąca, to jedynie wyjął kubek, nasypał liści i zalał. O ile Anna go nie uprzedziła, by samej zrobić mu napój.
- Nieczęsto się chyba zdarza, że wstajesz wcześnie?
Zapytał, by jakoś nawiązać rozmowę.
- Malcolm Royce
- p. David Carter
- Tytuł : SzlachcicWiek : 35Zawód : Ksiądz / ŁowcaUmiejętności : Pierwsza pomoc, sztuki walk, posługiwanie się sztyletami i karabinemPunkty : 35
Re: Cardiff, Walia - koniec września 1885r.
Nie była zadowolona, bo ojciec narzucił im opiekuna, mimo, że z matką świetnie sobie dawały radę same. A po drugie - nie przyzwyczajona do obecności mężczyzny w ich domu.
Gdy zobaczyła zdziwienie Malcolma miała ochotę się roześmiać. Wiedziała doskonale czemu się tak zdziwił. No ale jak widać, matka nie uprzedziła co wyrabia Anna niemal codziennie
-Ok.
Powiedziała tylko po czym sięgnęła po kubek z półki która znajdowała się zaraz za nią i podała Malcolmowi. Skoro chciał sam się obsłużyć to czemu miałaby mu nie pozwolić? Nie była jak Vivien która zapewne nie pozwoliłaby Malcolmowi zrobić sobie samemu herbaty zasłaniając się tym, że jest ich gościem.
-Powiedzmy, że jestem typem nocnego marka. Do późnego wieczora ćwiczę z łukiem w ręce. O takiej porze najlepiej.
Odpowiedziała po czym upiła łyk swojej herbaty.
-Poza tym, nie wmówisz mi, że sam jakbyś miał okazję byś nie pospał sobie dłużej...
Powiedziała po chwili uśmiechając się do Malcolma. Chyba się powoli zaczynała przyzwyczajać do jego obecności w domu. Jakby nie było, miało to swoje plusy. Pierwszy: uczyła się jak żyć w facetem pod jednym dachem. W końcu ojciec miał ją niby zabrać do siebie. Drugi: Miała towarzystwo gdy matka gdzieś wyjeżdżała jak dziś, a i też Vivien nie nudziła się sama w domu gdy Ann musiała iść do pracy. A po trzecie: miał ją kto uczyć.
-Dzisiaj możemy trening zacząć szybciej. Wysłałam gońca do pracy, że nie przyjdę.
Powiedziała nagle obserwując Malcolma. Miała nadzieję, że nie spyta jej o powód jaki podała. W sumie z drugiej strony, nie był jej ojcem by prawić kazania ale jednak był księdzem więc zapewne by się nie obeszło gdyby przyznała mu się, że skłamała, że jest chora.
Gdy zobaczyła zdziwienie Malcolma miała ochotę się roześmiać. Wiedziała doskonale czemu się tak zdziwił. No ale jak widać, matka nie uprzedziła co wyrabia Anna niemal codziennie
-Ok.
Powiedziała tylko po czym sięgnęła po kubek z półki która znajdowała się zaraz za nią i podała Malcolmowi. Skoro chciał sam się obsłużyć to czemu miałaby mu nie pozwolić? Nie była jak Vivien która zapewne nie pozwoliłaby Malcolmowi zrobić sobie samemu herbaty zasłaniając się tym, że jest ich gościem.
-Powiedzmy, że jestem typem nocnego marka. Do późnego wieczora ćwiczę z łukiem w ręce. O takiej porze najlepiej.
Odpowiedziała po czym upiła łyk swojej herbaty.
-Poza tym, nie wmówisz mi, że sam jakbyś miał okazję byś nie pospał sobie dłużej...
Powiedziała po chwili uśmiechając się do Malcolma. Chyba się powoli zaczynała przyzwyczajać do jego obecności w domu. Jakby nie było, miało to swoje plusy. Pierwszy: uczyła się jak żyć w facetem pod jednym dachem. W końcu ojciec miał ją niby zabrać do siebie. Drugi: Miała towarzystwo gdy matka gdzieś wyjeżdżała jak dziś, a i też Vivien nie nudziła się sama w domu gdy Ann musiała iść do pracy. A po trzecie: miał ją kto uczyć.
-Dzisiaj możemy trening zacząć szybciej. Wysłałam gońca do pracy, że nie przyjdę.
Powiedziała nagle obserwując Malcolma. Miała nadzieję, że nie spyta jej o powód jaki podała. W sumie z drugiej strony, nie był jej ojcem by prawić kazania ale jednak był księdzem więc zapewne by się nie obeszło gdyby przyznała mu się, że skłamała, że jest chora.
- Anna Valerious
- Tytuł : Córka Dowódcy Łowców WampirówWiek : 20Zawód : Łowca wampirówUmiejętności : Strzelanie z łuku, pierwsza pomocPunkty : 20
Re: Cardiff, Walia - koniec września 1885r.
Narzucony opiekun nie był ze złośliwości, ale z troski o obie kobiety. Zwłaszcza po tym, jak dowiedział się o poważnym wypadku Vivien. Nie chciał, by obie znów przechodziły coś nieprzyjemnego, kiedy jego nie będzie w pobliżu. Dlatego wysłał im Malcolma, jako tego co poznał już Annę, a ona jego tożsamość łowcy.
Zdziwienie było, jako że nie zdarzyło mu się jeszcze spotkać Anny tak wcześnie w kuchni. Ale dzisiaj było zdecydowanie inaczej.
Otrzymawszy kubek, zrobił sobie herbatę i powoli też zaczął przygotowywać sobie śniadanie.
- Gdybym tylko potrafił... Być może tak.
Bezsenność i nękające czasami koszmary, nie pozwalały mu ani razu spać tak długo jakby tego chciał. Nikomu o swoich problemach nie mówił. By lepiej spać, zażywał leki, lecz tylko w ostateczności.
Słysząc po chwili kolejne słowa Anny, spojrzał na nią poważnie.
- Dlaczego nie pójdziesz do pracy? Z powodu treningu?
Zapytał. Nie ukrywając, że nie podoba mu się to, co zaczynała kombinować. Czy zdawało mu się, że unikała pracy? Chciała więcej tego dnia trenować? Jeżeli puściła gońca z kłamstwem, nie pochwali jej takiego czynu. Może i był, jest księdzem, to zapewne powinien nie tolerować kłamstw, ale sam nie był przecież święty. Kłamał z konieczności. Ale Anna? Nie miała powodu by nie iść do pracy.
Zdziwienie było, jako że nie zdarzyło mu się jeszcze spotkać Anny tak wcześnie w kuchni. Ale dzisiaj było zdecydowanie inaczej.
Otrzymawszy kubek, zrobił sobie herbatę i powoli też zaczął przygotowywać sobie śniadanie.
- Gdybym tylko potrafił... Być może tak.
Bezsenność i nękające czasami koszmary, nie pozwalały mu ani razu spać tak długo jakby tego chciał. Nikomu o swoich problemach nie mówił. By lepiej spać, zażywał leki, lecz tylko w ostateczności.
Słysząc po chwili kolejne słowa Anny, spojrzał na nią poważnie.
- Dlaczego nie pójdziesz do pracy? Z powodu treningu?
Zapytał. Nie ukrywając, że nie podoba mu się to, co zaczynała kombinować. Czy zdawało mu się, że unikała pracy? Chciała więcej tego dnia trenować? Jeżeli puściła gońca z kłamstwem, nie pochwali jej takiego czynu. Może i był, jest księdzem, to zapewne powinien nie tolerować kłamstw, ale sam nie był przecież święty. Kłamał z konieczności. Ale Anna? Nie miała powodu by nie iść do pracy.
- Malcolm Royce
- p. David Carter
- Tytuł : SzlachcicWiek : 35Zawód : Ksiądz / ŁowcaUmiejętności : Pierwsza pomoc, sztuki walk, posługiwanie się sztyletami i karabinemPunkty : 35
Re: Cardiff, Walia - koniec września 1885r.
Z troski czy nie, Ann ten pomysł początkowo nie przypadł do gustu.
Słysząc jego słowa uśmiechnęła się lekko.
-W takim razie zapraszam na wieczorne nauki strzelania z łuku. Prowadzi Anna Valerious. Zapisy kończą się za pięć minut.
Zażartowała. Starała się jakoś rozluźnić atmosferę. Ponownie popijając herbatę obserwowała go w milczeniu zastanawiając się jednocześnie, jak Malcolm to odbierze. Czy weźmie jej słowa na poważnie? Jeśli tak to ciekawa była czy by się zgodził. Byłaby to ciekawa odmiana. Chociaż sądziła, że na nauczyciela to się na pewno nie nadaje.
Słysząc słowa Malcolma westchnęła. Czuła, że nadchodzą z jego strony "kazania".
-Treningi są dla mnie ważniejsze. Przynajmniej na tą chwilę. Nie chcę przyjechać do siedziby i zacząć tam treningów będąc zupełnie zieloną w kwestii walki itp. Poza tym, nie wiem kiedy pojawi się tu ojciec. Może to być dzisiaj, może to być jutro... A może za miesiąc. Swoje się jeszcze w życiu napracuję.
Wyjaśniła mu w skrócie mając nadzieję, że dzięki tym słowom Malcolm jej odpuści. Odstawiła pusty kubek po herbacie obok siebie po czym zeskoczyła z blatu. Następnie chwyciła go i stanęła przy zlewie chcąc go umyć.
Może i Malcolm nie był święty, ale jednak Ann o tym nie wiedziała. Nawet nie była wierząca by się tym wszystkim za bardzo przejmować jak on.
Po chwili jednak odwróciła się w jego stronę i oparła o blat za sobą.
-Druga sprawa... Wybacz jeśli przeze mnie w jakiś sposób nie czułeś się tu za dobrze...
Zaczęła. Nie była typem osoby, której łatwo przychodziło przepraszanie kogokolwiek poza matką która nota bene poprzedniego wieczoru ucięła sobie nie krótką pogawędkę z Anną.
-Po prostu... Nie jestem przyzwyczajona by po naszym domu kręcił się facet. Niemal całe życie mieszkałam tylko z matką więc...
Miała nadzieję, że Malcolm zrozumie i nie będzie miał jej za złe, że Ann zachowywała się wcześniej tak a nie inaczej. Nie miała jednak do końca tej świadomości, jak mógł to odbierać. Dopiero rozmowa z matką, nieco otworzyła jej oczy.
Słysząc jego słowa uśmiechnęła się lekko.
-W takim razie zapraszam na wieczorne nauki strzelania z łuku. Prowadzi Anna Valerious. Zapisy kończą się za pięć minut.
Zażartowała. Starała się jakoś rozluźnić atmosferę. Ponownie popijając herbatę obserwowała go w milczeniu zastanawiając się jednocześnie, jak Malcolm to odbierze. Czy weźmie jej słowa na poważnie? Jeśli tak to ciekawa była czy by się zgodził. Byłaby to ciekawa odmiana. Chociaż sądziła, że na nauczyciela to się na pewno nie nadaje.
Słysząc słowa Malcolma westchnęła. Czuła, że nadchodzą z jego strony "kazania".
-Treningi są dla mnie ważniejsze. Przynajmniej na tą chwilę. Nie chcę przyjechać do siedziby i zacząć tam treningów będąc zupełnie zieloną w kwestii walki itp. Poza tym, nie wiem kiedy pojawi się tu ojciec. Może to być dzisiaj, może to być jutro... A może za miesiąc. Swoje się jeszcze w życiu napracuję.
Wyjaśniła mu w skrócie mając nadzieję, że dzięki tym słowom Malcolm jej odpuści. Odstawiła pusty kubek po herbacie obok siebie po czym zeskoczyła z blatu. Następnie chwyciła go i stanęła przy zlewie chcąc go umyć.
Może i Malcolm nie był święty, ale jednak Ann o tym nie wiedziała. Nawet nie była wierząca by się tym wszystkim za bardzo przejmować jak on.
Po chwili jednak odwróciła się w jego stronę i oparła o blat za sobą.
-Druga sprawa... Wybacz jeśli przeze mnie w jakiś sposób nie czułeś się tu za dobrze...
Zaczęła. Nie była typem osoby, której łatwo przychodziło przepraszanie kogokolwiek poza matką która nota bene poprzedniego wieczoru ucięła sobie nie krótką pogawędkę z Anną.
-Po prostu... Nie jestem przyzwyczajona by po naszym domu kręcił się facet. Niemal całe życie mieszkałam tylko z matką więc...
Miała nadzieję, że Malcolm zrozumie i nie będzie miał jej za złe, że Ann zachowywała się wcześniej tak a nie inaczej. Nie miała jednak do końca tej świadomości, jak mógł to odbierać. Dopiero rozmowa z matką, nieco otworzyła jej oczy.
- Anna Valerious
- Tytuł : Córka Dowódcy Łowców WampirówWiek : 20Zawód : Łowca wampirówUmiejętności : Strzelanie z łuku, pierwsza pomocPunkty : 20
Re: Cardiff, Walia - koniec września 1885r.
Uśmiechnął się na jej słowa o zaproszeniu na lekcje strzelania z łuku. Przydałyby się u jemu, może dzięki temu nabrałby nowego doświadczenia. Rozluźnić się atmosferę dziewczynie udało. Spojrzał na nią, pokręciwszy lekko głową. Skończył robić sobie kanapkę i wysłuchał jej tłumaczenia się, dlaczego olewa pracę.
- W Siedzibie najmłodsi zaczynają od podstaw. Nie byłabyś żółtodziobem. A jak na kobietę jesteś dobrą wojowniczką. Matka przekazała Ci wszystkie podstawy. Jeżeli teraz rzucisz pracę i zaczniesz skupiać się na samych treningach, to po pierwsze - wykończysz się. A po drugie, nie będziesz miała za co żyć. Pieniądze w tych czasach są potrzebne. Co zrobisz, jeżeli rzucisz pracę i ojciec powie że nie może po Ciebie przyjechać i masz sama opłacić sobie dojazd? Z czego?
Zwrócił jej delikatnie uwagę na to co robiła. Wydawała się mieć wiele spraw i rzeczy gdzieś, nie przykuwając istotnych uwag do nich, ale powinna. Wiecznie nie będzie wstanie żerować na rodzicach.
- W porządku. Zrozumiałem to z dniem kiedy tutaj przyjechałem. Jestem obcy dla Ciebie i Twojej mamy, masz prawo mi nie ufać. Jeżeli to nadal jest uciążliwe, poszukam sobie jakiegoś mieszkania nieopodal, albo wynajmę pokój i będę przyjeżdżał tylko na noc, by wypełnić swoje zadanie.
Z uśmiechem zaoferował jej inne rozwiązanie problemu, jeżeli nadal przeszkadzała jej obecność mieszkającego faceta w jej domu.
- W Siedzibie najmłodsi zaczynają od podstaw. Nie byłabyś żółtodziobem. A jak na kobietę jesteś dobrą wojowniczką. Matka przekazała Ci wszystkie podstawy. Jeżeli teraz rzucisz pracę i zaczniesz skupiać się na samych treningach, to po pierwsze - wykończysz się. A po drugie, nie będziesz miała za co żyć. Pieniądze w tych czasach są potrzebne. Co zrobisz, jeżeli rzucisz pracę i ojciec powie że nie może po Ciebie przyjechać i masz sama opłacić sobie dojazd? Z czego?
Zwrócił jej delikatnie uwagę na to co robiła. Wydawała się mieć wiele spraw i rzeczy gdzieś, nie przykuwając istotnych uwag do nich, ale powinna. Wiecznie nie będzie wstanie żerować na rodzicach.
- W porządku. Zrozumiałem to z dniem kiedy tutaj przyjechałem. Jestem obcy dla Ciebie i Twojej mamy, masz prawo mi nie ufać. Jeżeli to nadal jest uciążliwe, poszukam sobie jakiegoś mieszkania nieopodal, albo wynajmę pokój i będę przyjeżdżał tylko na noc, by wypełnić swoje zadanie.
Z uśmiechem zaoferował jej inne rozwiązanie problemu, jeżeli nadal przeszkadzała jej obecność mieszkającego faceta w jej domu.
- Malcolm Royce
- p. David Carter
- Tytuł : SzlachcicWiek : 35Zawód : Ksiądz / ŁowcaUmiejętności : Pierwsza pomoc, sztuki walk, posługiwanie się sztyletami i karabinemPunkty : 35
Re: Cardiff, Walia - koniec września 1885r.
Jak widać jej próba rozluźnienia sytuacji się udała. Odwzajemniła jego uśmiech. Po chwili jednak tak jak podejrzewała-zaczęło się kazanie. Westchnęła tylko i wysłuchała go do końca. Jednak słysząc o wykończeniu się uniosła brwi. Może i wyglądała na słabą, ale taka nie była. Nie tak łatwo szło się jej pozbyć. Jednak wysłuchała go do końca nie przerywając mu choć nie mogła ukryć, że była to dla niej trudne.
-Już o to się martwić nie musisz. Przez ponad trzy lata błądziłam sama po świecie szukając, mając tylko kilka groszy na początek podróży. I jakoś dałam radę. Poza tym, nie rzuciłam pracy, tylko wzięłam sobie dzień wolnego, a to różnica.
Powiedziała niewinnie się uśmiechając. Nie wszystko miała gdzieś. Poza tym, nie żerowała na rodzicach. Nie brała od nich pieniędzy, choć jej próbowali wciskać wiele razy, a raczej matka próbowała. Ojciec spróbował raz i tyle. Przynajmniej na razie. Zawsze starała się w jakiś sposób sama zarobić trochę pieniędzy na to, co chciała i co było jej potrzebne.
-Spokojnie, nie wyganiam Cię.. Zwłaszcza, że zaczęłam się przyzwyczajać do Twojej obecności.
Odpowiedziała z uśmiechem. Nie lubiła poruszać takich tematów, ale w końcu też musiała. Gdyby jej matka dowiedziała się, że Ann nie porozmawiała o tym z Malcolmem, to na pewno nie dałaby jej żyć aż w końcu zapewne sama sprowokowałaby tę rozmowę. Przynajmniej na tyle znała matkę by mieć takie podejrzenia.
-Już o to się martwić nie musisz. Przez ponad trzy lata błądziłam sama po świecie szukając, mając tylko kilka groszy na początek podróży. I jakoś dałam radę. Poza tym, nie rzuciłam pracy, tylko wzięłam sobie dzień wolnego, a to różnica.
Powiedziała niewinnie się uśmiechając. Nie wszystko miała gdzieś. Poza tym, nie żerowała na rodzicach. Nie brała od nich pieniędzy, choć jej próbowali wciskać wiele razy, a raczej matka próbowała. Ojciec spróbował raz i tyle. Przynajmniej na razie. Zawsze starała się w jakiś sposób sama zarobić trochę pieniędzy na to, co chciała i co było jej potrzebne.
-Spokojnie, nie wyganiam Cię.. Zwłaszcza, że zaczęłam się przyzwyczajać do Twojej obecności.
Odpowiedziała z uśmiechem. Nie lubiła poruszać takich tematów, ale w końcu też musiała. Gdyby jej matka dowiedziała się, że Ann nie porozmawiała o tym z Malcolmem, to na pewno nie dałaby jej żyć aż w końcu zapewne sama sprowokowałaby tę rozmowę. Przynajmniej na tyle znała matkę by mieć takie podejrzenia.
- Anna Valerious
- Tytuł : Córka Dowódcy Łowców WampirówWiek : 20Zawód : Łowca wampirówUmiejętności : Strzelanie z łuku, pierwsza pomocPunkty : 20
Re: Cardiff, Walia - koniec września 1885r.
Godne podziwu, że dziewczyna potrafiła poradzić sobie tyle lat na groszach, by przebyć samotną podróż do tutejszych wysp. Skoro to tylko jeden dzień wolnego, nie będzie się do tego mieszał. Jedynie przedstawił jej swój punkt widzenia na tę sytuację.
- W porządku. Robisz jak uważasz. Ale jeżeli będziesz często brać wolne i kłamać, kłamstwami będziesz żyć przez długie lata. A to wróci do Ciebie kiedyś.
Kolejne spostrzeżenia. Choć sam wiedział, że nie jest łatwo przeżyć nie mając prawie niczego do przeżycia. Również podróżował, by jakoś wrócić do Kraju. Ale nie swojego rodzinnego. Wręcz obok.
Skoro mieli przyjemną rozmowę, wziął talerz ze swoimi kanapkami, herbatę i usiadł przy stole by móc w spokoju zjeść. Zakładając, że dziewczyna pewnie była już po swoim posiłku.
- To bardzo miło. Staram się jak mogę by móc zostać przez Ciebie i Twoją mamę zaakceptowany.
Jako nowy gość i częściowo lokator, zdołał przywyknąć do ich tutejszych zasad jakie posiadają w tym domu. Zaczynając może od tego, że Annie do tej pory zdarzało się wstawać dość późno. A Vivien często wychodziła jedynie po zakupy. Rzadko raczej wyjeżdżała na dłużej.
- A Twoja mama wyszła czy śpi?
Zapytał. Musiał wiedzieć takie rzeczy, na wypadek nieproszonych gości. Gdy gospodyni jest obecna czy nie.
- W porządku. Robisz jak uważasz. Ale jeżeli będziesz często brać wolne i kłamać, kłamstwami będziesz żyć przez długie lata. A to wróci do Ciebie kiedyś.
Kolejne spostrzeżenia. Choć sam wiedział, że nie jest łatwo przeżyć nie mając prawie niczego do przeżycia. Również podróżował, by jakoś wrócić do Kraju. Ale nie swojego rodzinnego. Wręcz obok.
Skoro mieli przyjemną rozmowę, wziął talerz ze swoimi kanapkami, herbatę i usiadł przy stole by móc w spokoju zjeść. Zakładając, że dziewczyna pewnie była już po swoim posiłku.
- To bardzo miło. Staram się jak mogę by móc zostać przez Ciebie i Twoją mamę zaakceptowany.
Jako nowy gość i częściowo lokator, zdołał przywyknąć do ich tutejszych zasad jakie posiadają w tym domu. Zaczynając może od tego, że Annie do tej pory zdarzało się wstawać dość późno. A Vivien często wychodziła jedynie po zakupy. Rzadko raczej wyjeżdżała na dłużej.
- A Twoja mama wyszła czy śpi?
Zapytał. Musiał wiedzieć takie rzeczy, na wypadek nieproszonych gości. Gdy gospodyni jest obecna czy nie.
- Malcolm Royce
- p. David Carter
- Tytuł : SzlachcicWiek : 35Zawód : Ksiądz / ŁowcaUmiejętności : Pierwsza pomoc, sztuki walk, posługiwanie się sztyletami i karabinemPunkty : 35
Re: Cardiff, Walia - koniec września 1885r.
Wiadomo, było jej ciężko. Momentami miała ochotę wszystko rzucić i wrócić do domu do Pittsburga. Jednak wtedy nie znalazłaby ojca i jednocześnie odebrałaby sobie szanse na poznanie rodziny i zostanie łowcą. Całe szczęście jej chwile wahania, nie trwały długo i jest tu. W Cardiff i czeka na ojca. Miała nadzieję, że ten się nie rozmyśli i nie oleje jej.
-Spokojnie... Wiem co robię...
Wiedziała o co chodziło Malcolmowi. Rozumiała to, jednak dzisiejszego dnia, chciała się skupić na treningu.
-Smacznego
Powiedziała gdy tylko Malcolm usiadł i już miał zabierać się za śniadanie. Ann nie jadała śniadań, ale nie miała zamiaru się do tego przyznawać. Chociaż przed matką tego nie mogła ukryć i nie raz słuchała jakie to śniadanie jest ważne i ma zacząć jeść. Nie chciała znów wysłuchiwać tego wszystkiego na nowo, więc nawet nic się nie odzywała. Wtem Malcolm nagle spytał o matkę.
-Nie ma jej... Powiedziała, że musi coś załatwić i wróci albo późnym wieczorem albo rano...
Odpowiedziała. Nie miała pojęcia co matka kombinowała, ale nie miała na to wpływu.
-Spokojnie... Wiem co robię...
Wiedziała o co chodziło Malcolmowi. Rozumiała to, jednak dzisiejszego dnia, chciała się skupić na treningu.
-Smacznego
Powiedziała gdy tylko Malcolm usiadł i już miał zabierać się za śniadanie. Ann nie jadała śniadań, ale nie miała zamiaru się do tego przyznawać. Chociaż przed matką tego nie mogła ukryć i nie raz słuchała jakie to śniadanie jest ważne i ma zacząć jeść. Nie chciała znów wysłuchiwać tego wszystkiego na nowo, więc nawet nic się nie odzywała. Wtem Malcolm nagle spytał o matkę.
-Nie ma jej... Powiedziała, że musi coś załatwić i wróci albo późnym wieczorem albo rano...
Odpowiedziała. Nie miała pojęcia co matka kombinowała, ale nie miała na to wpływu.
- Anna Valerious
- Tytuł : Córka Dowódcy Łowców WampirówWiek : 20Zawód : Łowca wampirówUmiejętności : Strzelanie z łuku, pierwsza pomocPunkty : 20
Re: Cardiff, Walia - koniec września 1885r.
Mieć nadzieję, że ojciec jej nie oleje ale dotrzyma słowa. Gdyby także miał dziecko, też by chciał z nim spędzić trochę czasu i przyjechałby tak jak obiecał, nie chcąc pomyślało o nim źle, że czasem słowa nie dotrzyma. Prawdę mówiąc, David chciałby założyć własną rodzinę, lecz sytuacja jego obecnego położenia nie pozwalała mu na to za bardzo. Musiał pogodzić się z takim losem i często nie myślał o tym, czego pragnie. By nie robić sobie złudnych nadziei.
- Dziękuję.
Podobnie jak Anna, nie często jadał śniadania, ale zmuszał się w sumie do tego, by mieć siły na całą resztę dnia. Posiłek jest cenną rzeczą dla człowieka poza piciem, by przetrwać i utrzymywać formę. Odpowiedział grzecznie dziewczynie i wziął się za spożycie posiłku.
Vivien zatem wyjechała i może wrócić dnia kolejnego. Trochę to niebezpieczne, że tak się bez szczegółów wyjechała. Chyba że Anna wiedziała co musi załatwić, to tym samym powinna wiedzieć gdzie jej w razie czego szukać.
- Rozumiem.
Odpowiedział krótko. Kończąc jedną ze swoich kanapek.
- Dziękuję.
Podobnie jak Anna, nie często jadał śniadania, ale zmuszał się w sumie do tego, by mieć siły na całą resztę dnia. Posiłek jest cenną rzeczą dla człowieka poza piciem, by przetrwać i utrzymywać formę. Odpowiedział grzecznie dziewczynie i wziął się za spożycie posiłku.
Vivien zatem wyjechała i może wrócić dnia kolejnego. Trochę to niebezpieczne, że tak się bez szczegółów wyjechała. Chyba że Anna wiedziała co musi załatwić, to tym samym powinna wiedzieć gdzie jej w razie czego szukać.
- Rozumiem.
Odpowiedział krótko. Kończąc jedną ze swoich kanapek.
- Malcolm Royce
- p. David Carter
- Tytuł : SzlachcicWiek : 35Zawód : Ksiądz / ŁowcaUmiejętności : Pierwsza pomoc, sztuki walk, posługiwanie się sztyletami i karabinemPunkty : 35
Re: Cardiff, Walia - koniec września 1885r.
Anna znała ojca jedynie z opowieści. Więc też nic dziwnego, że nie żyła z pewnością jego przyjazdu a nadzieją. Ale jeśli chodzi o rodzinę i dzieci, to w przeciwieństwie do Malcolma, Ann nie chciała zakładać własnej rodziny, mieć męża i dzieci. Na tą chwilę nie uważała, by było to coś dla niej. Zwłaszcza, że nie miała się na kim nawet wzorować. Matka wychowywała ją sama a ojciec nie miał pojęcia o jej istnieniu. Model rodziny perfekcyjny (NOT).
Przez chwilę nie odzywała się tylko wyjrzała przez okno w stronę ogrodu. Jednak po chwili postanowiła, że nie będzie przeszkadzać Malcolmowi w śniadaniu i pójdzie się przygotować do treningu albo po prostu postrzela z łuku.
-Dobra. Jedz sobie śniadanie. Jakby co będę na ogrodzie.
Powiedziała po czym wyszła z kuchni. Zanim wyszła z domu chwyciła łuk i strzały i skierowała swe kroki na ogród gdzie wieczór wcześniej ćwiczyła do późna. Podeszła do tarczy i zaczęła się jej przyglądać. Wyniki zbyt zadowalające nie były. W między czasie założyła rękawiczkę na jedną rękę po czym obrała odpowiednią odległość. Chwilę później padł pierwszy strzał.
Przez chwilę nie odzywała się tylko wyjrzała przez okno w stronę ogrodu. Jednak po chwili postanowiła, że nie będzie przeszkadzać Malcolmowi w śniadaniu i pójdzie się przygotować do treningu albo po prostu postrzela z łuku.
-Dobra. Jedz sobie śniadanie. Jakby co będę na ogrodzie.
Powiedziała po czym wyszła z kuchni. Zanim wyszła z domu chwyciła łuk i strzały i skierowała swe kroki na ogród gdzie wieczór wcześniej ćwiczyła do późna. Podeszła do tarczy i zaczęła się jej przyglądać. Wyniki zbyt zadowalające nie były. W między czasie założyła rękawiczkę na jedną rękę po czym obrała odpowiednią odległość. Chwilę później padł pierwszy strzał.
- Anna Valerious
- Tytuł : Córka Dowódcy Łowców WampirówWiek : 20Zawód : Łowca wampirówUmiejętności : Strzelanie z łuku, pierwsza pomocPunkty : 20
Re: Cardiff, Walia - koniec września 1885r.
Nic nie odpowiedział, a jedynie skinął głową na znak, że przyjął do wiadomości jej słowa. W spokoju zatem zjadł sobie śniadanie i posprzątał po sobie. Nawet wypił herbatę i udał do swojego pokoju, by wziąć co potrzebne do ćwiczenia i treningu, w jakim będzie musiał dalej szkolić dziewczynę. Ale też i jednocześnie poprawiać swoje umiejętności.
Zszedł na dół do ogrodu, czując jesienny lekki powiew wiatru. Zbliżył się do miejsca, gdzie Anna ćwiczyła strzelanie z łuku. Choć nie wychodziło jej to perfekcyjnie. To jednak widział w niej ten zapał. Trafiała do tarczy, ale nie w samo jej centrum. Przynajmniej tyle dobrego było u niej z samodzielnych zaparć by całymi dniami i wieczorami ćwiczyć. Nie chcąc jej przeszkadzać w koncentracji, jedynie obserwował.
Zszedł na dół do ogrodu, czując jesienny lekki powiew wiatru. Zbliżył się do miejsca, gdzie Anna ćwiczyła strzelanie z łuku. Choć nie wychodziło jej to perfekcyjnie. To jednak widział w niej ten zapał. Trafiała do tarczy, ale nie w samo jej centrum. Przynajmniej tyle dobrego było u niej z samodzielnych zaparć by całymi dniami i wieczorami ćwiczyć. Nie chcąc jej przeszkadzać w koncentracji, jedynie obserwował.
- Malcolm Royce
- p. David Carter
- Tytuł : SzlachcicWiek : 35Zawód : Ksiądz / ŁowcaUmiejętności : Pierwsza pomoc, sztuki walk, posługiwanie się sztyletami i karabinemPunkty : 35
Re: Cardiff, Walia - koniec września 1885r.
Po dłuższej chwili Malcolm zjawił się na ogrodzie gdzie Anna strzelała z łuku. Początkowo jakby nie zwracała na niego uwagi. Jednak po chwili przestała strzelać po czym spojrzała na niego.
-Chcesz spróbować?
Spytała z lekkim uśmiechem. Po chwili położyła łuk na trawie po czym podeszła do tarczy i wyjęła wszystkie strzały. Podchodząc z powrotem na miejsce oglądała każdą jedną strzałę jakby chciała się upewnić, że żadna nie jest uszkodzona.
Anna była uparta. Jak już sobie postanowiła, że będzie zawała z siebie jak najwięcej na treningach by jak najwięcej się nauczyć w jak najkrótszym czasie, to nie było siły by ją odwieźć od tej decyzji. Wiedziała, że z jednej strony jest to dobre, jednak bała się, że w pewnym momencie mogłaby przesadzić i gdzieś popełnić błąd. Na szczęście dla niej, takie myśli, prześladowały ją głównie wieczorami i w nocy więc nie musiała się zbytnio przejmować tym wszystkim na tą chwilę.
-Chcesz spróbować?
Spytała z lekkim uśmiechem. Po chwili położyła łuk na trawie po czym podeszła do tarczy i wyjęła wszystkie strzały. Podchodząc z powrotem na miejsce oglądała każdą jedną strzałę jakby chciała się upewnić, że żadna nie jest uszkodzona.
Anna była uparta. Jak już sobie postanowiła, że będzie zawała z siebie jak najwięcej na treningach by jak najwięcej się nauczyć w jak najkrótszym czasie, to nie było siły by ją odwieźć od tej decyzji. Wiedziała, że z jednej strony jest to dobre, jednak bała się, że w pewnym momencie mogłaby przesadzić i gdzieś popełnić błąd. Na szczęście dla niej, takie myśli, prześladowały ją głównie wieczorami i w nocy więc nie musiała się zbytnio przejmować tym wszystkim na tą chwilę.
- Anna Valerious
- Tytuł : Córka Dowódcy Łowców WampirówWiek : 20Zawód : Łowca wampirówUmiejętności : Strzelanie z łuku, pierwsza pomocPunkty : 20
Re: Cardiff, Walia - koniec września 1885r.
Być może nie spodziewał się, że Anna zechce przyjąć go na swoje lekcje ze strzelania z łuku i kto wie, czy nie mówiła poważniej. Ale skoro zachęcała miłym uśmiechem, mógłby spróbować.
- Mistrzem nie jestem, ale też nie trzymałem łuku w ręce.
Przyznał szczerze, jako że to on jest w tym teraz żółtodziobem a nie ona. Mimo to, podszedł bliżej i sięgnął po łuk przyglądając się mu jak jest skonstruowany. O ile pamiętał, jak Anna go trzymała, tak sam spróbował zrobić. Widzieć to jedno, ale samemu trzymać to już trochę trudniejsza sprawa.
Jeżeli podała mu strzałę, to jednak miał problem z jej utrzymaniem przy łuku jak i zaczepieniu o cięciwę. A gdy się udało, pewnie nie obrał odpowiedniej pozycji by dobrze wycelować, ale napiął cięciwę i próbował wycelować w centrum tarczy.
- Mistrzem nie jestem, ale też nie trzymałem łuku w ręce.
Przyznał szczerze, jako że to on jest w tym teraz żółtodziobem a nie ona. Mimo to, podszedł bliżej i sięgnął po łuk przyglądając się mu jak jest skonstruowany. O ile pamiętał, jak Anna go trzymała, tak sam spróbował zrobić. Widzieć to jedno, ale samemu trzymać to już trochę trudniejsza sprawa.
Jeżeli podała mu strzałę, to jednak miał problem z jej utrzymaniem przy łuku jak i zaczepieniu o cięciwę. A gdy się udało, pewnie nie obrał odpowiedniej pozycji by dobrze wycelować, ale napiął cięciwę i próbował wycelować w centrum tarczy.
- Malcolm Royce
- p. David Carter
- Tytuł : SzlachcicWiek : 35Zawód : Ksiądz / ŁowcaUmiejętności : Pierwsza pomoc, sztuki walk, posługiwanie się sztyletami i karabinemPunkty : 35
Re: Cardiff, Walia - koniec września 1885r.
-Ja też się kiedyś tego uczyłam od podstaw...
Powiedziała z lekkim uśmiechem. Zanim podała mu strzałę, chwyciła jedną dłonią łuk za ramię, a drugą dłonią przesunęła jego na rękojeść.
-Trzymaj tutaj. Palec wskazujący miej odrobinę wysunięty. Strzała wtedy Ci się na pewno nie osunie. Stań lekko bokiem do celu i wyprostuj się.
Zaraz po tym gdy wypowiedziała te słowa podała mu strzałę.
-Zahacz o cięciwo. Wyprostuj całkowicie rękę a strzałę przyciągnij do siebie tak, by koniec był na wysokości policzka. Celuj i puść strzałę.
Najgorsze było samo celowanie i strzał. Mówiąc tę ostatnią część odsunęła się o kilka kroków po czym obserwowała go jak celował. Doskonale pamiętała swoje początki. Jak się denerwowała gdy tylko jej coś nie wychodziło. Ale metodą prób i błędów, nauczyła się. Jednak była świadoma, że musi się jeszcze wiele nauczyć.
Powiedziała z lekkim uśmiechem. Zanim podała mu strzałę, chwyciła jedną dłonią łuk za ramię, a drugą dłonią przesunęła jego na rękojeść.
-Trzymaj tutaj. Palec wskazujący miej odrobinę wysunięty. Strzała wtedy Ci się na pewno nie osunie. Stań lekko bokiem do celu i wyprostuj się.
Zaraz po tym gdy wypowiedziała te słowa podała mu strzałę.
-Zahacz o cięciwo. Wyprostuj całkowicie rękę a strzałę przyciągnij do siebie tak, by koniec był na wysokości policzka. Celuj i puść strzałę.
Najgorsze było samo celowanie i strzał. Mówiąc tę ostatnią część odsunęła się o kilka kroków po czym obserwowała go jak celował. Doskonale pamiętała swoje początki. Jak się denerwowała gdy tylko jej coś nie wychodziło. Ale metodą prób i błędów, nauczyła się. Jednak była świadoma, że musi się jeszcze wiele nauczyć.
- Anna Valerious
- Tytuł : Córka Dowódcy Łowców WampirówWiek : 20Zawód : Łowca wampirówUmiejętności : Strzelanie z łuku, pierwsza pomocPunkty : 20
Re: Cardiff, Walia - koniec września 1885r.
Każdy wszystkiego uczył się od podstaw. Systematyczna nauka przynosiła później zadowalające efekty. Wiedział to po sobie, kiedy uczył się walki czy rzucania nożami.
Starał się robić wszystko dokładnie tak, jak mówiła mu Anna. Pozwalając także na to, by sama ustawiła jego ramiona. Choć trochę niekomfortowo czuł się w takiej bliskości z kobietą, to jednak wywalczył w sobie odwagę starając się nie patrzeć na twarz dziewczyny. Podświadomie wmawiając sobie, że ona wcale nie stoi tak blisko jego osoby. Lepiej się z kolei poczuł, kiedy Anna oddaliła się o parę kroków. Był wstanie się skoncentrować i puścił strzałę. Ta niestety poleciała obok tarczy, wbijając się pewnie w inne drzewo, czy coś co było dalej. Może i nawet wylądowała na ziemi.
- Przyznam, że nie jest to tak prosta technika co rzucanie sztyletem.
Rzekł patrząc na tarczę, jakby szukał wskazówek, jak powinien dobrze wycelować. Trzymanie łuku to jedno, ale też trzeba wiedzieć jak pokierować strzzałą i rozumieć kierunek powietrza. Sporo musiałby poświęcić czasu, aby się tego nauczyć.
Starał się robić wszystko dokładnie tak, jak mówiła mu Anna. Pozwalając także na to, by sama ustawiła jego ramiona. Choć trochę niekomfortowo czuł się w takiej bliskości z kobietą, to jednak wywalczył w sobie odwagę starając się nie patrzeć na twarz dziewczyny. Podświadomie wmawiając sobie, że ona wcale nie stoi tak blisko jego osoby. Lepiej się z kolei poczuł, kiedy Anna oddaliła się o parę kroków. Był wstanie się skoncentrować i puścił strzałę. Ta niestety poleciała obok tarczy, wbijając się pewnie w inne drzewo, czy coś co było dalej. Może i nawet wylądowała na ziemi.
- Przyznam, że nie jest to tak prosta technika co rzucanie sztyletem.
Rzekł patrząc na tarczę, jakby szukał wskazówek, jak powinien dobrze wycelować. Trzymanie łuku to jedno, ale też trzeba wiedzieć jak pokierować strzzałą i rozumieć kierunek powietrza. Sporo musiałby poświęcić czasu, aby się tego nauczyć.
- Malcolm Royce
- p. David Carter
- Tytuł : SzlachcicWiek : 35Zawód : Ksiądz / ŁowcaUmiejętności : Pierwsza pomoc, sztuki walk, posługiwanie się sztyletami i karabinemPunkty : 35
Re: Cardiff, Walia - koniec września 1885r.
Wiadomo. Nic nie jest takie proste od samego początku. Dla Ann strzelanie z łuku początkowo było czarną magią ale, skoro już znalazła łuk i strzały, to mimo, iż matka zabraniała jej uczyć się strzelać, to Ann i tak robiła swoje. Co teraz wychodzi jej na dobre.
Przez chwilę miała wrażenie, że Malcolm był jakby trochę spięty gdy Ann była bliżej niego. Ale stwierdziła, że na pewno jej się tylko wydawało. Uśmiechnęła się słysząc jego słowa po jego pierwszym strzale.
-Nic nie jest proste na początku. Ja za to nie umiem rzucać sztyletem. Może zrobimy tak. Ja nauczę Cię strzelać z łuku, a Ty nauczysz mnie rzucać sztyletami. Co Ty na to?
Spytała patrząc na niego z lekkim uśmiechem na ustach.
Przez chwilę miała wrażenie, że Malcolm był jakby trochę spięty gdy Ann była bliżej niego. Ale stwierdziła, że na pewno jej się tylko wydawało. Uśmiechnęła się słysząc jego słowa po jego pierwszym strzale.
-Nic nie jest proste na początku. Ja za to nie umiem rzucać sztyletem. Może zrobimy tak. Ja nauczę Cię strzelać z łuku, a Ty nauczysz mnie rzucać sztyletami. Co Ty na to?
Spytała patrząc na niego z lekkim uśmiechem na ustach.
- Anna Valerious
- Tytuł : Córka Dowódcy Łowców WampirówWiek : 20Zawód : Łowca wampirówUmiejętności : Strzelanie z łuku, pierwsza pomocPunkty : 20
Re: Cardiff, Walia - koniec września 1885r.
Był spięty. Zwykle starał się unikać jakiegokolwiek przebywania wśród kobiet. Co innego matka czy siostra. Może i do rozmów z kobietami się nadawał i był wobec nich bardzo uprzejmy i miły, to jednak na dość bliskie kontakty trzymał dystans. Kiedy zaś dowódca zlecił mu przebywanie wśród dwóch kobiet, poczuł już wewnętrzne obawy i nie był wstanie nawet przekonać Szefa do zmiany decyzji swoimi argumentami. Polecenie musiał wykonać. Z drugiej strony sam się wkopał, pozwalając by Anna zdemaskowała jego łowiecką tożsamość. Nic więc dziwnego, że przez te kilka dni, kiedy nawet trenował z Anną, utrzymywał ten dystans również dla swojego bezpieczeństwa.
Rzut sztyletem już jej zafundował w pokazie, trafiając celnie w wampira w katedrze, kiedy byli zaatakowani. Propozycja wspólnego uczenia się, była dla niego trochę krępująca. Ale może nie będzie tak tragicznie? Tak blisko siebie przecież nie muszą być.
- Technika jest niemal taka sama. Koncentracja i odpowiednie ustawienie ciała. Różnica tylko w broni i jej trzymaniu.
Analizował, jakby sam siebie chciał przekonać do tego, czy warto uczyć się strzelania z łuku. Z drugiej strony, atakowanie z ukrycia jest równie korzystne.
- Możemy spróbować, uczyć się wzajemnie.
Zgodził się o ile nie będzie żałował. A łuk jej oczywiście oddał, wyciągając rękę przed siebie by go odebrała.
Rzut sztyletem już jej zafundował w pokazie, trafiając celnie w wampira w katedrze, kiedy byli zaatakowani. Propozycja wspólnego uczenia się, była dla niego trochę krępująca. Ale może nie będzie tak tragicznie? Tak blisko siebie przecież nie muszą być.
- Technika jest niemal taka sama. Koncentracja i odpowiednie ustawienie ciała. Różnica tylko w broni i jej trzymaniu.
Analizował, jakby sam siebie chciał przekonać do tego, czy warto uczyć się strzelania z łuku. Z drugiej strony, atakowanie z ukrycia jest równie korzystne.
- Możemy spróbować, uczyć się wzajemnie.
Zgodził się o ile nie będzie żałował. A łuk jej oczywiście oddał, wyciągając rękę przed siebie by go odebrała.
- Malcolm Royce
- p. David Carter
- Tytuł : SzlachcicWiek : 35Zawód : Ksiądz / ŁowcaUmiejętności : Pierwsza pomoc, sztuki walk, posługiwanie się sztyletami i karabinemPunkty : 35
Re: Cardiff, Walia - koniec września 1885r.
Ann nie miała o tym pojęcia. Może gdyby wiedziała, że Malcolm stara się nie utrzymywać bliższych kontaktów z kobietami, to trzymałaby większy dystans. Nie lubiła się narzucać facetom. Zwykle to wolała ich odpychać od siebie. Chyba, że zbliżenie się do kogoś, to był jedyny sposób by się czegoś dowiedzieć, wtedy sprawa wyglądałaby nieco inaczej.
- W takim razie, mam nadzieję, że uda nam się to wszystko w miarę szybko załapać.
Powiedziała odbierając od niego łuk. Miała nadzieję, że w miarę szybko uda jej się nauczyć rzucania sztyletami. Może to być bardzo przydatne. Nie tylko w samej walce.
-Dobra... Od czego zaczynamy?
Zmieniła nagle temat chcąc wziąć się za treningi. Równie dobrze, resztę mogą obgadać później.
- W takim razie, mam nadzieję, że uda nam się to wszystko w miarę szybko załapać.
Powiedziała odbierając od niego łuk. Miała nadzieję, że w miarę szybko uda jej się nauczyć rzucania sztyletami. Może to być bardzo przydatne. Nie tylko w samej walce.
-Dobra... Od czego zaczynamy?
Zmieniła nagle temat chcąc wziąć się za treningi. Równie dobrze, resztę mogą obgadać później.
- Anna Valerious
- Tytuł : Córka Dowódcy Łowców WampirówWiek : 20Zawód : Łowca wampirówUmiejętności : Strzelanie z łuku, pierwsza pomocPunkty : 20
Re: Cardiff, Walia - koniec września 1885r.
W tej kwestii by się może dogadali, gdyby o sobie wiedzieli tyle ile powinni, by trzymać do siebie odpowiedni dystans. David unikał kobiet, z kolei Anna mężczyzn. Jednakże takie zdarzenia jak wspólne trenowanie, chwilami wymagały zbliżenia podczas nauczania i parowania ciosów, w zależności od tego czym i jak ćwiczyli.
- Też tak myślę.
Odpowiedział zabierając rękę za siebie, jak i drugą by za plecami spleść dłonie. Nauczenie się strzelania z łuku byłoby dla niego nowym doświadczeniem i chętnie by się tego nauczył. Ale w zamian musi nauczyć Annę posługiwania się sprawnie sztyletami. Co więcej, podczas tych treningów i kilkudniowego przebywania z kobietami, czyli Anną i jej matką, nie ubierał się jak ksiądz, ale zwyczajny mężczyzna. Koszula, czy sweter, spodnie i kamizelka bardziej skórzana. W takim typowo łowieckim strony czy zwyczajnego obywatela, nie przypominał pobożnego księdza. Pozory mogą mylić, ale kto by widział księdza w sułtanie ćwiczącego sztuki walk?
Od czego mieli zacząć? Sam nie wiedział.
- Od tego, co chcesz bardziej poćwiczyć.
Prosta odpowiedź. On miał już pełnoprawny status łowcy wampirów, ale ona pewnie jeszcze nie. I wiele jej brakowało do tego. A żeby takowy dostać, trzeba byłoby przejść egzaminy sprawdzające wiedzę i pokazać jak bardzo jest się dobrym w walce z wampirem. Jeżeli człowiek sobie poradzi i nie da się zabić, istniała szansa na to, że dalej będzie mógł być brany na misje i niektóre wykonywać samodzielnie.
- Też tak myślę.
Odpowiedział zabierając rękę za siebie, jak i drugą by za plecami spleść dłonie. Nauczenie się strzelania z łuku byłoby dla niego nowym doświadczeniem i chętnie by się tego nauczył. Ale w zamian musi nauczyć Annę posługiwania się sprawnie sztyletami. Co więcej, podczas tych treningów i kilkudniowego przebywania z kobietami, czyli Anną i jej matką, nie ubierał się jak ksiądz, ale zwyczajny mężczyzna. Koszula, czy sweter, spodnie i kamizelka bardziej skórzana. W takim typowo łowieckim strony czy zwyczajnego obywatela, nie przypominał pobożnego księdza. Pozory mogą mylić, ale kto by widział księdza w sułtanie ćwiczącego sztuki walk?
Od czego mieli zacząć? Sam nie wiedział.
- Od tego, co chcesz bardziej poćwiczyć.
Prosta odpowiedź. On miał już pełnoprawny status łowcy wampirów, ale ona pewnie jeszcze nie. I wiele jej brakowało do tego. A żeby takowy dostać, trzeba byłoby przejść egzaminy sprawdzające wiedzę i pokazać jak bardzo jest się dobrym w walce z wampirem. Jeżeli człowiek sobie poradzi i nie da się zabić, istniała szansa na to, że dalej będzie mógł być brany na misje i niektóre wykonywać samodzielnie.
- Malcolm Royce
- p. David Carter
- Tytuł : SzlachcicWiek : 35Zawód : Ksiądz / ŁowcaUmiejętności : Pierwsza pomoc, sztuki walk, posługiwanie się sztyletami i karabinemPunkty : 35
Re: Cardiff, Walia - koniec września 1885r.
Co prawda odpychała od siebie mężczyzn, tylko dlatego, by nie zdradzić kim jest i z jakiej rodziny pochodzi. Z Malcolmem była inna sytuacja, bo wiedział niemal wszystko, poza tym, kto jest ojcem Anny. Ale On był księdzem, więc i tak czy siak, się kółko zamyka.
Dla Anny lepiej, że nie ubierał się jak ksiądz. Wtedy przynajmniej nie myśli o nim jak o księdzu i nic ją nie hamuje, by uczyła się walczyć z facetem w sutannie. Poza tym, sąsiedzi, mogliby sobie nie jedno pomyśleć.
Zastanowiła się chwilę. Było na prawdę dużo do nauczenia się, jednak nie zawsze było to takie proste wybrać, od czego by tu zacząć.
-A myślałam, że to nauczyciel wybiera...
Zażartowała z uśmiechem.
-Dobra... Walka w ręcz... Jest równie ważna w razie wojny...
Powiedziała po chwili nieco poważniej. Chcąc zostać łowcą, musiała umieć i walczyć z bronią jak i bez niej. Anna robiła co tylko mogła by móc zostać w pełni łowcą wampirów. Nie zamierzała w tej kwestii tak szybko odpuścić.
Dla Anny lepiej, że nie ubierał się jak ksiądz. Wtedy przynajmniej nie myśli o nim jak o księdzu i nic ją nie hamuje, by uczyła się walczyć z facetem w sutannie. Poza tym, sąsiedzi, mogliby sobie nie jedno pomyśleć.
Zastanowiła się chwilę. Było na prawdę dużo do nauczenia się, jednak nie zawsze było to takie proste wybrać, od czego by tu zacząć.
-A myślałam, że to nauczyciel wybiera...
Zażartowała z uśmiechem.
-Dobra... Walka w ręcz... Jest równie ważna w razie wojny...
Powiedziała po chwili nieco poważniej. Chcąc zostać łowcą, musiała umieć i walczyć z bronią jak i bez niej. Anna robiła co tylko mogła by móc zostać w pełni łowcą wampirów. Nie zamierzała w tej kwestii tak szybko odpuścić.
- Anna Valerious
- Tytuł : Córka Dowódcy Łowców WampirówWiek : 20Zawód : Łowca wampirówUmiejętności : Strzelanie z łuku, pierwsza pomocPunkty : 20
Re: Cardiff, Walia - koniec września 1885r.
Wybranie sobie zawodu księdza było chyba jego specjalnym zamysłem, aby uwolnić się o zalecających do niego kobiet. Być może to nawyk obaw, jaki odczuwał za czasów mieszkania jeszcze w rodzinnym domu, kiedy ojciec chciał wybrać mu kobietę za żonę. Bądź wybór miał on sam dokonać. Celibat widocznie jest dla niego całkowitym wybawieniem. Ale na jak długo? Tego sam nie wiedział. Póki co, ukrywanie swojej prawdziwej tożsamości udawało mu się utrzymać.
Ubieranie się jak ksiądz do treningu nie było wręcz wskazane. I tak musiał nieźle wymanewrować swoje ruchy, kiedy jest świadkiem nieprzyjemnej akcji ataku wampira w miejscu publicznym, gdzie i on musiał wtedy mieć na sobie sutannę. Tak jak było ostatnim razem w katedrze.
Na jej stwierdzenie, że to raczej on powinien wybrać, uśmiechnął się podobnie jak ona.
- Właściwie to prawda.
Przyznał, ale tym razem dał jej wybór i wybrała. Walka wręcz. Więc niech jej będzie.
- W porządku. Odłóż łuk i zacznij mnie atakować. Będę się bronił.
Zgodził się, dając jej chwilę na przygotowanie się. Tym samym czekając aż zacznie, by mógł być gotowym do obrony. Myślenie, że ma się ucznia jako przeciwnika było o dziwo dla niego łatwiejsze, niż myśleć że przed nim tam blisko stoi kobieta. Choć i tak podczas całych walk z bliska, nie spoglądał Annie w twarz a tym bardziej w oczy.
Ubieranie się jak ksiądz do treningu nie było wręcz wskazane. I tak musiał nieźle wymanewrować swoje ruchy, kiedy jest świadkiem nieprzyjemnej akcji ataku wampira w miejscu publicznym, gdzie i on musiał wtedy mieć na sobie sutannę. Tak jak było ostatnim razem w katedrze.
Na jej stwierdzenie, że to raczej on powinien wybrać, uśmiechnął się podobnie jak ona.
- Właściwie to prawda.
Przyznał, ale tym razem dał jej wybór i wybrała. Walka wręcz. Więc niech jej będzie.
- W porządku. Odłóż łuk i zacznij mnie atakować. Będę się bronił.
Zgodził się, dając jej chwilę na przygotowanie się. Tym samym czekając aż zacznie, by mógł być gotowym do obrony. Myślenie, że ma się ucznia jako przeciwnika było o dziwo dla niego łatwiejsze, niż myśleć że przed nim tam blisko stoi kobieta. Choć i tak podczas całych walk z bliska, nie spoglądał Annie w twarz a tym bardziej w oczy.
- Malcolm Royce
- p. David Carter
- Tytuł : SzlachcicWiek : 35Zawód : Ksiądz / ŁowcaUmiejętności : Pierwsza pomoc, sztuki walk, posługiwanie się sztyletami i karabinemPunkty : 35
Re: Cardiff, Walia - koniec września 1885r.
Z jej strony nie miał co się obawiać "ataków" na jego osobę. Chyba, że chodziło o treningi. Przynajmniej do czasów aż wyląduje w siedzibie, i ojciec da jej jakiegoś innego nauczyciela. Wtedy tamten się będzie martwił o małą ilość przerw.
Z jednej strony cieszyła się, że Malcom dał jej wolny wybór, ale z drugiej, początkowo nie wiedziała co ma wybrać, a później nie była pewna czy podoła. Nie była zbyt dobra w walce wręcz. Vivien nauczyła ją tylko podstaw.
-Dobra... Masz dla mnie jakieś magiczne rady zanim zaczniemy?
Spytała odchodząc kawałek by odłożyć łuk w bezpieczne miejsce. Niech ją nie korci by w razie co po niego chwycić.
Chwilę później była już przy Malcolmie by móc go zaatakować. Nie liczyła na to, że zdoła go pokonać w jakikolwiek sposób.
Z jednej strony cieszyła się, że Malcom dał jej wolny wybór, ale z drugiej, początkowo nie wiedziała co ma wybrać, a później nie była pewna czy podoła. Nie była zbyt dobra w walce wręcz. Vivien nauczyła ją tylko podstaw.
-Dobra... Masz dla mnie jakieś magiczne rady zanim zaczniemy?
Spytała odchodząc kawałek by odłożyć łuk w bezpieczne miejsce. Niech ją nie korci by w razie co po niego chwycić.
Chwilę później była już przy Malcolmie by móc go zaatakować. Nie liczyła na to, że zdoła go pokonać w jakikolwiek sposób.
- Anna Valerious
- Tytuł : Córka Dowódcy Łowców WampirówWiek : 20Zawód : Łowca wampirówUmiejętności : Strzelanie z łuku, pierwsza pomocPunkty : 20
Re: Cardiff, Walia - koniec września 1885r.
David przyznałby szczerze, że sam nie wie czy nadaje się na nauczyciela, mentora przyszłych łowców. Mimo swojego ponad trzydziestego wieku, wciąż czuł się mało doświadczony w swojej dziedzinie. Lepiej widocznie wychodziło mu bycie księdzem, niż łowcą. Najczęściej brany był pod rolę doręczyciela, pośrednika. Przekazując informacje potajemnie, z wykorzystaniem swojego zawodu. Na paru misjach brał udział. I o dziwo, jakoś wychodził z tego cało. Często jednak zdarzy się mu być świadkiem niespodziewanych ataków w miejscach, w których się znajdzie.
Obserwował Annę, jak odstawiła łuk, zastanawiając się nad jakimiś wskazówkami dla niej. Ale nie znając jej sposobu działania, nie mógł nic w tej chwili doradzić.
- Sprawdźmy najpierw ile umiesz. Nie wahaj się mnie uderzyć i staraj się także zaskakiwać.
Tyle powiedział i czekał w luźnej pozycji, gotowym będąc do obrony. Skupił na niej swoje spojrzenie i również na intuicji swojej, by domyślać się, skąd nastąpi atak.
Obserwował Annę, jak odstawiła łuk, zastanawiając się nad jakimiś wskazówkami dla niej. Ale nie znając jej sposobu działania, nie mógł nic w tej chwili doradzić.
- Sprawdźmy najpierw ile umiesz. Nie wahaj się mnie uderzyć i staraj się także zaskakiwać.
Tyle powiedział i czekał w luźnej pozycji, gotowym będąc do obrony. Skupił na niej swoje spojrzenie i również na intuicji swojej, by domyślać się, skąd nastąpi atak.
- Malcolm Royce
- p. David Carter
- Tytuł : SzlachcicWiek : 35Zawód : Ksiądz / ŁowcaUmiejętności : Pierwsza pomoc, sztuki walk, posługiwanie się sztyletami i karabinemPunkty : 35
Strona 1 z 9 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9
Similar topics
» Posiadłość Christophera McQueen (1885r)
» Walia, Posiadłość Chamberlain - marzec 1862r.
» Zamek Cardiff
» Walia - od 1839r.
» Londyn, pod koniec sierpnia 1885
» Walia, Posiadłość Chamberlain - marzec 1862r.
» Zamek Cardiff
» Walia - od 1839r.
» Londyn, pod koniec sierpnia 1885
Strona 1 z 9
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|