Liley Lefferts
Vampire Kingdom :: Urozmaicenie :: Archiwum :: Karty Postaci
Strona 1 z 1 • Share
Liley Lefferts
Liley Lefferts
Wizerunek: Gemma Artenton
Data urodzenia (wiek): 26.03.1680r. (205/26)
Miejsce urodzenia: Plymouth, Anglia
Miejsce zamieszkania: Edynburg, Szkocja
Rasa: Wampir
Zawód: Łowca wampirów
Tytuł/Ranga: -
Stan cywilny: Panna
Umiejętności i ich poziom: Hipnoza (nowicjusz)
Biografia:
Ciszę panującą w przestronnej, wyłożonej kamieniem piwnicy rozdarł krótki, ale przepełniony nieopisanym bólem krzyk. Niewysoka, całkiem drobna - a raczej skrywająca za luźnymi ubraniami dobrze wyrzeźbione ciało - kobieta odłożyła do stojącego nieopodal kominka rozżarzony pogrzebacz, jakim dosłownie przed chwilą wypaliła dziurę w dłoni przykutego do stołu mężczyzny. Mężczyzna ten był wampirem - widać to było bardzo wyraźnie, nawet jeśli nie miało się wcześniej za wiele do czynienia z tym gatunkiem. Zwłaszcza, że aktualnie był w tragicznym stanie. Wygłodzony, posiniaczony i pokaleczony, prawdopodobnie nie miałby siły ustać na nogach, nawet jeśli krępujące go liny poddałyby się jego rozpaczliwym próbom rozerwania ich.
Patrzył na dziewczynę z tak wielką nienawiścią, że gdyby wzrok mógł zabijać... Nie, właściwie nie było szans uśmiercić jej w ten sposób, bo nie zaszczyciła go nawet spojrzeniem.
- Wiesz, mam dzisiaj gest - powiedziała pogodnie, przeglądając rozłożone na półce obok noże, nożyki i inne dziwne, ostre przedmioty. - Opowiem ci historię.
Mężczyzna prychnął pogardliwie i dopiero to zachęciło ją do skoncentrowania wzroku na jego osobie. Przyglądała mu się przez chwilę z nieodgadnionym wyrazem twarzy. A później jakby ją olśniło.
- Dobra, w takim razie zawrzemy umowę. Jeśli będziesz grzeczny do samego końca, pozwolę ci odejść. Doskonały układ, hm? Nie, nie odpowiadaj, jeśli zależy ci na własnym języku.
Ale on nie planował odpowiadać. Jakie miał wyjście? I tak zdany był na jej łaskę, już od długiego, długiego czasu.
- Dawno, dawno temu - zaczęła, kiedy usadowiła się wygodnie pod ścianą, z dala od buchającego od kominka ciepła, i zaśmiała się już na samym początku. - Brzmi do dupy. Tyle że to poważnie było diabelnie dawno. Gdzieś koło roku tysiąc sześćset osiemdziesiątego urodził się pewnej arystokratycznej rodzinie bachor. Czemu bachor? Cóż, niewiele miłości można było otrzymać od rodziców, którzy za wszystkie swoje nieszczęścia obwiniali dziecko. Bo dziecka wcale miało nie być. Rozumiesz, zupełnie nieplanowane. Gdyby jeszcze było chłopcem, może inaczej by je potraktowano. Ale nie, dziewczynka. Mała, słodka, brązowooka dziewczynka. Miała naprawdę nieprzyjemny okres dorastania, ale to nie były czasy, w których myślało się o tym, że jest źle czy niewygodnie. Niechęć ze strony otoczenia czasami motywuje do ciągłego doskonalenia się. Do pokazania innym, że jest się o niebo lepszym od nich. I tak też dziewczynka ta na okazywaną jej niechęć reagowała. Nikt nie skąpił jej pieniędzy - wychodzono z przekonania, że zastąpią jej miłość, ciepło i inne rodzinne bzdety. Nic więc dziwnego, że kiedy wreszcie ją wydziedziczono - bo, nie oszukujmy się, tylko z obawy o własną reputację postanowili odchować bachora przynajmniej do piętnastki - oszalała na punkcie pieniędzy. Stała się chytra, pazerna na złoto. Najpierw znalazła coś, czego nie mogę nawet nazwać pracą - została popychadłem na usługach angielskich bogaczy. Ale to jej nie wystarczyło. Zaczęła kraść, żeby wzbogacić się choć odrobinę. Wiesz, najpierw jedzenie, drobne przedmioty o niskiej wartości. Oczywiście ciągle było jej mało, więc ostatecznie skończyło się na pieniądzach, biżuterii i wszystkim, co mogła dobrze sprzedać na czarnym rynku. Miała może z siedemnaście lat, kiedy po raz pierwszy usłyszała o piratach. Wtedy czasy ich świetności powoli przemijały, przynajmniej tak wówczas twierdzono. Pierwsze lata osiemnastego wieku okazały się latami zmian. Rząd podjął otwartą i niezwykle zawziętą walkę z piractwem, nie mając litości dla nikogo. To tak, jak z czarownicami. Stos i koniec, czy rzeczywiście jesteś tą wiedźmą, czy nie jesteś. Chodziło o wzbudzenie strachu, tak mi się przynajmniej wydaje, gdy wracam myślami do tego okresu. Ale niechciany bachor arystokratycznego pochodzenia zafascynował się piratami na kilka lat przed tym. Chyba zawsze lubiła wyzwania, przygody i niebezpieczeństwo. Mówiły o tym chociażby niedokładne rysopisy mające przedstawiać jej twarzyczkę, porozklejane po slumsach tego obrzydliwego miasta. Nie bała się pościgów, czerpała rozrywkę z ucieczek przed władzami. Czasem noga jej się podwinęła, naturalnie, miała tę przyjemność poznać bardzo dokładnie miejscowe lochy. Spędziła w nich trochę swojego życia, ale zawsze prędzej czy później stamtąd uciekała. Zrobiła sobie nawet odlew kluczy do cel, kiedy już znudziło jej się oszukiwanie strażników. Kto by pomyślał, że dzięki temu otworzy sobie bramy do nowego świata? Pewnego dnia bowiem uwolniła z lochów czekającego na stryczek pirata. Czemu, spytasz? Właściwie... to nie wiem. Bardzo prawdopodobne, że działa pod wpływem chwili. W końcu wciąż była tylko dzieckiem, a skoro mogła pomóc, odwrócenie się od tego człowieka oznaczałoby współudział w morderstwie. Wierz mi lub nie, ale był to bardzo poczciwy mężczyzna. Zabrał dziewczynę na statek, a załoga przyjęła ją jak młodszą siostrę. Tworzyli bardzo zgraną drużynę... Tworzyliśmy. I tak pewnie domyśliłeś się już, że to ja jestem tą dziewczyną, co? Nauczyli mnie wtedy wielu rzeczy, a ja, jakby w zamian, utraciłam trochę swojej kobiecości. Moje słownictwo pozostawiało wiele do życzenia, potrafiłam się bić i walczyć mieczem, nosiłam spodnie i koszule zamiast sukien. Wyrobiłam sobie też trochę mięśni podczas pracy na statku. Było naprawdę miło. Grabiliśmy olbrzymie statki handlowe, uciekaliśmy przed okrętami królewskimi, czasem walczyliśmy i wygrywaliśmy. Niestety porwaliśmy się do walki o jeden raz za dużo. Miałam wtedy dwadzieścia pięć lat. Nieco za wcześnie na śmierć, prawda? Ale tak się wówczas żyło. Z dnia na dzień, ze świadomością, że nie ujrzymy więcej wschodów słońca, dlatego cieszyliśmy się każdym z osobna. Tak czy inaczej, z naszej załogi zostało zaledwie kilka osób. Pokonani i upokorzeni złożyliśmy broń, godząc się na przykry koniec, jaki nas czekał. Sęk w tym, że nie skazano nas z miejsca na śmierć. Dostaliśmy propozycję. Nie bezpośrednio od władzy, oni prawdopodobnie nie wiedzieli nigdy o istnieniu całego nadprzyrodzonego dziwactwa. Propozycję złożyła nam organizacja łowców. Byliśmy wyszkoleni do walki, tak powiedzieli. Byliśmy piratami. Żeby przetrwać w środowisku naturalnym, potrzebowaliśmy umiejętności, jakich poszukiwano również wśród kandydatów na nich. Taki był warunek - nie zawiśniemy, ale nasze życie i tak nie będzie do nas należało. Niektórzy wybrali stryczek. Ja chciałam przeżyć, za wszelką cenę. Nie ufali mi na początku, miałam mocny, irytujący chwilami nadzór. W sumie nie ma co się dziwić - bandyta miał stać się obrońcą ludzkości. Absurd, bez dwóch zdań. Musieli być bardzo zdesperowani, skoro szukali pomocy wśród skazańców. Z drugiej strony, skazańcy mieli większą szansę przetrwania w walce. Mieli brutalność we krwi, a najlepiej jeśli drapieżnik walczy z drapieżnikiem. Wtedy szanse są wyrównane. Jeśli chodzi o mnie, nie paliłam się za bardzo do pomagania innym. Za bardzo mnie skrzywdzili, kiedy byłam dzieckiem, za bardzo mną pomiatali, gdy wylądowałam na ulicy. Ale jak mus to mus, nie? Powiem nawet, że chciałam odbyć szkolenie na łowcę. Zawsze podobało mi się wszystko, co sprawia, że jest się silniejszym. Przyznaję, w końcu trochę przesadziłam z tą siłą. Zakończyłam szkolenie, dostawałam własne misje i cieszyłam się z nich. Najpierw takie drobne, niewiele znaczące, potem coraz poważniejsze i poważniejsze. Obrosłam w skowronki tak bardzo, że nie trzeba było długo czekać, aż popełniłam błąd. Błąd, który kosztował mnie śmiertelność. Pieprzony wampir zdechł kilka dni później, ale co z tego, jeśli zdążył mnie przed tym ugryźć i napoić swoją krwią. Niby nie umarłam, powinnam się cieszyć z uzyskanej na nowo wolności, lecz istniał drobny problem. Łowcy wiedzieli, że wciąż żyję, a informacje, jakie posiadałam w żadnym wypadku nie mogły dotrzeć do Rady Wampirów. Nie wiedzieli niestety, że wcale nie zamierzałam ich wydać. Nie z poczucia lojalności czy czegoś podobnego. To było dużo prostsze. Chodziło o przetrwanie. Bezpieczniej było tkwić przy grupie, jaką w miarę się poznało. Krwiopijcy nie wiedzieli o moim istnieniu. Po co miałabym ich uświadamiać, narażając się na dożywotni pościg zabójców? Bez ładu i składu. Chociaż, jak tak teraz sobie myślę, zamiast zabijać wampiry, mogłam po prostu zacząć zabijać łowców. Mogłam, a jednak widzisz, stoję cały czas po tej samej stronie barykady. Owszem, dorwali mnie kilkanaście lat później. Nie sposób przecież uciekać w nieskończoność. Dobrze, że od małego miałam gadane. Po ponad pół wieku spędzonym we wstrętnym, obskurnym lochu przyznali mi rację - ich zdaniem również mogłam się przydać. I znów to samo - pełen nadzór, kompletny brak swobody, czasami miałam wrażenie, że prześwietlają nawet moje myśli. No, ale koniec końców, jestem teraz tutaj jako prawie wolna istota. Chyba po prostu dali sobie spokój po stuleciu, bylebym tylko się nie rozszalała, bo zaczną polować i na mnie. Pasuje mi taki układ. Mogę bronić ludzi, choć zupełnie nie zależy mi na ich życiach. Robię to, bo lubię ścigać was. Moich braci, moje siostry. To świetna rozrywka, wiesz?
Zamilkła wreszcie, wstając spod ściany. Przeciągnęła się, poruszała głową. A później, bez ostrzeżenia, złapała za opartą o stół szablę i pewnym cięciem pozbawiła mężczyznę głowy.
- Kłamałam - powiedziała do zwłok. - Nikomu nigdy nie pozwolę uciec.
Patrzył na dziewczynę z tak wielką nienawiścią, że gdyby wzrok mógł zabijać... Nie, właściwie nie było szans uśmiercić jej w ten sposób, bo nie zaszczyciła go nawet spojrzeniem.
- Wiesz, mam dzisiaj gest - powiedziała pogodnie, przeglądając rozłożone na półce obok noże, nożyki i inne dziwne, ostre przedmioty. - Opowiem ci historię.
Mężczyzna prychnął pogardliwie i dopiero to zachęciło ją do skoncentrowania wzroku na jego osobie. Przyglądała mu się przez chwilę z nieodgadnionym wyrazem twarzy. A później jakby ją olśniło.
- Dobra, w takim razie zawrzemy umowę. Jeśli będziesz grzeczny do samego końca, pozwolę ci odejść. Doskonały układ, hm? Nie, nie odpowiadaj, jeśli zależy ci na własnym języku.
Ale on nie planował odpowiadać. Jakie miał wyjście? I tak zdany był na jej łaskę, już od długiego, długiego czasu.
- Dawno, dawno temu - zaczęła, kiedy usadowiła się wygodnie pod ścianą, z dala od buchającego od kominka ciepła, i zaśmiała się już na samym początku. - Brzmi do dupy. Tyle że to poważnie było diabelnie dawno. Gdzieś koło roku tysiąc sześćset osiemdziesiątego urodził się pewnej arystokratycznej rodzinie bachor. Czemu bachor? Cóż, niewiele miłości można było otrzymać od rodziców, którzy za wszystkie swoje nieszczęścia obwiniali dziecko. Bo dziecka wcale miało nie być. Rozumiesz, zupełnie nieplanowane. Gdyby jeszcze było chłopcem, może inaczej by je potraktowano. Ale nie, dziewczynka. Mała, słodka, brązowooka dziewczynka. Miała naprawdę nieprzyjemny okres dorastania, ale to nie były czasy, w których myślało się o tym, że jest źle czy niewygodnie. Niechęć ze strony otoczenia czasami motywuje do ciągłego doskonalenia się. Do pokazania innym, że jest się o niebo lepszym od nich. I tak też dziewczynka ta na okazywaną jej niechęć reagowała. Nikt nie skąpił jej pieniędzy - wychodzono z przekonania, że zastąpią jej miłość, ciepło i inne rodzinne bzdety. Nic więc dziwnego, że kiedy wreszcie ją wydziedziczono - bo, nie oszukujmy się, tylko z obawy o własną reputację postanowili odchować bachora przynajmniej do piętnastki - oszalała na punkcie pieniędzy. Stała się chytra, pazerna na złoto. Najpierw znalazła coś, czego nie mogę nawet nazwać pracą - została popychadłem na usługach angielskich bogaczy. Ale to jej nie wystarczyło. Zaczęła kraść, żeby wzbogacić się choć odrobinę. Wiesz, najpierw jedzenie, drobne przedmioty o niskiej wartości. Oczywiście ciągle było jej mało, więc ostatecznie skończyło się na pieniądzach, biżuterii i wszystkim, co mogła dobrze sprzedać na czarnym rynku. Miała może z siedemnaście lat, kiedy po raz pierwszy usłyszała o piratach. Wtedy czasy ich świetności powoli przemijały, przynajmniej tak wówczas twierdzono. Pierwsze lata osiemnastego wieku okazały się latami zmian. Rząd podjął otwartą i niezwykle zawziętą walkę z piractwem, nie mając litości dla nikogo. To tak, jak z czarownicami. Stos i koniec, czy rzeczywiście jesteś tą wiedźmą, czy nie jesteś. Chodziło o wzbudzenie strachu, tak mi się przynajmniej wydaje, gdy wracam myślami do tego okresu. Ale niechciany bachor arystokratycznego pochodzenia zafascynował się piratami na kilka lat przed tym. Chyba zawsze lubiła wyzwania, przygody i niebezpieczeństwo. Mówiły o tym chociażby niedokładne rysopisy mające przedstawiać jej twarzyczkę, porozklejane po slumsach tego obrzydliwego miasta. Nie bała się pościgów, czerpała rozrywkę z ucieczek przed władzami. Czasem noga jej się podwinęła, naturalnie, miała tę przyjemność poznać bardzo dokładnie miejscowe lochy. Spędziła w nich trochę swojego życia, ale zawsze prędzej czy później stamtąd uciekała. Zrobiła sobie nawet odlew kluczy do cel, kiedy już znudziło jej się oszukiwanie strażników. Kto by pomyślał, że dzięki temu otworzy sobie bramy do nowego świata? Pewnego dnia bowiem uwolniła z lochów czekającego na stryczek pirata. Czemu, spytasz? Właściwie... to nie wiem. Bardzo prawdopodobne, że działa pod wpływem chwili. W końcu wciąż była tylko dzieckiem, a skoro mogła pomóc, odwrócenie się od tego człowieka oznaczałoby współudział w morderstwie. Wierz mi lub nie, ale był to bardzo poczciwy mężczyzna. Zabrał dziewczynę na statek, a załoga przyjęła ją jak młodszą siostrę. Tworzyli bardzo zgraną drużynę... Tworzyliśmy. I tak pewnie domyśliłeś się już, że to ja jestem tą dziewczyną, co? Nauczyli mnie wtedy wielu rzeczy, a ja, jakby w zamian, utraciłam trochę swojej kobiecości. Moje słownictwo pozostawiało wiele do życzenia, potrafiłam się bić i walczyć mieczem, nosiłam spodnie i koszule zamiast sukien. Wyrobiłam sobie też trochę mięśni podczas pracy na statku. Było naprawdę miło. Grabiliśmy olbrzymie statki handlowe, uciekaliśmy przed okrętami królewskimi, czasem walczyliśmy i wygrywaliśmy. Niestety porwaliśmy się do walki o jeden raz za dużo. Miałam wtedy dwadzieścia pięć lat. Nieco za wcześnie na śmierć, prawda? Ale tak się wówczas żyło. Z dnia na dzień, ze świadomością, że nie ujrzymy więcej wschodów słońca, dlatego cieszyliśmy się każdym z osobna. Tak czy inaczej, z naszej załogi zostało zaledwie kilka osób. Pokonani i upokorzeni złożyliśmy broń, godząc się na przykry koniec, jaki nas czekał. Sęk w tym, że nie skazano nas z miejsca na śmierć. Dostaliśmy propozycję. Nie bezpośrednio od władzy, oni prawdopodobnie nie wiedzieli nigdy o istnieniu całego nadprzyrodzonego dziwactwa. Propozycję złożyła nam organizacja łowców. Byliśmy wyszkoleni do walki, tak powiedzieli. Byliśmy piratami. Żeby przetrwać w środowisku naturalnym, potrzebowaliśmy umiejętności, jakich poszukiwano również wśród kandydatów na nich. Taki był warunek - nie zawiśniemy, ale nasze życie i tak nie będzie do nas należało. Niektórzy wybrali stryczek. Ja chciałam przeżyć, za wszelką cenę. Nie ufali mi na początku, miałam mocny, irytujący chwilami nadzór. W sumie nie ma co się dziwić - bandyta miał stać się obrońcą ludzkości. Absurd, bez dwóch zdań. Musieli być bardzo zdesperowani, skoro szukali pomocy wśród skazańców. Z drugiej strony, skazańcy mieli większą szansę przetrwania w walce. Mieli brutalność we krwi, a najlepiej jeśli drapieżnik walczy z drapieżnikiem. Wtedy szanse są wyrównane. Jeśli chodzi o mnie, nie paliłam się za bardzo do pomagania innym. Za bardzo mnie skrzywdzili, kiedy byłam dzieckiem, za bardzo mną pomiatali, gdy wylądowałam na ulicy. Ale jak mus to mus, nie? Powiem nawet, że chciałam odbyć szkolenie na łowcę. Zawsze podobało mi się wszystko, co sprawia, że jest się silniejszym. Przyznaję, w końcu trochę przesadziłam z tą siłą. Zakończyłam szkolenie, dostawałam własne misje i cieszyłam się z nich. Najpierw takie drobne, niewiele znaczące, potem coraz poważniejsze i poważniejsze. Obrosłam w skowronki tak bardzo, że nie trzeba było długo czekać, aż popełniłam błąd. Błąd, który kosztował mnie śmiertelność. Pieprzony wampir zdechł kilka dni później, ale co z tego, jeśli zdążył mnie przed tym ugryźć i napoić swoją krwią. Niby nie umarłam, powinnam się cieszyć z uzyskanej na nowo wolności, lecz istniał drobny problem. Łowcy wiedzieli, że wciąż żyję, a informacje, jakie posiadałam w żadnym wypadku nie mogły dotrzeć do Rady Wampirów. Nie wiedzieli niestety, że wcale nie zamierzałam ich wydać. Nie z poczucia lojalności czy czegoś podobnego. To było dużo prostsze. Chodziło o przetrwanie. Bezpieczniej było tkwić przy grupie, jaką w miarę się poznało. Krwiopijcy nie wiedzieli o moim istnieniu. Po co miałabym ich uświadamiać, narażając się na dożywotni pościg zabójców? Bez ładu i składu. Chociaż, jak tak teraz sobie myślę, zamiast zabijać wampiry, mogłam po prostu zacząć zabijać łowców. Mogłam, a jednak widzisz, stoję cały czas po tej samej stronie barykady. Owszem, dorwali mnie kilkanaście lat później. Nie sposób przecież uciekać w nieskończoność. Dobrze, że od małego miałam gadane. Po ponad pół wieku spędzonym we wstrętnym, obskurnym lochu przyznali mi rację - ich zdaniem również mogłam się przydać. I znów to samo - pełen nadzór, kompletny brak swobody, czasami miałam wrażenie, że prześwietlają nawet moje myśli. No, ale koniec końców, jestem teraz tutaj jako prawie wolna istota. Chyba po prostu dali sobie spokój po stuleciu, bylebym tylko się nie rozszalała, bo zaczną polować i na mnie. Pasuje mi taki układ. Mogę bronić ludzi, choć zupełnie nie zależy mi na ich życiach. Robię to, bo lubię ścigać was. Moich braci, moje siostry. To świetna rozrywka, wiesz?
Zamilkła wreszcie, wstając spod ściany. Przeciągnęła się, poruszała głową. A później, bez ostrzeżenia, złapała za opartą o stół szablę i pewnym cięciem pozbawiła mężczyznę głowy.
- Kłamałam - powiedziała do zwłok. - Nikomu nigdy nie pozwolę uciec.
Charakter:
Jedyne, czego możemy być pewni jeśli chodzi o Liley to to, że pod żadnym pozorem nie można jej zaufać. Chętnie wykorzystuje ludzi, gdy choć na chwilę stracą czujność, wrabia ich w różne afery, wmawia coś, czego nie było i ogólnie robi wszystkim mętlik w głowie. Częściowo dla zabawy, częściowo by stale pozostawać na wygranej pozycji. Wszystkich ma totalnie w nosie, nie pomoże nikomu w potrzebie, jeśli nie dostrzeże w danej akcji korzyści dla siebie. Prawdopodobnie nie wyciągnie nawet ręki do umierającego - prędzej przejdzie obok niewzruszona albo nawet dobierze się do posiadanych przez niego kosztowności. Martwemu przecież się nie przydadzą. Nie ma pojęcia czym jest honor, więc ci, którzy z nią zadzierają, muszą być przygotowani na wszelkie nieczyste zagrania, podstępy i zasadzki. I naturalnie na brak wyrzutów sumienia.
Mimo wszystko, nasza urocza bohaterka wcale nie jest czysto czarnym charakterem. Znaczy, nie taki diabeł straszny, jak go malują, nie? Liley lubi rozmawiać, niezależnie od tego, czy rozmówca ma akurat ochotę słuchać jej wywodów czy też nie. No, jeśli nie ma, zawsze da się znaleźć sposób, by cudownie zmienił swoje zdanie. Nie bez powodu chodzi wszędzie uzbrojona po zęby. Chociaż, ma to i swoje gorsze strony - rozzłoszczona bywa dość wybuchowa. Najczęściej najpierw coś zrobi, a dopiero później pomyśli, w rezultacie czego zdarza jej się podpadać co poniektórym ważniejszym osobistościom, ale koniec końców zawsze udaje jej się jakoś wyłgać. Właściwie nie wiadomo już którym jej słowom powinno się wierzyć, a którym nie. Umiejętnie wplata kłamstwa do każdej dyskusji i prawdopodobnie trzeba by ją mocniej przycisnąć, by wyrzuciła z siebie niekoloryzowaną prawdę.
Lubi przygody i niebezpieczeństwo, a dzięki wykonywanemu za młodu zawodowi posiada podwyższoną wytrzymałość zarówno psychiczną, jak i fizyczną. Wiadomo, niełatwo być częścią pirackiej załogi, zwłaszcza kiedy jest się kobietą. Na statku nauczyła się wykorzystywać swoją zadziorność, nabrała odwagi i pewności siebie, dlatego nie sposób zobaczyć ją podkulającą ogon - nawet przy przewadze przeciwnika wypnie dumnie pierś i zacznie tworzyć podstępne plany. Cóż, jeśli nie da się w otwartej walce, czemu by nie upozorować chęci zmiany strony konfliktu, by móc zadźgać kogoś we śnie?
Warto też dodać, że w pewien sposób porzuciła ścieżkę złodziejstwa, jaką obrała w swym poprzednim życiu. Dzięki umiejętności otwierania zamków potrafi włamać się do wielu pomieszczeń, ale - nie wiedzieć czemu - zazwyczaj opiera się pokusie przywłaszczenia sobie czyjegoś mienia. Aktualnie skupia się raczej na pracy i choć w znacznej mierze pomaganie ludziom jest sprzeczne z jej charakterem, wcale nie myśli o porzuceniu tej roboty. I nie ma też na celu zdobywania sojuszników - według niej ludzie (i nieludzie tak samo, oczywiście) dzielą się na ofiary, wrogów oraz pracodawców, wśród których nie ma miejsca na koleżeństwo czy przyjaźnie.
Mimo wszystko, nasza urocza bohaterka wcale nie jest czysto czarnym charakterem. Znaczy, nie taki diabeł straszny, jak go malują, nie? Liley lubi rozmawiać, niezależnie od tego, czy rozmówca ma akurat ochotę słuchać jej wywodów czy też nie. No, jeśli nie ma, zawsze da się znaleźć sposób, by cudownie zmienił swoje zdanie. Nie bez powodu chodzi wszędzie uzbrojona po zęby. Chociaż, ma to i swoje gorsze strony - rozzłoszczona bywa dość wybuchowa. Najczęściej najpierw coś zrobi, a dopiero później pomyśli, w rezultacie czego zdarza jej się podpadać co poniektórym ważniejszym osobistościom, ale koniec końców zawsze udaje jej się jakoś wyłgać. Właściwie nie wiadomo już którym jej słowom powinno się wierzyć, a którym nie. Umiejętnie wplata kłamstwa do każdej dyskusji i prawdopodobnie trzeba by ją mocniej przycisnąć, by wyrzuciła z siebie niekoloryzowaną prawdę.
Lubi przygody i niebezpieczeństwo, a dzięki wykonywanemu za młodu zawodowi posiada podwyższoną wytrzymałość zarówno psychiczną, jak i fizyczną. Wiadomo, niełatwo być częścią pirackiej załogi, zwłaszcza kiedy jest się kobietą. Na statku nauczyła się wykorzystywać swoją zadziorność, nabrała odwagi i pewności siebie, dlatego nie sposób zobaczyć ją podkulającą ogon - nawet przy przewadze przeciwnika wypnie dumnie pierś i zacznie tworzyć podstępne plany. Cóż, jeśli nie da się w otwartej walce, czemu by nie upozorować chęci zmiany strony konfliktu, by móc zadźgać kogoś we śnie?
Warto też dodać, że w pewien sposób porzuciła ścieżkę złodziejstwa, jaką obrała w swym poprzednim życiu. Dzięki umiejętności otwierania zamków potrafi włamać się do wielu pomieszczeń, ale - nie wiedzieć czemu - zazwyczaj opiera się pokusie przywłaszczenia sobie czyjegoś mienia. Aktualnie skupia się raczej na pracy i choć w znacznej mierze pomaganie ludziom jest sprzeczne z jej charakterem, wcale nie myśli o porzuceniu tej roboty. I nie ma też na celu zdobywania sojuszników - według niej ludzie (i nieludzie tak samo, oczywiście) dzielą się na ofiary, wrogów oraz pracodawców, wśród których nie ma miejsca na koleżeństwo czy przyjaźnie.
Ciekawostki:
- Ma 165cm wzrostu oraz wyraźnie zarysowane (jak na kobietę, nie jest Herkulesem) mięśnie ramion, ud, trochę brzucha. Tym samym nie jest chuda ani drobna, po prostu pozbawiona niepotrzebnych fałdek i odrobinę umięśniona.
- Wykazuje zdolności przywódcze, nie toleruje osób dyktujących jej warunki, a to powoduje zgrzyty między nią a jej przełożonymi.
- Ceni swoje życie ponad wszystko inne.
- Błyszczą jej się oczka na samą wzmiankę o zysku.
- Zna hiszpański (nauczyła się go na statku - wypadało znać język wroga).
- Nie lubi zwierząt.
- Ma skłonność do hazardu.
- Lubi zadawać ból ofiarom zanim je zabije.
- Najlepiej posługuje się szablą, ale znanych jest jej sporo przedmiotów mogących wyrządzić krzywdę innej istocie. Mocno i pewnie rzuca sztyletami, niestety nad celnością musi popracować, za to sprawniej idzie jej używanie noży w walce na krótki dystans.
- Wywodzi się z linii Mikhaila. Jej ojciec nazywał się Mervyn, był Walijczykiem, kompletnie szalonym i niebezpiecznym. Przemienił ją kiedy przegrała z nim walkę. Uznał bowiem za zabawne zniszczenie łowcy poprzez zrobienie z niego tego, na co poluje. Nie zamierzał jej niczego uczyć i w niczym pomagać.
- Łowcy zabili jej stwórcę kilka dni po tym, jak ją przemienił. Liley nie była obecna przy zdarzeniu. Sama musiała nauczyć się funkcjonowania w wampirzej skórze, ale że otrzymała wcześniej przeszkolenie dotyczące natury wampirów, była w jakiś sposób na to przygotowana. Całkowitego ucywilizowania jej osoby dopełnili dopiero łowcy, którzy ostatecznie ją schwytali i na długie lata zamknęli.
- Jako wolny wampir spędziła zaledwie kilkanaście lat, później przez ponad pół wieku była więźniem łowców, którzy po ciągnących się podczas tego okresu naradach zadecydowali, że mogą wykorzystać ją do własnych celów. Zwłaszcza że była chętna ponownie nawiązać współpracę i cały czas to podkreślała.
- Stale znajduje się pod obserwacją i nie zanosi się na to, by któraś ze stron zaufała drugiej na tyle, by całkowicie wyzbyć się podejrzeń.
- Nie została zarejestrowana. Jej istnienie i fakt działania na rzecz łowców są w miarę możliwości ukrywane.
- Pozostało w niej trochę pirackiego ducha, słownictwo wciąż ma niewyszukane.
- Nie zakłada współczesnych sukni, chyba że już musi. I tak porusza się jedynie pod osłoną nocy, często okryta płaszczem, niewiele więc osób ma w ogóle okazję dostrzec jej nieelegancję. Nosi skórzane albo materiałowe, obcisłe spodnie i włożoną w nie koszulę. Ma dar przekonywania krawców do szycia jej tego, czego żąda.
- Dzięki krawcom właśnie dowiedziała się, że weszła w posiadanie bardzo ciekawej umiejętności. Początkowo żaden z nich nie chciał wykonywać jej zamówień, bo to przecież nie ta epoka, dziś kobietom nie przystoi nosić spodni. Kiedy w końcu cierpliwość jej się skończyła i zaczęła się wygrażać, zauważyła pewną zmianę w ich zachowaniu, i to bynajmniej nie dlatego, że się przestraszyli. Testowała na wielu ludziach, próbowała wywierać wpływ na losowe osoby, by potwierdzić swoje przypuszczenia. Nie wie jeszcze, że w przypadku nadużycia osoba zahipnotyzowana może postradać umysł. Nie wie też od czego ta zdolność zależy, kogo może zahipnotyzować, a kogo nie. Orientuje się za to mniej więcej w czasie jej trwania.
- Liley Lefferts
- Wiek : 205/26Zawód : ŁowcaUmiejętności : HipnozaPunkty : 5
Re: Liley Lefferts
Karta postaci zaakceptowana! | |
Od teraz możesz zacząć swoją przygodę na fabule. Pamiętaj, aby założyć tematy pomocnicze jak informator i temat listowny. A także, uzupełnij profil. Życzymy Powodzenia! | |
Ilość pozostałych punktów: 5 |
- Cromwell
- Administrator
- Tytuł : Lord ProtektorZawód : Admin / Mistrz GryPunkty : 0
Vampire Kingdom :: Urozmaicenie :: Archiwum :: Karty Postaci
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach