Pub "Jeździec i Wilk"
Vampire Kingdom :: Zjednoczone Królestwo :: Anglia :: Londyn
Strona 2 z 3 • Share
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Re: Pub "Jeździec i Wilk"
Uśmiechnął się, bo bardzo często spotykał się z takimi słowami z ust osób białych. Nie przeczył, że mają rację, naprawdę ciężko było rozróżnić narodowości Azjatów, ale z drugiej strony, czy łatwiej było z Europejczykami? Albo Amerykanami? Nie wydawało mu się. Ludzie generalnie byli do siebie bardzo podobni. Ciężko, żeby nie, skoro najczęściej oddzielały ich jedynie sztucznie stworzone granice, które dla biologii i wyglądu gatunku nie znaczyły nic. Były stworzone jedynie dla spokoju, poczucia bezpieczeństwa i zaprowadzenia porządku. Samuel nie widział większego sensu w zwracaniu na nie uwagi. Równie dobrze jutro mogła wybuchnąć wielka wojna obejmująca cały świat i zupełnie pozmieniać ułożenie krajów. Jaki był więc sens przejmować się czymś, co można tak łatwo zmienić?
- To częsty problem - przyznał kiwając głową z lekkim uśmiechem. - Ale wydaje mi się, że nie odnosi się tylko do Azjatów. Chyba tak samo ciężko jest rozróżnić, czy ktoś jest Węgrem, Ukraińcem, czy Anglikiem, jak rozpoznać Japończyka, Koreańczyka i Chińczyka. Nawet powiedziałbym, że może z nami jest trudniej. Tak to chyba jest, gdy jedyne, co nas różni, to sztuczne granice, prawda?
Spojrzał na Josepha, który się nie odzywał. Zauważył, że humor spadł mu jeszcze bardziej i przyjaciel rozgląda się po pomieszczeniu jakby szukał sposobu ucieczki. Trochę go to zasmuciło, bo chciał porozmawiać z nowopoznanym mężczyzną. No, ale przecież nie z nim tutaj przyszedł. Jeśli Joseph będzie chciał wyjść, oczywiście, że wyjdzie z nim. Chyba, że zaoponuje. Chociaż wolałby, żeby nie. Miał nadzieję, że nie jest na niego z jakiegoś powodu zły za włączenie się w dialog z mężczyzną. Niby pewnie nie miał powodu. No, ale jakiś przecież musiał się znaleźć, skoro Josephowi zrzedła mina, prawda?
Cały wieczór jednak nagle wydał mu się mniej przyjemny, niż na początku.
Spróbował złapać kontakt wzrokowy ze Stanburym i dyskretnie wskazał mu oczami na drzwi, bezgłośnie pytając, czy chce wyjść.
Zaraz jednak wrócił do mężczyzny i uśmiechnął się do niego ze zrozumieniem.
- Tak. Jeśli ktoś nie jest przyzwyczajony, to to faktycznie musi być katorga, prawda? A skąd dokładnie pan przypłynął, jeśli wolno spytać? - tego już zupełnie nie potrafił określić, ale nic w tym przecież dziwnego.
- To częsty problem - przyznał kiwając głową z lekkim uśmiechem. - Ale wydaje mi się, że nie odnosi się tylko do Azjatów. Chyba tak samo ciężko jest rozróżnić, czy ktoś jest Węgrem, Ukraińcem, czy Anglikiem, jak rozpoznać Japończyka, Koreańczyka i Chińczyka. Nawet powiedziałbym, że może z nami jest trudniej. Tak to chyba jest, gdy jedyne, co nas różni, to sztuczne granice, prawda?
Spojrzał na Josepha, który się nie odzywał. Zauważył, że humor spadł mu jeszcze bardziej i przyjaciel rozgląda się po pomieszczeniu jakby szukał sposobu ucieczki. Trochę go to zasmuciło, bo chciał porozmawiać z nowopoznanym mężczyzną. No, ale przecież nie z nim tutaj przyszedł. Jeśli Joseph będzie chciał wyjść, oczywiście, że wyjdzie z nim. Chyba, że zaoponuje. Chociaż wolałby, żeby nie. Miał nadzieję, że nie jest na niego z jakiegoś powodu zły za włączenie się w dialog z mężczyzną. Niby pewnie nie miał powodu. No, ale jakiś przecież musiał się znaleźć, skoro Josephowi zrzedła mina, prawda?
Cały wieczór jednak nagle wydał mu się mniej przyjemny, niż na początku.
Spróbował złapać kontakt wzrokowy ze Stanburym i dyskretnie wskazał mu oczami na drzwi, bezgłośnie pytając, czy chce wyjść.
Zaraz jednak wrócił do mężczyzny i uśmiechnął się do niego ze zrozumieniem.
- Tak. Jeśli ktoś nie jest przyzwyczajony, to to faktycznie musi być katorga, prawda? A skąd dokładnie pan przypłynął, jeśli wolno spytać? - tego już zupełnie nie potrafił określić, ale nic w tym przecież dziwnego.
- Samuel Vaesey
- Tytuł : SzlachcicWiek : 26Zawód : Nie pracujeUmiejętności : Jazda konna | Posługiwanie się pistoletemPunkty : 12
Re: Pub "Jeździec i Wilk"
Rozmawiając z chłopakiem o pięknej buźce, Ingvar przyglądał się temu drugiemu, który zaraz stał się bardzo milczący. Jakby był niezadowolony z nawiązywania kontaktów z obcymi facetami. Czy może ogólnie z ludźmi? Uśmiech z twarzy Norwega nie znikał, ciesząc się na tak młode towarzystwo. O ile mógł dobrze ocenić ich wiek, przekraczali dwudziestkę.
- Prawda. Mimo tylu podziałów, każde z nich miało swojego wspólnego przodka. Od niego rozpoczęły się rozgałęzienia genetyczne, i przez tysiące lat powstawały nowe cywilizacje.
Odpowiedział z uprzejmością siedzącemu najbliżej osobnikowi, choć wciąż zainteresowany był rozglądającym się po lokaju chłopaka z tatuażem. Zauważył również, że ten drugi także szukał chyba porozumiewawczego spojrzenia ze swoim kolegą. To mu się trochę nie podobało.
- Z Francji.
Krótka odpowiedź dla siedzącego "obok", lecz wzrok wciąż miał utkwiony w tym drugim chłopaku.
- Mam do Was prośbę. O ile dobrze orientujecie się w mieście. Pomożecie mi trochę?
Zapytał uprzejmie i to pytanie bardziej kierowane do chłopaka z tatuażem. Od niego teraz Ingvar chciał uzyskać odpowiedź, a tym samym złapać kontakt wzrokowy. Ale nie pogniewa się, jeżeli zgody udzieli mu ten drugi.
- Prawda. Mimo tylu podziałów, każde z nich miało swojego wspólnego przodka. Od niego rozpoczęły się rozgałęzienia genetyczne, i przez tysiące lat powstawały nowe cywilizacje.
Odpowiedział z uprzejmością siedzącemu najbliżej osobnikowi, choć wciąż zainteresowany był rozglądającym się po lokaju chłopaka z tatuażem. Zauważył również, że ten drugi także szukał chyba porozumiewawczego spojrzenia ze swoim kolegą. To mu się trochę nie podobało.
- Z Francji.
Krótka odpowiedź dla siedzącego "obok", lecz wzrok wciąż miał utkwiony w tym drugim chłopaku.
- Mam do Was prośbę. O ile dobrze orientujecie się w mieście. Pomożecie mi trochę?
Zapytał uprzejmie i to pytanie bardziej kierowane do chłopaka z tatuażem. Od niego teraz Ingvar chciał uzyskać odpowiedź, a tym samym złapać kontakt wzrokowy. Ale nie pogniewa się, jeżeli zgody udzieli mu ten drugi.
- Ingvar Knutson
- Tytuł : UciekinierWiek : 30/635Umiejętności : Hipnoza, Trujący pocałunek, TelepatiaPunkty : 16
Re: Pub "Jeździec i Wilk"
Jednym uchem ich słuchał, samemu zastanawiając się nad własnym poglądem na tę sprawę. Jego zdaniem odróżnienie ludzi było ważne, bo te sztuczne podziały miały miejsce setki lat temu, nawet tysiące i wtedy już tworzyły się języki, kultury, religie, wszystkie tego typu rzeczy, które człowieka kształtują od małego. Chyba nie do końca zgadzał się też z tym, że ludzi nie da się odróżnić, bo wizualnie też Brytyjczycy mieli inne rysy, niż Polacy, czy właśnie ludzie z północy. Różne kolory włosów, różne karnacje, to jedno, ale już po budowie twarzy dało się czasem pomyśleć o kimś jak o z innej okolicy. Przynajmniej Josephowi się tak wydawało. Pewnie zależy, jak dokładnie patrzysz. Przez głowę chłopaka przeszła kolejna mało przyjemna myśl z serii: "No, ale ty patrzysz na ludzi ubranych, więc skupiasz się też trochę na czym innym." Tę myśl również szybko odegnał, kręcąc głową i wracając wzrokiem do rozmawiających.
Nie złapał spojrzenia z przyjacielem. Specjalnie, bo był perfidny i urażony, że tak dobrze dogadywał się z obcymi. W ogóle to trzymał wzrok na swojej szklance, nie chcąc mierzyć się spojrzeniem z innymi, bo... No, ponownie, był urażony i perfidny. Powinien się jednak ogarnąć. Nawet w miejscu takim jak to, a może właśnie w takim, ujawniała się prawdziwa natura człowieka i to, czy ma w sobie kulturę i empatię, czy jest bucem z wrażliwym ego. Gdy będzie sam, to Joseph bardzo chętnie wróci do bycia tym bucem, ale teraz powinien mieć na tyle taktu, żeby przynajmniej udawać.
Podniósł jednak wzrok nie po to, żeby zrobić się miłym i uprzejmym. Zmarszczył lekko brwi, chociaż się uśmiechnął.
Wciągnął powietrze bezgłośnie, starając się ogarnąć. Już, Joseph, bez furii. Nie ma gniewu, jesteś oazą spokoju.
- W zasadzie byliśmy w środku dialogu. - odpowiedział na pytanie, nie odwracając wzroku przed spojrzeniem blondyna. - A Sam, niestety, też nie zna zbytnio miasta, więc bylibyście skazani na mnie, panowie. - przyznał, spodziewając się, że zaraz któryś z nich, czy to Vaesey, czy nieznajomy, stwierdzi, że nie, w takim razie nie ma potrzeby.
Nie złapał spojrzenia z przyjacielem. Specjalnie, bo był perfidny i urażony, że tak dobrze dogadywał się z obcymi. W ogóle to trzymał wzrok na swojej szklance, nie chcąc mierzyć się spojrzeniem z innymi, bo... No, ponownie, był urażony i perfidny. Powinien się jednak ogarnąć. Nawet w miejscu takim jak to, a może właśnie w takim, ujawniała się prawdziwa natura człowieka i to, czy ma w sobie kulturę i empatię, czy jest bucem z wrażliwym ego. Gdy będzie sam, to Joseph bardzo chętnie wróci do bycia tym bucem, ale teraz powinien mieć na tyle taktu, żeby przynajmniej udawać.
Podniósł jednak wzrok nie po to, żeby zrobić się miłym i uprzejmym. Zmarszczył lekko brwi, chociaż się uśmiechnął.
Wciągnął powietrze bezgłośnie, starając się ogarnąć. Już, Joseph, bez furii. Nie ma gniewu, jesteś oazą spokoju.
- W zasadzie byliśmy w środku dialogu. - odpowiedział na pytanie, nie odwracając wzroku przed spojrzeniem blondyna. - A Sam, niestety, też nie zna zbytnio miasta, więc bylibyście skazani na mnie, panowie. - przyznał, spodziewając się, że zaraz któryś z nich, czy to Vaesey, czy nieznajomy, stwierdzi, że nie, w takim razie nie ma potrzeby.
- Joseph Stanbury
- Tytuł : SzlachcicWiek : 26Zawód : Nie pracujeUmiejętności : Jazda konna | DowodzeniePunkty : 12
Re: Pub "Jeździec i Wilk"
Nie zrozumiał do końca, co takiego zrobił nie tak, że Joseph wydawał się być wręcz obrażony. To znaczy, oprócz kontynuowania rozmowy z mężczyzną, ale przecież to nie tak, że ją zaczął. Po prostu odpowiedział, więc to chyba nie mógł być powód, prawda?
Cóż. Nieważne, jaki był powód, sam fakt, że przyjaciel wydawał się być ma niego zły sprawiał, że poczuł się bardzo niekomfortowo. Postanowił jednak się nie narzucać spojrzeniami, skoro nie miał zamiaru ich łapać i po prostu zapytać go o to jutro podczas odwiedzin. Jeśli Joseph z zaproszenia nie zrezygnuje...
Nie no, Samuel, bez przesady panikarzu. Po prostu ma zły humor i tyle. Nie rozdrabniaj się nad tym.
Uśmiechnął się lekko widząc zainteresowanie, jakie Joseph z nieznajomym wzbudzał. No tak. Nic przecież dziwnego. Przyjaciel bez wątpienia był zniewalający, a Sam wiedział o tym chyba najlepiej. Konkurować mogła z nim może Maria, ale nie był w stanie powiedzieć, jakie szanse miała.
Nie był zły o to, że wzbudza mniej zainteresowania. Sam by pewnie nawet na siebie nie spojrzał, gdyby ich spotkał. Może trochę obudziła się w nim zazdrość o Josepha, ale na tyle nieznaczna, że nawet o tym nie pomyślał. Postanowił za to nie narzucać się jakoś bardzo w rozmowie i napił się słuchając pytania mężczyzny i odpowiedzi przyjaciela.
Gdy ten ją skończył, pokiwał głową z jakby przepraszającym uśmiechem.
- Tak. Obawiam się, że jeśli chodzi tylko o znajomość terenu, byłbym zupełnie nie przydatny. Sam przyjechałem tutaj zaledwie kilka dni temu. Joseph za to mieszka w Londynie od urodzenia, więc jestem pewny, że on byłby w stanie pomóc.
Mówiąc to spojrzał na przyjaciela, potem jednak wrócił wzrokiem do nieznajomego, nadal starając się wyglądać maksymalnie przyjaźnie w stosunku do obydwu.
Przeszło mu przez myśl, że właśnie przez przypadek oboje mu się przedstawili. Będzie trzeba za moment i jego spytać o godność. No i może przedstawić się bardziej oficjalnie, niż między słowami w wypowiedzi.
Cóż. Nieważne, jaki był powód, sam fakt, że przyjaciel wydawał się być ma niego zły sprawiał, że poczuł się bardzo niekomfortowo. Postanowił jednak się nie narzucać spojrzeniami, skoro nie miał zamiaru ich łapać i po prostu zapytać go o to jutro podczas odwiedzin. Jeśli Joseph z zaproszenia nie zrezygnuje...
Nie no, Samuel, bez przesady panikarzu. Po prostu ma zły humor i tyle. Nie rozdrabniaj się nad tym.
Uśmiechnął się lekko widząc zainteresowanie, jakie Joseph z nieznajomym wzbudzał. No tak. Nic przecież dziwnego. Przyjaciel bez wątpienia był zniewalający, a Sam wiedział o tym chyba najlepiej. Konkurować mogła z nim może Maria, ale nie był w stanie powiedzieć, jakie szanse miała.
Nie był zły o to, że wzbudza mniej zainteresowania. Sam by pewnie nawet na siebie nie spojrzał, gdyby ich spotkał. Może trochę obudziła się w nim zazdrość o Josepha, ale na tyle nieznaczna, że nawet o tym nie pomyślał. Postanowił za to nie narzucać się jakoś bardzo w rozmowie i napił się słuchając pytania mężczyzny i odpowiedzi przyjaciela.
Gdy ten ją skończył, pokiwał głową z jakby przepraszającym uśmiechem.
- Tak. Obawiam się, że jeśli chodzi tylko o znajomość terenu, byłbym zupełnie nie przydatny. Sam przyjechałem tutaj zaledwie kilka dni temu. Joseph za to mieszka w Londynie od urodzenia, więc jestem pewny, że on byłby w stanie pomóc.
Mówiąc to spojrzał na przyjaciela, potem jednak wrócił wzrokiem do nieznajomego, nadal starając się wyglądać maksymalnie przyjaźnie w stosunku do obydwu.
Przeszło mu przez myśl, że właśnie przez przypadek oboje mu się przedstawili. Będzie trzeba za moment i jego spytać o godność. No i może przedstawić się bardziej oficjalnie, niż między słowami w wypowiedzi.
- Samuel Vaesey
- Tytuł : SzlachcicWiek : 26Zawód : Nie pracujeUmiejętności : Jazda konna | Posługiwanie się pistoletemPunkty : 12
Re: Pub "Jeździec i Wilk"
Między tą dwójką chyba było coś nie tak, albo to on był tutaj osobą zbędną w ich towarzystwie, że nie mogli ze sobą spokojnie spędzić czasu. Albo miał po prostu takie dziwne wrażenie. Ale skoro mu się tak dobrze rozmawiało z niejakim Samem, którego imię dopiero co poznał dzięki chłopakowi z tatuażem, to już było mu przyjemnie, że ma nowych znajomych. A młodzi chłopcy byli bardzo interesujący. Ucieszył się także z tego, kiedy chłopak z tatuażem odpowiedział mu na pytanie, jak i spojrzał mu w oczy. Wtedy Ingvar nawiązał z nim mocny kontakt wzrokowy, narzucając już swoją hipnozę. Az uśmiechnął się kącikiem ust do siebie, choć można to było odebrać jako zadowolenie z uzyskanej informacji. Do tego jeszcze Sam dopowiedział, że niedawno przyjechał.
- Wspaniale. Przyda mi się tak dobry przewodnik po mieście.
Nie ukrywał swojego zadowolenia, posyłając im uśmiech, ale to w obecnej chwili miał na uwięzi Josepha. I właśnie w tym momencie wydał mu dość interesujące polecenie, dla urozmaicenia czasu w barze.
"- Podejdź do Sama i pocałuj go w usta" - Te słowa Joseph mógł usłyszeć w swojej głowie. Ingvar użył nie tylko hipnozy ale i telepatii na jego umyśle. Z tą drugą mocą jednak musiał się ograniczać, jako że nadal był w trakcie jej rozwijania, a im więcej z niej korzysta, tym szybciej go wykańcza. Musiał nad tym sporo popracować. Ale miał zawsze dobre okazje do tego, jak choćby ta obecnie. Zrobił to specjalnie, jakby wydanie polecenia Josephowi przez myśli, miało mu zasugerować wykonanie czynności od samego siebie. W końcu wypiło mu się chyba trochę, czy może nie?
- Wspaniale. Przyda mi się tak dobry przewodnik po mieście.
Nie ukrywał swojego zadowolenia, posyłając im uśmiech, ale to w obecnej chwili miał na uwięzi Josepha. I właśnie w tym momencie wydał mu dość interesujące polecenie, dla urozmaicenia czasu w barze.
"- Podejdź do Sama i pocałuj go w usta" - Te słowa Joseph mógł usłyszeć w swojej głowie. Ingvar użył nie tylko hipnozy ale i telepatii na jego umyśle. Z tą drugą mocą jednak musiał się ograniczać, jako że nadal był w trakcie jej rozwijania, a im więcej z niej korzysta, tym szybciej go wykańcza. Musiał nad tym sporo popracować. Ale miał zawsze dobre okazje do tego, jak choćby ta obecnie. Zrobił to specjalnie, jakby wydanie polecenia Josephowi przez myśli, miało mu zasugerować wykonanie czynności od samego siebie. W końcu wypiło mu się chyba trochę, czy może nie?
- Ingvar Knutson
- Tytuł : UciekinierWiek : 30/635Umiejętności : Hipnoza, Trujący pocałunek, TelepatiaPunkty : 16
Re: Pub "Jeździec i Wilk"
Miał wrażenie, że jego umysł zrobił się podejrzanie lekki. Zupełnie, jakby w jednej chwili zrobił się naćpany i pijany. Jednak to było niemożliwe. Przecież miód, jaki dostał, był rozwodniony, szklanka, z jakiej pił, opróżniła się dopiero do połowy, a Joseph naprawdę nie miał słabej głowy. Pił i korzystał z narkotyków od lat. Niemożliwe, żeby opary z tytoniu i opiatów i kilka łyków słabego trunku wpłynęły na niego w ten sposób. Po prostu niemożliwe. Jednak jego mózg robił rzeczy, które były bardzo odległe od tego, co robiłby na trzeźwo. Gdyby nie był pod wpływem, nawet nie pomyślałby o tym, co kategorycznie polecił mu zrobić mózg. Ba, gdyby pojawiła się taka myśl, odsunąłby ją od siebie bez problemu, dwadzieścia sześć lat w czystości, całował może trzy osoby w swoim całym życiu. Jednak tym razem jego umysł najwyraźniej coś trafiło, czy opętał go jaki szatan. Który, najwyraźniej, istnieje.
Myśl o pocałowaniu Sama szybko okazała się nie tylko pomysłem, a wręcz rozkazem. W dodatku takim, któremu Joseph w żaden sposób nie mógł się sprzeciwić. Po prostu nie mógł. Próbował myśleć o Marii, czy o tym, że przecież wszyscy mogą ich zobaczyć. Zresztą, sam Samuel pewnie go za to potępi i przerazi się jego czynem. Dlaczego więc Joseph nie mógł przestać? Mimo, że zacisnął dłoń na stole, chcąc się powstrzymać, ciało podążało dalej, walcząc z umysłem i trzeźwymi myślami chłopaka. Nie miał pojęcia co robi, ale Samuel siedział na tyle blisko, że nie zdążył nawet go ostrzec. Po prostu wstał, przyłożył dłoń do jego twarzy, ujmując ją delikatnie i pocałował chłopaka w usta, na oczach całego baru i nieznajomego przybysza z północy. Chociaż sytuacja trwała może dwie sekundy, kiedy Joseph się cofnął, zasłaniając sobie usta, miał wrażenie, że była to cała wieczność.
- ...Przepraszam. - powiedział w absolutnym szoku, nie będąc w stanie przez moment usiąść. - Nie mam- ja... Nie mam pojęcia, co się stało. - przyznał w pełni szczerze, jeszcze w szoku, powoli siadając. Co właśnie miało miejsce? Co on sobie myślał? Co było w tym alkoholu i co to był za pub? Zamrugał wielokrotnie, przetarł twarz i spojrzał na przyjaciela, odsuwając dłonie od ust i kręcąc głową.
- Samuel, przepraszam tak bardzo, nie wiem, co to było, błagam cię, wybacz. - powiedział, po czym odwrócił się do nieznajomego, w zasadzie jeszcze bardziej zestresowany reakcją. - Ciebie też przepraszam, nie wiem, co mi strzeliło do głowy. Nigdy alkohol nie zrobił czegoś takiego... Nie, przepraszam, naprawdę nie wiem, co to było. - przyznał, opierając się o oparcie krzesła, nie wiedząc sam, czy był bardziej zszokowany, obrzydzony sobą, przerażony brakiem kontroli, czy jeszcze coś innego. Zwrócił wzrok na Sama, kręcąc głową. Naprawdę nie wiedział, co to było i miał nadzieję, że przyjaciel mu to jeszcze wybaczy. Za to nie będzie zdziwiony, jeżeli już nigdy z nim nie wypije. On by ze sobą nie pił po czymś takim. Biedna Maria. Biedna Maria. O Boże, był taki sam, jak swój ojciec.
- Muszę gorzej znosić alkohol, niż... Przez ostatnie lata. Nagle. - przyznał, samemu nie do końca w to wierząc. Odsunął od siebie szklankę znacząco, odgarniając włosy z westchnieniem. Co to było? Czy Sam ma w planach zabicie go w celu odzyskania honoru?
Myśl o pocałowaniu Sama szybko okazała się nie tylko pomysłem, a wręcz rozkazem. W dodatku takim, któremu Joseph w żaden sposób nie mógł się sprzeciwić. Po prostu nie mógł. Próbował myśleć o Marii, czy o tym, że przecież wszyscy mogą ich zobaczyć. Zresztą, sam Samuel pewnie go za to potępi i przerazi się jego czynem. Dlaczego więc Joseph nie mógł przestać? Mimo, że zacisnął dłoń na stole, chcąc się powstrzymać, ciało podążało dalej, walcząc z umysłem i trzeźwymi myślami chłopaka. Nie miał pojęcia co robi, ale Samuel siedział na tyle blisko, że nie zdążył nawet go ostrzec. Po prostu wstał, przyłożył dłoń do jego twarzy, ujmując ją delikatnie i pocałował chłopaka w usta, na oczach całego baru i nieznajomego przybysza z północy. Chociaż sytuacja trwała może dwie sekundy, kiedy Joseph się cofnął, zasłaniając sobie usta, miał wrażenie, że była to cała wieczność.
- ...Przepraszam. - powiedział w absolutnym szoku, nie będąc w stanie przez moment usiąść. - Nie mam- ja... Nie mam pojęcia, co się stało. - przyznał w pełni szczerze, jeszcze w szoku, powoli siadając. Co właśnie miało miejsce? Co on sobie myślał? Co było w tym alkoholu i co to był za pub? Zamrugał wielokrotnie, przetarł twarz i spojrzał na przyjaciela, odsuwając dłonie od ust i kręcąc głową.
- Samuel, przepraszam tak bardzo, nie wiem, co to było, błagam cię, wybacz. - powiedział, po czym odwrócił się do nieznajomego, w zasadzie jeszcze bardziej zestresowany reakcją. - Ciebie też przepraszam, nie wiem, co mi strzeliło do głowy. Nigdy alkohol nie zrobił czegoś takiego... Nie, przepraszam, naprawdę nie wiem, co to było. - przyznał, opierając się o oparcie krzesła, nie wiedząc sam, czy był bardziej zszokowany, obrzydzony sobą, przerażony brakiem kontroli, czy jeszcze coś innego. Zwrócił wzrok na Sama, kręcąc głową. Naprawdę nie wiedział, co to było i miał nadzieję, że przyjaciel mu to jeszcze wybaczy. Za to nie będzie zdziwiony, jeżeli już nigdy z nim nie wypije. On by ze sobą nie pił po czymś takim. Biedna Maria. Biedna Maria. O Boże, był taki sam, jak swój ojciec.
- Muszę gorzej znosić alkohol, niż... Przez ostatnie lata. Nagle. - przyznał, samemu nie do końca w to wierząc. Odsunął od siebie szklankę znacząco, odgarniając włosy z westchnieniem. Co to było? Czy Sam ma w planach zabicie go w celu odzyskania honoru?
- Joseph Stanbury
- Tytuł : SzlachcicWiek : 26Zawód : Nie pracujeUmiejętności : Jazda konna | DowodzeniePunkty : 12
Re: Pub "Jeździec i Wilk"
Pokiwał głową na wypowiedź mężczyzny nie potrafiąc powstrzymać uśmiechu, widząc, że ten ich nim obdarzył.
- Mi prawdopodobnie też. To dla mnie trochę wstyd, tak bardzo nie znać miasta - przyznał patrząc na blondyna, który wydawał się być bardzo zadowolony z odpowiedzi.
- A właściwe... - zaczął nie zauważając wewnętrznej walki, którą przyjaciel właśnie odbywał. Nic właściwie w tym dziwnego, skoro była WEWNĘTRZNA.
- Wybacz. Jakoś nie wyszło żebyśmy się-
Przerwał widząc, że Joseph się podnosi.
Coś się stało?
Do głowy przyszło mu kilka pomysłów, ale żadnego nie zdążył rozważyć, bo przeszkodziła mu dłoń przyjaciela na policzku oraz jego usta na własnych chwilę później.
Początkowo nie zarejestrował tego, co się stało. Nie poruszył się w żaden sposób podczas pocałunku. Nie odsunął się, nie przysunął się, nawet chyba nie zamknął ust. Chociaż tego nie był pewny.
Dotarło do niego dopiero w momencie, w którym Joseph zaczął przepraszać ich towarzysza, który swoją drogą był prawdopodobnie zdumiony w prawie takim samym stopniu, co Sam.
Mimo, że już załapał, co się stało, był jeszcze w zbyt dużym szoku, żeby się odezwać.
Otworzył oczy szeroko patrząc na przyjaciela w szczerym zdumieniu i mimowolnie sięgnął dłonią do ust, jakby próbując się upewnić, czy to się naprawdę stało. Bo szczerze? Bardziej prawdopodobne dla niego było, że wszystko sobie jedynie wyobraził. Ale nie. Joseph go właśnie przepraszał i sam był zdecydowanie boleśnie świadomy tego, co właśnie zrobił.
Samuel musiał zebrać wszystkie swoje wewnętrzne siły, żeby nie uśmiechnąć się radośnie. Na litość boską, ile lat o tym marzył? Więcej, niż powinien. Wyobrażał sobie tą sytuację setki tysięcy razy, ale nigdy w takiej formie. Poza tym, to już nie była fantazja. Co się działo w tym Londynie?
Zrobił wszystko, co tylko mógł, żeby nie zakrzyknąć z radości, ale oko wprawnego obserwatora z pewnością zauważyłoby jak cieszył się z tego wypadku.
Nie udało mu się utrzymać całkowicie poważnej twarzy i konciki jego ust poszły lekko w górę. Zamaskował to jednak kręcąc głową i odchrząkując.
- Joseph... Nic się przecież nie stało - powiedział uspokajająco widząc, jak przerażony własnym czynem przyjaciel jest.
- Naprawdę... Chociaż nie wiem, co w tym jest, albo jak dawno nie piłeś - spojrzał na trunek nagle nim bardzo zafascynowany. Będzie musiał zapytać, co do tego wrzucono, bo naprawdę... Ale to później. Kiedyś.
Odwrócił się do mężczyzny patrząc na niego z lekkim niedowierzaniem. No to pięknie reklamowali własny kraj. Zaraz się okaże, że odstręczą nowego znajomego i tyle będzie. Uzna ich za niepoczytalnych, albo przynajmniej spaczonych.
- Mi prawdopodobnie też. To dla mnie trochę wstyd, tak bardzo nie znać miasta - przyznał patrząc na blondyna, który wydawał się być bardzo zadowolony z odpowiedzi.
- A właściwe... - zaczął nie zauważając wewnętrznej walki, którą przyjaciel właśnie odbywał. Nic właściwie w tym dziwnego, skoro była WEWNĘTRZNA.
- Wybacz. Jakoś nie wyszło żebyśmy się-
Przerwał widząc, że Joseph się podnosi.
Coś się stało?
Do głowy przyszło mu kilka pomysłów, ale żadnego nie zdążył rozważyć, bo przeszkodziła mu dłoń przyjaciela na policzku oraz jego usta na własnych chwilę później.
Początkowo nie zarejestrował tego, co się stało. Nie poruszył się w żaden sposób podczas pocałunku. Nie odsunął się, nie przysunął się, nawet chyba nie zamknął ust. Chociaż tego nie był pewny.
Dotarło do niego dopiero w momencie, w którym Joseph zaczął przepraszać ich towarzysza, który swoją drogą był prawdopodobnie zdumiony w prawie takim samym stopniu, co Sam.
Mimo, że już załapał, co się stało, był jeszcze w zbyt dużym szoku, żeby się odezwać.
Otworzył oczy szeroko patrząc na przyjaciela w szczerym zdumieniu i mimowolnie sięgnął dłonią do ust, jakby próbując się upewnić, czy to się naprawdę stało. Bo szczerze? Bardziej prawdopodobne dla niego było, że wszystko sobie jedynie wyobraził. Ale nie. Joseph go właśnie przepraszał i sam był zdecydowanie boleśnie świadomy tego, co właśnie zrobił.
Samuel musiał zebrać wszystkie swoje wewnętrzne siły, żeby nie uśmiechnąć się radośnie. Na litość boską, ile lat o tym marzył? Więcej, niż powinien. Wyobrażał sobie tą sytuację setki tysięcy razy, ale nigdy w takiej formie. Poza tym, to już nie była fantazja. Co się działo w tym Londynie?
Zrobił wszystko, co tylko mógł, żeby nie zakrzyknąć z radości, ale oko wprawnego obserwatora z pewnością zauważyłoby jak cieszył się z tego wypadku.
Nie udało mu się utrzymać całkowicie poważnej twarzy i konciki jego ust poszły lekko w górę. Zamaskował to jednak kręcąc głową i odchrząkując.
- Joseph... Nic się przecież nie stało - powiedział uspokajająco widząc, jak przerażony własnym czynem przyjaciel jest.
- Naprawdę... Chociaż nie wiem, co w tym jest, albo jak dawno nie piłeś - spojrzał na trunek nagle nim bardzo zafascynowany. Będzie musiał zapytać, co do tego wrzucono, bo naprawdę... Ale to później. Kiedyś.
Odwrócił się do mężczyzny patrząc na niego z lekkim niedowierzaniem. No to pięknie reklamowali własny kraj. Zaraz się okaże, że odstręczą nowego znajomego i tyle będzie. Uzna ich za niepoczytalnych, albo przynajmniej spaczonych.
- Samuel Vaesey
- Tytuł : SzlachcicWiek : 26Zawód : Nie pracujeUmiejętności : Jazda konna | Posługiwanie się pistoletemPunkty : 12
Re: Pub "Jeździec i Wilk"
To było przepiękne. Rozmowa przez to zdarzenie była przerwana, ale Ingvarowi to nie przeszkadzało. Po prostu obserwował zachowanie Josepha, który posłusznie wykonał jego mentalne polecenie. Wstał i podszedł do swojego przyjaciela, całując go w usta. Wtedy tez przerwał działanie hipnozy, obserwując ich obojga. Zrobił to po to, by zobaczyć jak po tym chłopak się zachowa i co poczuje. Winę zwalił na alkohol. Pięknie. Z kolei ten drugi wydawał się być zadowolony? To było interesujące, jakby trafił faktycznie na bardzo fantastycznych chłopców.
Uśmiechnął się cały czas, a nawet zdziwił lekko, że i jego Joseph zaczął przepraszać. To było bardzo miłe z jego strony.
- Jestem tego samego zdania co Twój przyjaciel. Nic się nie stało. Poniosły Cię procenty.
Wzruszył ramionami, cały czas wyglądając na wesołego. Jakby ta scena cofała go do jego wspomnień z przeszłości.
- Na czym to stanęliśmy?
Nagle postanowił zmienić temat, albo raczej wrócić do poprzedniego, spojrzawszy na Sama, bowiem chciał się chyba o coś zapytać. Nie oznacza to, ze nie miał na uwadze Josepha. Był czujny na jego ruchy, gdyby czasem zachciało mu się opuścić ten bar. Ingvar raczej nie chciał na to pozwolić, do póki nie załatwi swoich spraw z nimi. Jako że dobrze się dogadywali, warto było podtrzymywać ich znajomość na dobrym poziomie komunikacji. W dodatku, potrzebował przewodnika.
Uśmiechnął się cały czas, a nawet zdziwił lekko, że i jego Joseph zaczął przepraszać. To było bardzo miłe z jego strony.
- Jestem tego samego zdania co Twój przyjaciel. Nic się nie stało. Poniosły Cię procenty.
Wzruszył ramionami, cały czas wyglądając na wesołego. Jakby ta scena cofała go do jego wspomnień z przeszłości.
- Na czym to stanęliśmy?
Nagle postanowił zmienić temat, albo raczej wrócić do poprzedniego, spojrzawszy na Sama, bowiem chciał się chyba o coś zapytać. Nie oznacza to, ze nie miał na uwadze Josepha. Był czujny na jego ruchy, gdyby czasem zachciało mu się opuścić ten bar. Ingvar raczej nie chciał na to pozwolić, do póki nie załatwi swoich spraw z nimi. Jako że dobrze się dogadywali, warto było podtrzymywać ich znajomość na dobrym poziomie komunikacji. W dodatku, potrzebował przewodnika.
- Ingvar Knutson
- Tytuł : UciekinierWiek : 30/635Umiejętności : Hipnoza, Trujący pocałunek, TelepatiaPunkty : 16
Re: Pub "Jeździec i Wilk"
Nie był pewien, czy radość, którą widział na twarzy przyjaciela była rozbawiona jego zachowaniem przez alkohol, czy przez coś innego. Nie, wróć, cofnij. Musiało być to zwykłe rozbawienie. Samuel może i był wprawiony w bohemie, ale to nie zmieniało tego, że miał na pewno jakąś moralność. No i nie ucieszył się pewnie z zachowania Josepha. Nie było nawet co myśleć o takiej możliwości. Nie było też warto decydować się na całowanie Vaesey'a, a jednak to zrobił. Coś było z nim tego wieczora zdecydowanie nie tak i powinien skończyć go jak najszybciej. Odprowadzić ich gdzie tam będą chcieli, a potem zwinąć się do siebie, bo to, co się działo w tym pubie przestało balansować na granicy, na jakiej zazwyczaj stał, a poleciało daleko poza nią. Joseph nie był przekonany, czy mu się to nie podoba, był jednak pewien, że podobać mu się nie powinno. Więc musiał wziąć głęboki wdech i odpuścić. Przywołał obraz narzeczonej i od razu go to zabolało. Będzie musiał jej powiedzieć. Miał nadzieję, że nie zniesie tego strasznie. Matko, Joseph naprawdę był godny pożałowania tego wieczora. Może niecałą godzinę wcześniej potępiał ojca za kochankę, a teraz sam... Szkoda gadać.
Na szczęście, nikt poza nim nie przejął się sytuacją aż tak. Pokręcił głową, przecierając twarz raz jeszcze i zastanowił się, o czym rozmawiali, chcąc jak najszybciej uciec od tego dzikiego, krótkiego momentu. Czym to było?
- O Londynie. Mówiliśmy o Londynie. - powiedział, nie podnosząc wzroku i opierając głowę na pięści, patrzył gdzieś w przestrzeń, nadal będąc zażenowanym samym sobą. - Dzisiaj jednak pewnie odprowadzę was tam, gdzie wam wygodnie i sam pojadę raczej do domu. - dodał i odwrócił głowę w stronę nieznajomego, chociaż spojrzeniem dalej balansował gdzieś w przestrzeni, najwyraźniej szukając tam sensu swojego dalszego życia. - Nie znamy twojego imienia. Chciałbyś nam się przedstawić?
Na szczęście, nikt poza nim nie przejął się sytuacją aż tak. Pokręcił głową, przecierając twarz raz jeszcze i zastanowił się, o czym rozmawiali, chcąc jak najszybciej uciec od tego dzikiego, krótkiego momentu. Czym to było?
- O Londynie. Mówiliśmy o Londynie. - powiedział, nie podnosząc wzroku i opierając głowę na pięści, patrzył gdzieś w przestrzeń, nadal będąc zażenowanym samym sobą. - Dzisiaj jednak pewnie odprowadzę was tam, gdzie wam wygodnie i sam pojadę raczej do domu. - dodał i odwrócił głowę w stronę nieznajomego, chociaż spojrzeniem dalej balansował gdzieś w przestrzeni, najwyraźniej szukając tam sensu swojego dalszego życia. - Nie znamy twojego imienia. Chciałbyś nam się przedstawić?
- Joseph Stanbury
- Tytuł : SzlachcicWiek : 26Zawód : Nie pracujeUmiejętności : Jazda konna | DowodzeniePunkty : 12
Re: Pub "Jeździec i Wilk"
Zrobił wszystko, żeby nie wyglądać na szczęśliwego. Nie potrafił jednak powstrzymać uśmiechu. Mógł jedynie udawać, że jest on wywołany czymś innym, więc przeczesał dłonią włosy kręcąc głową nadal nie wychodząc trochę z szoku po tym, co się stało.
Chociaż radość mocno przytępiał fakt, że Stanbury był wyraźnie niezadowolony z tego, co się stało. Wydawało mu się nawet, że zobaczył w nim trochę obrzydzenia? Mógł nadinterpretować, ale nagła myśl o tym, że była ona wywołana faktem, że to jego właśnie pocałował nie dawała się odgonić. No to dzisiejszą noc miał już z głowy. Nie ma opcji, żeby usnął. Nie po czymś takim.
Przynajmniej mężczyzna wydawał się bawić dobrze. W gruncie rzeczy, on na jego miejscu miałby pewnie spore problemy z powstrzymaniem parsknięcia na widok sceny, jaką przed chwilą odstawili. Dobrze przynajmniej, że wydawał się nie być tym jakoś bardzo odstręczony. Mimo abstrakcji całej sytuacji nieznajomy bardzo zyskał w jego oczach i Samuel spojrzał na niego z rozbawioną sympatią.
Słysząc, że przyjaciel chce tak szybko wracać do domu, spojrzał na niego nie chcąc, żeby szedł. Chciałby jeszcze z nim zostać choćby Joseph miał przez resztę wieczoru unikać jego wzroku w zażenowaniu, czy kto wie, co tam siedziało w jego głowie. Nie skomentował tego jednak uznając, że jeśli mężczyzna na to przystanie, to i on chętnie może. Lepiej się czymś zająć przed godzinami w łóżku sam na sam z myślami.
- Tak. Dokładnie o to miałem spytać - powiedział sięgając po alkohol z uśmiechem.
Chociaż radość mocno przytępiał fakt, że Stanbury był wyraźnie niezadowolony z tego, co się stało. Wydawało mu się nawet, że zobaczył w nim trochę obrzydzenia? Mógł nadinterpretować, ale nagła myśl o tym, że była ona wywołana faktem, że to jego właśnie pocałował nie dawała się odgonić. No to dzisiejszą noc miał już z głowy. Nie ma opcji, żeby usnął. Nie po czymś takim.
Przynajmniej mężczyzna wydawał się bawić dobrze. W gruncie rzeczy, on na jego miejscu miałby pewnie spore problemy z powstrzymaniem parsknięcia na widok sceny, jaką przed chwilą odstawili. Dobrze przynajmniej, że wydawał się nie być tym jakoś bardzo odstręczony. Mimo abstrakcji całej sytuacji nieznajomy bardzo zyskał w jego oczach i Samuel spojrzał na niego z rozbawioną sympatią.
Słysząc, że przyjaciel chce tak szybko wracać do domu, spojrzał na niego nie chcąc, żeby szedł. Chciałby jeszcze z nim zostać choćby Joseph miał przez resztę wieczoru unikać jego wzroku w zażenowaniu, czy kto wie, co tam siedziało w jego głowie. Nie skomentował tego jednak uznając, że jeśli mężczyzna na to przystanie, to i on chętnie może. Lepiej się czymś zająć przed godzinami w łóżku sam na sam z myślami.
- Tak. Dokładnie o to miałem spytać - powiedział sięgając po alkohol z uśmiechem.
Ostatnio zmieniony przez Samuel Vaesey dnia 26/01/18, 01:34 pm, w całości zmieniany 1 raz
- Samuel Vaesey
- Tytuł : SzlachcicWiek : 26Zawód : Nie pracujeUmiejętności : Jazda konna | Posługiwanie się pistoletemPunkty : 12
Re: Pub "Jeździec i Wilk"
Nasz Joseph po tym pocałunku chyba nie był w dobrym sumieniu, co można było raczej zauważyć po jego twarzy. Z kolei co innego w tym momencie było widać u Sama. Może nie tak dosłownie, ale sam uśmiech bardzo dużo mówił. Ingvar dobrze ich rozumiał a zwłaszcza tego obok siebie. To przyjemne uczucie, być pocałowanym przez mężczyznę. I już w sumie wiedział, jaki uczyni następny krok. Na razie lepiej jest stopniowo do tego podchodzić. Aby za szybko nie zrazić ich do siebie.
Miło że Joseph przypomniał im temat rozmowy. Samuel dodatkowo potwierdził.
- O faktycznie. Wybaczcie chłopcy, przy tak dobrym towarzystwie zdarza mi się zapomnieć o podstawowych formalnościach. Mam na imię Harald.
Zdradził im, fałszywe swoje imię. Specjalnie, by czasem nie został przypadkowo rozpoznawany pod prawdziwymi swoimi personaliami, a kto wie czy przez Łowców Wampirów nie jest już poszukiwany. Przez swoimi i ludzkimi musiał wciąż uciekać i przemieszczać się po świecie. A trafiając na te wyspy, inni by mu powiedzieli że pakuje się w paszczę podwójnego Lwa. Nie zgodziłby się, obierając taktykę zmylenia, bowiem szukają po go świecie, nie przetrzepując terenów u siebie.
- A więc, pierwsze o co właśnie bym zapytał to o nocleg. Jakieś dobre miejsce do przenocowania. Nie pogardzę przyziemnymi pokojami.
"Z wygodną trumną, bez okien i najlepiej w piwnicy" - w myślach dodał te parę szczegółów, których raczej teraz im nie przedstawi. Wyśmieją go nieźle, mimo iż będzie mówił poważnie. Na to przyjdzie odpowiedni moment. Na razie dobrze bawił się z nimi w takiej grze. Ale skoro Samem już tutaj mieszka
- A gdzie Ty się zatrzymałeś? W jakimś hotelu, gospodzie?
Zapytał Samuela. Bo może wpakowałby się do niego na dzień, dwa, tydzień?
Miło że Joseph przypomniał im temat rozmowy. Samuel dodatkowo potwierdził.
- O faktycznie. Wybaczcie chłopcy, przy tak dobrym towarzystwie zdarza mi się zapomnieć o podstawowych formalnościach. Mam na imię Harald.
Zdradził im, fałszywe swoje imię. Specjalnie, by czasem nie został przypadkowo rozpoznawany pod prawdziwymi swoimi personaliami, a kto wie czy przez Łowców Wampirów nie jest już poszukiwany. Przez swoimi i ludzkimi musiał wciąż uciekać i przemieszczać się po świecie. A trafiając na te wyspy, inni by mu powiedzieli że pakuje się w paszczę podwójnego Lwa. Nie zgodziłby się, obierając taktykę zmylenia, bowiem szukają po go świecie, nie przetrzepując terenów u siebie.
- A więc, pierwsze o co właśnie bym zapytał to o nocleg. Jakieś dobre miejsce do przenocowania. Nie pogardzę przyziemnymi pokojami.
"Z wygodną trumną, bez okien i najlepiej w piwnicy" - w myślach dodał te parę szczegółów, których raczej teraz im nie przedstawi. Wyśmieją go nieźle, mimo iż będzie mówił poważnie. Na to przyjdzie odpowiedni moment. Na razie dobrze bawił się z nimi w takiej grze. Ale skoro Samem już tutaj mieszka
- A gdzie Ty się zatrzymałeś? W jakimś hotelu, gospodzie?
Zapytał Samuela. Bo może wpakowałby się do niego na dzień, dwa, tydzień?
- Ingvar Knutson
- Tytuł : UciekinierWiek : 30/635Umiejętności : Hipnoza, Trujący pocałunek, TelepatiaPunkty : 16
Re: Pub "Jeździec i Wilk"
Co to mogło być? Był pewien, że nigdy do tej pory tak nie postąpił. Może w pierwszym tygodniu studiów, na skraju świadomości, zdarzyło mu się całować kogoś innego, niż Maria, ale był to naprawdę jedyny raz, jaki mu się zdarzył. Tyle czasu, lata w których Maria mu ufała i miała ku temu powody, były w tej chwili zniweczone przez tej jeden gest. Naprawdę nie wiedział, co musiało być w tym alkoholu, skoro nie zdołał oprzeć się dziwnemu pragnieniu. No i skąd ono się w ogóle wzięło, tego też nie wiedział. Joseph zdawał sobie sprawę, że powinien to zignorować i zapomnieć o wydarzeniu, skoro nikt nie potraktował tego jak coś strasznego, on jednak nie potrafił sobie odpuścić. Samuel był mu najbliższy, zaraz po Marii. Nie mógł pozwolić na to, że spaczy ich z trudem odzyskaną relację przez takie głupstwo. Czy chciał to zrobić? Skoro zrobił, to chyba musiał chcieć. Straszne, będzie musiał się nad tym poważnie zastanowić. A jutro mieli spędzić całą noc wspólnie...
Harald. W porządku. Ciekawe, jaki zakres cenowy go interesował, ponieważ Londyn miał bardzo szeroką ofertę hotelową.
- Jeżeli wolisz coś w okolicy, to jest tu masa niedrogich noclegów, ale obawiam się, że w takich miejscach nawet nie próbują ukrywać, że mają szczury, czy myszy. - powiedział, kręcąc głową. Zawsze było mu szkoda, gdy ktoś był skazany na przebywanie w takich miejscach. Jedno, to dotrzeć tu z własnej woli, a drugie, musieć decydować się na takie warunki, bo po prostu nie ma środków na lepsze.
- Najlepiej chyba zatrzymać się w jakimś lokalu usytuowanym bliżej zadbanych kamienic. Ogólnie, przy szukaniu konkretnego standardu, najlepiej sugerować się okolicą, bo i restauracje i hotele dostosowują się do swojego otoczenia. - uznał, w gruncie rzeczy dopiero teraz zauważając tę zależność. No, ale to miało sens. W końcu kto szukałby podrzędnej speluny wśród kamienic dla bogaczy, albo drogiego, luksusowego hotelu w miejscu takim jak to?
Nie odpowiedział za Samuela. Może ten nie miał ochoty mówić prawdy, a może chciał. Cóż, w każdym razie nie jego w tym głowa, żeby za niego udzielać odpowiedzi.
Harald. W porządku. Ciekawe, jaki zakres cenowy go interesował, ponieważ Londyn miał bardzo szeroką ofertę hotelową.
- Jeżeli wolisz coś w okolicy, to jest tu masa niedrogich noclegów, ale obawiam się, że w takich miejscach nawet nie próbują ukrywać, że mają szczury, czy myszy. - powiedział, kręcąc głową. Zawsze było mu szkoda, gdy ktoś był skazany na przebywanie w takich miejscach. Jedno, to dotrzeć tu z własnej woli, a drugie, musieć decydować się na takie warunki, bo po prostu nie ma środków na lepsze.
- Najlepiej chyba zatrzymać się w jakimś lokalu usytuowanym bliżej zadbanych kamienic. Ogólnie, przy szukaniu konkretnego standardu, najlepiej sugerować się okolicą, bo i restauracje i hotele dostosowują się do swojego otoczenia. - uznał, w gruncie rzeczy dopiero teraz zauważając tę zależność. No, ale to miało sens. W końcu kto szukałby podrzędnej speluny wśród kamienic dla bogaczy, albo drogiego, luksusowego hotelu w miejscu takim jak to?
Nie odpowiedział za Samuela. Może ten nie miał ochoty mówić prawdy, a może chciał. Cóż, w każdym razie nie jego w tym głowa, żeby za niego udzielać odpowiedzi.
- Joseph Stanbury
- Tytuł : SzlachcicWiek : 26Zawód : Nie pracujeUmiejętności : Jazda konna | DowodzeniePunkty : 12
Re: Pub "Jeździec i Wilk"
Będzie musiał się do jutra ogarnąć, określić swój prawdziwy i nieprawdziwy stosunek do sytuacji i porozmawiać z przyjacielem. A przede wszystkim pewnie trzeba będzie przekonać Josepha, że nie ma się czym przejmować i nic się nie stało... Znaczy, stało, ale na pewno nie w takiej formie, w jakiej jemu się wydawało. No, ale przecież nie powie, że mu się podobało i najchętniej powtórzyłby to już teraz od razu i najlepiej jeszcze wiele następnych podczas jutrzejszej wizyty. Chciał jeszcze mieć przyjaciela, a wtedy straciłby go z pewnością.
Harald. Chyba nie do końca pasowało mu to imię. Jakkolwiek głupio by to nie brzmiało, mężczyzna po prostu nie wyglądał, jakby nazywał się Harald. Nie miał jednak żadnego powodu, żeby mu nie wierzyć. Kiwnął więc głową z przyjaznym uśmiechem przyjmując informację.
Słuchał instrukcji przyjaciela patrząc na mężczyznę i starając się ocenić w jaki przedział będzie raczej celował.
Harald wyglądał na człowieka, który gdyby musiał, pewnie bez marudzenia zniósłby każde warunki, ale spodziewał się, że raczej nie będzie zainteresowany nocowaniem że szczurami i robactwem. Sam domyślał się, że to człowiek obrotny, który na pewno jest w stanie załatwić sobie pieniądze.
Na pytanie mężczyzny pokręcił głową z lekkim uśmiechem.
- Nie. Przyjęła mnie moja ciotka. Pomieszkuję i będę pomieszkiwać póki co jeszcze pewnie przez długi czas u niej.
Harald. Chyba nie do końca pasowało mu to imię. Jakkolwiek głupio by to nie brzmiało, mężczyzna po prostu nie wyglądał, jakby nazywał się Harald. Nie miał jednak żadnego powodu, żeby mu nie wierzyć. Kiwnął więc głową z przyjaznym uśmiechem przyjmując informację.
Słuchał instrukcji przyjaciela patrząc na mężczyznę i starając się ocenić w jaki przedział będzie raczej celował.
Harald wyglądał na człowieka, który gdyby musiał, pewnie bez marudzenia zniósłby każde warunki, ale spodziewał się, że raczej nie będzie zainteresowany nocowaniem że szczurami i robactwem. Sam domyślał się, że to człowiek obrotny, który na pewno jest w stanie załatwić sobie pieniądze.
Na pytanie mężczyzny pokręcił głową z lekkim uśmiechem.
- Nie. Przyjęła mnie moja ciotka. Pomieszkuję i będę pomieszkiwać póki co jeszcze pewnie przez długi czas u niej.
- Samuel Vaesey
- Tytuł : SzlachcicWiek : 26Zawód : Nie pracujeUmiejętności : Jazda konna | Posługiwanie się pistoletemPunkty : 12
Re: Pub "Jeździec i Wilk"
Piękne dostał wypracowanie słowne okolicznych hoteli, moteli i innej noclegowni tego miasta, że już się chyba pogubił. Patrzył na Josepha jakby rozmawiał z jakimś kartografem albo znawcą map miejscowych. Otrząsnął się dopiero, kiedy Joseph skończył, wtedy uzyskał także na swoje pytanie odpowiedź od Sama.
- Ty to masz dobrze. Ciotka na miejscu a mną się będą szczury opiekować.
Pokręcił głową, chwilę zastanawiając.
- Lubię gryzonie, ale nie do takiego stopnia żeby z nimi spać. Zajmują więcej miejsca niż bym potrzebował. Stawiam na jakąś okolicę bardziej zaludnioną.
Odparł już kierując spojrzenie na Josepha. Zmartwionego nadal swoim postępowaniem z pocałunkiem. Przecież to było takie piękne, aż chciałoby się to uwiecznić.
Harald, nie Harald, że też mu do głowy na poczekaniu takie imię przyszło. Ale szczerze powiedziawszy, to był jego jeden z bohaterów królewskich Wikingów. Rządził twardymi zasadami, nie nie oszczędzając nikogo. Nawet z braćmi się nie dzieląc władzą. A szczególnie z jednym, którego też Ingvar uwielbiał. No ale, jego historia zaczęła się nieco później i miał raczej inne, nie co ciekawsze i bolesne przygody.
- A jeszcze jedno młody.
Zwrócił się do Josepha.
- Daleko stąd do.... Szkocji?
Przerwał wypowiedź, przypominając sobie nazwę kolejnego kraju, do którego zmierzał. Mógł co prawda płynąc dalej, ale chyba by dodatkowych nocy czy godzin na statku nie bardzo wytrzymał. No ale to nic. "Pożyczy" jakiegoś konia i sobie pojedzie. Ale najpierw, musiał nacieszyć się tymi chłopcami.
- Ty to masz dobrze. Ciotka na miejscu a mną się będą szczury opiekować.
Pokręcił głową, chwilę zastanawiając.
- Lubię gryzonie, ale nie do takiego stopnia żeby z nimi spać. Zajmują więcej miejsca niż bym potrzebował. Stawiam na jakąś okolicę bardziej zaludnioną.
Odparł już kierując spojrzenie na Josepha. Zmartwionego nadal swoim postępowaniem z pocałunkiem. Przecież to było takie piękne, aż chciałoby się to uwiecznić.
Harald, nie Harald, że też mu do głowy na poczekaniu takie imię przyszło. Ale szczerze powiedziawszy, to był jego jeden z bohaterów królewskich Wikingów. Rządził twardymi zasadami, nie nie oszczędzając nikogo. Nawet z braćmi się nie dzieląc władzą. A szczególnie z jednym, którego też Ingvar uwielbiał. No ale, jego historia zaczęła się nieco później i miał raczej inne, nie co ciekawsze i bolesne przygody.
- A jeszcze jedno młody.
Zwrócił się do Josepha.
- Daleko stąd do.... Szkocji?
Przerwał wypowiedź, przypominając sobie nazwę kolejnego kraju, do którego zmierzał. Mógł co prawda płynąc dalej, ale chyba by dodatkowych nocy czy godzin na statku nie bardzo wytrzymał. No ale to nic. "Pożyczy" jakiegoś konia i sobie pojedzie. Ale najpierw, musiał nacieszyć się tymi chłopcami.
- Ingvar Knutson
- Tytuł : UciekinierWiek : 30/635Umiejętności : Hipnoza, Trujący pocałunek, TelepatiaPunkty : 16
Re: Pub "Jeździec i Wilk"
Chyba nie znał człowieka, który przepadałby za gryzoniami. Co prawda w cyrku i na targach czasem widywał treserów szczurów, czy mysi cyrk, jednak żeby lubić je po prostu, nietresowane, to bardzo rzadki przypadek. Co prawda znał przyrodnika, który o swoich małych futerkowych przyjaciołach mówił z o niebo większą sympatią, niż zwykł mawiać o ludziach, czy czasem w ogóle do ludzi. Ludzie bywali różni, może Harald nigdy nie miał problemu z myszami w spiżarni, albo szczurami w piwnicy, więc znał je tylko z perspektywy ich ślicznych oczu. Jeśli jednak sporo podróżował na statkach, powinien kojarzyć prawdziwe oblicza tych "słodkich mordek". Więc może po prostu lubił myszy. Hm.
Reszta odpowiedzi, mimo skupienia się na myszach, nie umknęła mu i pokiwał ze zrozumieniem głową. Pomyślał o paru możliwych hotelach, w których mógłby zająć miejsce mężczyzna i zastanowił się, czy będzie wybrzydzać. W sumie wątpił, żeby miało to nastąpić. Pewnie bywało, że znosił o wiele gorsze warunki, niż złe kolory firanek. Joseph wątpił, żeby mężczyzna faktycznie planował grymasić, jeśli hotel będzie w ogarniętym stanie i podobnej cenie.
Na ponowne nazwanie siebie młodym, Joseph westchnął krótko, choć znacząco, że nie do końca mu to odpowiada. Umknęła mu jednak myśl o poprawieniu Haralda, ponieważ ten spytał o Szkocję. Josie pokiwał głową z przekonaniem, nie wahając się.
- To zależy, gdzie do Szkocji. - przyznał, zastanawiając się, gdzie mógłby celować z wyprawą ktoś taki, jak Harald. - Chociaż pewnie zależy, czym się poruszać. I jak szybko. Ale drogą lądową to ponad 350 mil, morską pewnie dłużej. Pociągiem może być dość szybko.
Reszta odpowiedzi, mimo skupienia się na myszach, nie umknęła mu i pokiwał ze zrozumieniem głową. Pomyślał o paru możliwych hotelach, w których mógłby zająć miejsce mężczyzna i zastanowił się, czy będzie wybrzydzać. W sumie wątpił, żeby miało to nastąpić. Pewnie bywało, że znosił o wiele gorsze warunki, niż złe kolory firanek. Joseph wątpił, żeby mężczyzna faktycznie planował grymasić, jeśli hotel będzie w ogarniętym stanie i podobnej cenie.
Na ponowne nazwanie siebie młodym, Joseph westchnął krótko, choć znacząco, że nie do końca mu to odpowiada. Umknęła mu jednak myśl o poprawieniu Haralda, ponieważ ten spytał o Szkocję. Josie pokiwał głową z przekonaniem, nie wahając się.
- To zależy, gdzie do Szkocji. - przyznał, zastanawiając się, gdzie mógłby celować z wyprawą ktoś taki, jak Harald. - Chociaż pewnie zależy, czym się poruszać. I jak szybko. Ale drogą lądową to ponad 350 mil, morską pewnie dłużej. Pociągiem może być dość szybko.
- Joseph Stanbury
- Tytuł : SzlachcicWiek : 26Zawód : Nie pracujeUmiejętności : Jazda konna | DowodzeniePunkty : 12
Re: Pub "Jeździec i Wilk"
Uśmiechnął się współczująco słysząc odpowiedź na swoją wypowiedź.
- Czasem miewam w życiu szczęście - przyznał, ale współczucie straciło sens w momencie, w którym Harald mówił dalej.
Lubił gryzonie? To ciekawe.
To znaczy, szczury podobno były inteligentne. Tak przynajmniej mówił pewien treser, z którym rozmawiał kiedyś w Birmingham. Powtarzał on, że jeśli poświęci się gryzoniowi odpowiednią ilość czasu, można go wytresować, jak psa. Samuel nie wiedział, ile było w tym prawdy, ale choćby i szczury były inteligentniejsze od psów i wszystkich innych zwierząt domowych, raczej nie ociepliłoby to uczuć, jakimi je darzył.
Całą rozmowę związaną z hotelem, drogą do Szkocji, czy o co jeszcze mężczyzna by nie zapytał, pozostawił Josephowi.
Po pierwsze, pytania były kierowane ewidentnie tylko do niego, a po drugie, on i tak byłby bezużyteczny, bo nic na ten temat nie wiedział.
Napił się więc jeszcze swojego miodu, po czym rozejrzał się po pubie. Niewiele był jednak w stanie zobaczyć przez ścianę dymu i wszechobecny półmrok. Ludzie siedzieli przy stolikach i rozmawiali, niektórzy snuli się z miejsca na miejsce, a przez otoczkę oparów tytoniowych i opiumowych, goście kojarzyli się Samowi z chodzącymi trupami. Wszystkie kolory były wyblakłe, a im dalej się patrzyło, tym szybciej kontury traciły ostrość. Dość dołujący widok jak się nad tym zastanowi. Dopełniał tylko wizji krainy umarłych, do której żywe trupy w postaci gości powinny należeć. Całkiem mu się ten pomysł podobał. O dziwo. Uśmiechnął się rozbawiony własnym skojarzeniem.
Nikt z widzianych przez niego gości jednak go nie zainteresował na dłużej, więc wrócił spojrzeniem do Josepha i Haralda.
Zaczął zastanawiać się, ile faktycznie lat może mieć ten drugi, że tak pewnie nazywa przyjaciela "młodym". Choć właściwie nieważne, ile by to było, napewno nie wystarczająco, żeby patrzeć na nich aż tak bardzo z góry. Joseph też był wyraźnie niezadowolony z przezwiska. Samuel nie miał jednak w zwyczaju strofować ludzi za nieodpowiednie zachowanie. Przeczyłby sobie wtedy na każdej płaszczyźnie, prawda? Tak więc pozostawił ewentualne wąty przyjacielowi, a sam znowu zaczął przysłuchiwać się ich rozmowie.
- Czasem miewam w życiu szczęście - przyznał, ale współczucie straciło sens w momencie, w którym Harald mówił dalej.
Lubił gryzonie? To ciekawe.
To znaczy, szczury podobno były inteligentne. Tak przynajmniej mówił pewien treser, z którym rozmawiał kiedyś w Birmingham. Powtarzał on, że jeśli poświęci się gryzoniowi odpowiednią ilość czasu, można go wytresować, jak psa. Samuel nie wiedział, ile było w tym prawdy, ale choćby i szczury były inteligentniejsze od psów i wszystkich innych zwierząt domowych, raczej nie ociepliłoby to uczuć, jakimi je darzył.
Całą rozmowę związaną z hotelem, drogą do Szkocji, czy o co jeszcze mężczyzna by nie zapytał, pozostawił Josephowi.
Po pierwsze, pytania były kierowane ewidentnie tylko do niego, a po drugie, on i tak byłby bezużyteczny, bo nic na ten temat nie wiedział.
Napił się więc jeszcze swojego miodu, po czym rozejrzał się po pubie. Niewiele był jednak w stanie zobaczyć przez ścianę dymu i wszechobecny półmrok. Ludzie siedzieli przy stolikach i rozmawiali, niektórzy snuli się z miejsca na miejsce, a przez otoczkę oparów tytoniowych i opiumowych, goście kojarzyli się Samowi z chodzącymi trupami. Wszystkie kolory były wyblakłe, a im dalej się patrzyło, tym szybciej kontury traciły ostrość. Dość dołujący widok jak się nad tym zastanowi. Dopełniał tylko wizji krainy umarłych, do której żywe trupy w postaci gości powinny należeć. Całkiem mu się ten pomysł podobał. O dziwo. Uśmiechnął się rozbawiony własnym skojarzeniem.
Nikt z widzianych przez niego gości jednak go nie zainteresował na dłużej, więc wrócił spojrzeniem do Josepha i Haralda.
Zaczął zastanawiać się, ile faktycznie lat może mieć ten drugi, że tak pewnie nazywa przyjaciela "młodym". Choć właściwie nieważne, ile by to było, napewno nie wystarczająco, żeby patrzeć na nich aż tak bardzo z góry. Joseph też był wyraźnie niezadowolony z przezwiska. Samuel nie miał jednak w zwyczaju strofować ludzi za nieodpowiednie zachowanie. Przeczyłby sobie wtedy na każdej płaszczyźnie, prawda? Tak więc pozostawił ewentualne wąty przyjacielowi, a sam znowu zaczął przysłuchiwać się ich rozmowie.
- Samuel Vaesey
- Tytuł : SzlachcicWiek : 26Zawód : Nie pracujeUmiejętności : Jazda konna | Posługiwanie się pistoletemPunkty : 12
Re: Pub "Jeździec i Wilk"
Jedni lubią koty, inni psy, jeszcze inni konie i węże, a on lubił szczury. Nie tyle co ze względu na ich inteligencję ale i towarzystwo podczas wielu podróży. Nie powiedziałby, że spało mu się z nimi dobrze, kiedy budząc się zastał ich na swoim brzuchu. Ingvar ze względu na swoje położenie społeczne na świecie, jako ten poszukiwany listem gończym przez dwie instytucje musiał sypiać w dowolnych warunkach. Także zdążył się nieco z gryzoniami zaprzyjaźnić. Wiele by dał za umiejętność komunikowania się z nimi, jako że mogły być prawdziwą bronią obronną.
Słysząc jak daleko jest do samej Szkocji, aż westchnął trochę niezadowolony, że jeszcze tyle drogi go czeka.
- Czyli będę musiał zaopatrzyć się w jakiś transport...
Rzekł bardziej do siebie. Statek odpadał. Woźnica? W sumie nie byłoby głupie wziąć sobie powóz na drogę. Miałby przy najmniej posiłek na wynos w jednym. W tej chwili to miał ich obojga. Fajnie się składało.
- No dobrze. To chyba się będziemy zbierać? Pewnie chcielibyście odpocząć.
Zaproponował teraz wyjście z tego pubu. Joseph pokazałby gdzie można dobrze sobie odpocząć i przenocować. A Sam potowarzyszyłby w małej wycieczce po mieście. Plan był może jeszcze inny, jaki zobrazował sobie w umyśle Ingvar. Z myślami jednak uważał, co by nie zainteresował się wyszkolony inny wampir z czytaniem w myślach.
Tak czy inaczej, czekał na decyzję chłopców. A to, że nazywał ich młodymi, to z sympatii. Bo przecież wyglądali na młodych.
Słysząc jak daleko jest do samej Szkocji, aż westchnął trochę niezadowolony, że jeszcze tyle drogi go czeka.
- Czyli będę musiał zaopatrzyć się w jakiś transport...
Rzekł bardziej do siebie. Statek odpadał. Woźnica? W sumie nie byłoby głupie wziąć sobie powóz na drogę. Miałby przy najmniej posiłek na wynos w jednym. W tej chwili to miał ich obojga. Fajnie się składało.
- No dobrze. To chyba się będziemy zbierać? Pewnie chcielibyście odpocząć.
Zaproponował teraz wyjście z tego pubu. Joseph pokazałby gdzie można dobrze sobie odpocząć i przenocować. A Sam potowarzyszyłby w małej wycieczce po mieście. Plan był może jeszcze inny, jaki zobrazował sobie w umyśle Ingvar. Z myślami jednak uważał, co by nie zainteresował się wyszkolony inny wampir z czytaniem w myślach.
Tak czy inaczej, czekał na decyzję chłopców. A to, że nazywał ich młodymi, to z sympatii. Bo przecież wyglądali na młodych.
- Ingvar Knutson
- Tytuł : UciekinierWiek : 30/635Umiejętności : Hipnoza, Trujący pocałunek, TelepatiaPunkty : 16
Re: Pub "Jeździec i Wilk"
Pokiwał głową w odpowiedzi na ten transport i niewiele mógł w temacie dodać. Nie wiedział, czy powóz to lepszy pomysł, niż pociąg, ale pewnie bardziej prywatny. Ba, bez wątpienia byłby prywatniejszy, niż pociąg. Joseph jednak był zdania, że prywatność mogła poczekać, gdy chodziło o szybkie podróże. Może jednak inni mieli odmienne priorytety, niż on, mieli do tego pełne prawo. Jeżeli Harald wolał sam jechać 8 godzin, niż 5 w towarzystwie, wtedy nic nikomu do tego. Powinni pozwolić mu robić swoje.
Uniósł brwi na pytanie mężczyzny. Wzruszył ramionami, chociaż pewnie widać było, że nie jest do końca zadowolony z użytej przez mężczyznę formy: "będziemy". Chociaż grymas szybko zszedł mu z twarzy, bo przecież jeśli odprowadzą go do hotelu, będzie mógł wrócić do domu i zastanawiać się nad swoim postępowaniem. Tak, pokuta i nienawiść do samego siebie to plany na ten tydzień. Może zrobi się mniej martwy emocjonalnie, kiedy już kompletnie zejdzie z niego alkohol. Chociaż miał wrażenie, że wcale nie był wstawiony, a co dopiero pijany. Zazwyczaj potrafił to ocenić. Może w oparach z tego pubu coś było. Kto tam w sumie wie. Jego organizm różnie reagował na opium.
- Możemy zaprowadzić cię do hotelu, tak. - powiedział, wstając i zaplatając ramiona na piersi. Zerknął na Sama, w sumie nadal chcąc wiedzieć, co ten o tym myśli. Liczył też, że przyjaciel oszczędzi mu towarzyszenia sobie w drodze do domu. Naprawdę nie chciał musieć rozmawiać z nim o tym pocałunku, bo to nie było coś, nad czym panował. Dlatego też nawet nie wiedziałby co powiedzieć. Mógł więc liczyć, że Sam jednak wróci do domu, albo nawet, na litość, zostanie z ich nowym znajomym w hotelu. Naprawdę, cokolwiek, byle nie musieli o tym rozmawiać.
Stojąc, Joseph rzucił ostatnie, nienawistne spojrzenie na swoją nieopróżnioną szklankę. Więcej do tego pubu nie wróci. Nie, skoro to miało tak działać. Okropieństwo. Które w dodatku kazało mu całować najlepszego przyjaciela. Przynajmniej nie ich nowego znajomego. To dopiero byłoby niezręczne. Uciekłby z miejsca zdarzenia i schował w stajni własnego domu. Bądź w lesie. W każdym razie daleko.
Uniósł brwi na pytanie mężczyzny. Wzruszył ramionami, chociaż pewnie widać było, że nie jest do końca zadowolony z użytej przez mężczyznę formy: "będziemy". Chociaż grymas szybko zszedł mu z twarzy, bo przecież jeśli odprowadzą go do hotelu, będzie mógł wrócić do domu i zastanawiać się nad swoim postępowaniem. Tak, pokuta i nienawiść do samego siebie to plany na ten tydzień. Może zrobi się mniej martwy emocjonalnie, kiedy już kompletnie zejdzie z niego alkohol. Chociaż miał wrażenie, że wcale nie był wstawiony, a co dopiero pijany. Zazwyczaj potrafił to ocenić. Może w oparach z tego pubu coś było. Kto tam w sumie wie. Jego organizm różnie reagował na opium.
- Możemy zaprowadzić cię do hotelu, tak. - powiedział, wstając i zaplatając ramiona na piersi. Zerknął na Sama, w sumie nadal chcąc wiedzieć, co ten o tym myśli. Liczył też, że przyjaciel oszczędzi mu towarzyszenia sobie w drodze do domu. Naprawdę nie chciał musieć rozmawiać z nim o tym pocałunku, bo to nie było coś, nad czym panował. Dlatego też nawet nie wiedziałby co powiedzieć. Mógł więc liczyć, że Sam jednak wróci do domu, albo nawet, na litość, zostanie z ich nowym znajomym w hotelu. Naprawdę, cokolwiek, byle nie musieli o tym rozmawiać.
Stojąc, Joseph rzucił ostatnie, nienawistne spojrzenie na swoją nieopróżnioną szklankę. Więcej do tego pubu nie wróci. Nie, skoro to miało tak działać. Okropieństwo. Które w dodatku kazało mu całować najlepszego przyjaciela. Przynajmniej nie ich nowego znajomego. To dopiero byłoby niezręczne. Uciekłby z miejsca zdarzenia i schował w stajni własnego domu. Bądź w lesie. W każdym razie daleko.
- Joseph Stanbury
- Tytuł : SzlachcicWiek : 26Zawód : Nie pracujeUmiejętności : Jazda konna | DowodzeniePunkty : 12
Re: Pub "Jeździec i Wilk"
Na pytanie Haralda chciał odruchowo odpowiedzieć przecząco, ale zanim zdążył to jakkolwiek wyrazić, uprzedził go Joseph potwierdzając słowa mężczyzny. A więc naprawdę nie miał co liczyć na to, że ten wieczór skończy się na przyjemnej nucie. Ale co się właściwie dziwić? Po tym, co się stało, nie mógł spodziewać się niczego innego.
Westchnął kiwając głową i dopił jednym haustem resztę swojego napoju. Co było w tym josephowym, nie wiedział, ale jego najwyraźniej był zupełnie normalny. Może to nawet lepiej.
Przyjaciel też z resztą wyglądał zupełnie normalnie, zdecydowanie nie na kogoś, komu procenty uderzyły do głowy. O co więc chodziło? Naprawdę nie uśnie i pewnie spędzi całą noc myśląc i rozważając różne możliwości... A znając jego, dojdzie do jakiś przesadzonych i druzgocących wniosków jeszcze przed świtem. Chociaż to i tak nie miało mieć znaczenia, bo gdy tylko pojawi się jutro w posiadłości Stanburych (jeśli się pojawi, a o ile wcześniej mógł przesadzać, teraz naprawdę nie zdziwiłaby się, gdyby zaprosiny zostały przesunięte, lub w ogóle chwilowo odwołane), będzie musiał całym sobą pokazać, że jemu jest tak samo dziwnie i niekonfortowo z całym tym zajściem, ale "przecież są dorośli, powinni to wszystko zrzucić na alkohol, uznać, że się nie zdarzyło i nie poruszać tematu już nigdy więcej". Tak będzie najlepiej dla wszystkich.
- Przyznam, że trochę liczyłem na dłuższe spotkanie - przyznał uśmiechając się lekko. - Naprawdę, wszystko byle nie wieczorki czytelnicze literatury romantycznej, które moja ciotka postanowiła wprowadzić do swojego domostwa.
Zaśmiał się lekko zerkając na Josepha chcąc ocenić, czy ma jakiekolwiek szanse na to, że ten da się odwieźć, lub odroprowadzić. Nie wyglądał jednak, jakby pragnął teraz czyjegokolwiek towarzystwa, prawdopodobnie z Samuelem na czele. Odetchnął więc znowu uśmiechając się lekko do obu mężczyzn.
- Ale zawsze mogę pójść na wieczorną wycieczkę krajoznawczą, prawda? Jeśli trafię do Tamizy, to może się nawet nie zgubię - dodał rozbawiony.
Westchnął kiwając głową i dopił jednym haustem resztę swojego napoju. Co było w tym josephowym, nie wiedział, ale jego najwyraźniej był zupełnie normalny. Może to nawet lepiej.
Przyjaciel też z resztą wyglądał zupełnie normalnie, zdecydowanie nie na kogoś, komu procenty uderzyły do głowy. O co więc chodziło? Naprawdę nie uśnie i pewnie spędzi całą noc myśląc i rozważając różne możliwości... A znając jego, dojdzie do jakiś przesadzonych i druzgocących wniosków jeszcze przed świtem. Chociaż to i tak nie miało mieć znaczenia, bo gdy tylko pojawi się jutro w posiadłości Stanburych (jeśli się pojawi, a o ile wcześniej mógł przesadzać, teraz naprawdę nie zdziwiłaby się, gdyby zaprosiny zostały przesunięte, lub w ogóle chwilowo odwołane), będzie musiał całym sobą pokazać, że jemu jest tak samo dziwnie i niekonfortowo z całym tym zajściem, ale "przecież są dorośli, powinni to wszystko zrzucić na alkohol, uznać, że się nie zdarzyło i nie poruszać tematu już nigdy więcej". Tak będzie najlepiej dla wszystkich.
- Przyznam, że trochę liczyłem na dłuższe spotkanie - przyznał uśmiechając się lekko. - Naprawdę, wszystko byle nie wieczorki czytelnicze literatury romantycznej, które moja ciotka postanowiła wprowadzić do swojego domostwa.
Zaśmiał się lekko zerkając na Josepha chcąc ocenić, czy ma jakiekolwiek szanse na to, że ten da się odwieźć, lub odroprowadzić. Nie wyglądał jednak, jakby pragnął teraz czyjegokolwiek towarzystwa, prawdopodobnie z Samuelem na czele. Odetchnął więc znowu uśmiechając się lekko do obu mężczyzn.
- Ale zawsze mogę pójść na wieczorną wycieczkę krajoznawczą, prawda? Jeśli trafię do Tamizy, to może się nawet nie zgubię - dodał rozbawiony.
- Samuel Vaesey
- Tytuł : SzlachcicWiek : 26Zawód : Nie pracujeUmiejętności : Jazda konna | Posługiwanie się pistoletemPunkty : 12
Re: Pub "Jeździec i Wilk"
Był bardzo zainteresowany odpowiedziami obu chłopaków, na jego propozycję opuszczenia tego lokalu. Spore różnice w nich zauważył. Joseph najchętniej by się zwinął i wrócił do domu. Bowiem na takiego wyglądał od ostatniego prześlicznego pocałunku, sprezentowanego swojemu przyjacielowi. Z kolei Samuel wydawał się być zainteresowany towarzystwem i zechciałby posiedzieć dłużej.
- Literatura romantyczna jest nudna... Próbowałem raz przeczytać taką i dostałem mdłości.
Pół żartem, pół serio odpowiedział na stwierdzenie o wieczorkach z cioteczką. Ale z uśmiechem przyjął te słowa i chętnie by wykorzystał ich towarzystwo do samego rana.
- Zaproponowałem wyjście, bo widzę że nasz kolega nie bardzo jest zainteresowanym towarzystwem. Pytanie tylko, moim czy przyjaciela? Mam całą noc, więc zamiast siedzieć przy literaturze romantycznej, możemy pozwiedzać miasto, albo... A właśnie!
Nagle mu coś fantastycznego wpadło do głowy. A wyglądał tak, jakby sobie coś przypomniał.
- Jak mogę się odwdzięczyć za rezerwację pokoju w hotelu? Macie jakieś życzenia? Pragnienia? Marzenia?
Spojrzał to na jednego, to na drugiego z uprzejmym uśmiechem.
- O ile będę wstanie cokolwiek dla Was zrobić.
Nie zwrócił jednej istotnej uwagi błędnej w swojej wypowiedzi, że zamiast powiedzieć poszukanie pokoju w hotelu czy samego hotelu, od razu zaznaczył że mu pokój zarezerwują. Pokapią się czy będą tak uprzejmi mu to od ręki załatwić?
- Literatura romantyczna jest nudna... Próbowałem raz przeczytać taką i dostałem mdłości.
Pół żartem, pół serio odpowiedział na stwierdzenie o wieczorkach z cioteczką. Ale z uśmiechem przyjął te słowa i chętnie by wykorzystał ich towarzystwo do samego rana.
- Zaproponowałem wyjście, bo widzę że nasz kolega nie bardzo jest zainteresowanym towarzystwem. Pytanie tylko, moim czy przyjaciela? Mam całą noc, więc zamiast siedzieć przy literaturze romantycznej, możemy pozwiedzać miasto, albo... A właśnie!
Nagle mu coś fantastycznego wpadło do głowy. A wyglądał tak, jakby sobie coś przypomniał.
- Jak mogę się odwdzięczyć za rezerwację pokoju w hotelu? Macie jakieś życzenia? Pragnienia? Marzenia?
Spojrzał to na jednego, to na drugiego z uprzejmym uśmiechem.
- O ile będę wstanie cokolwiek dla Was zrobić.
Nie zwrócił jednej istotnej uwagi błędnej w swojej wypowiedzi, że zamiast powiedzieć poszukanie pokoju w hotelu czy samego hotelu, od razu zaznaczył że mu pokój zarezerwują. Pokapią się czy będą tak uprzejmi mu to od ręki załatwić?
- Ingvar Knutson
- Tytuł : UciekinierWiek : 30/635Umiejętności : Hipnoza, Trujący pocałunek, TelepatiaPunkty : 16
Re: Pub "Jeździec i Wilk"
Uśmiechnął się przepraszająco, ale pokręcił głową, bardzo nie mając ochoty na przedłużanie spotkania. Wzruszył ramionami, dalej się uśmiechając, chcąc dać obojgu znać, że nie ma nic przeciwko, żeby oni spędzali razem czas, nawet jeśli on sobie pójdzie.
- Oczywiście, nie traktujcie mojej niechęci do kontynuowania wieczoru jako sugestii, że wy również powinniście się rozstać, skądże. Mam nadzieję, że spacer wam obojgu dobrze zrobi. - powiedział, nawet brzmiąc szczerze. W końcu mógł życzyć im dobrze i przy okazji nie chcieć mieć z ich poczynaniami już dzisiaj nic wspólnego. To nawet nie było znowu takie dziwne. Udał za to oburzenie, gdy Harald wspomniał o literaturze romantycznej. Mniej jaskrawo, niż zrobiłby to w dobrym humorze, ale wciąż dało się wyczuć, że to mało intensywny w prezentacji żart.
- Jak możesz? - spytał, śmiejąc się cicho, po czym ponownie wzruszył ramionami, już będąc poważnym. - Ja lubię literaturę romantyczną. Moja narzeczona też ją uwielbia, więc na jej temat możemy rozmawiać bardzo długo. - powiedział, kiwając głową i wracając wzrokiem do podłogi i swoich ramion. Musiał porozmawiać z kobietą i wyjaśnić jej swoje dzisiejsze zachowanie. Mogła o tym nie wiedzieć i może nigdy by się nie dowiedziała, ale Joseph czuł potrzebę, by być z nią szczerym tak czy inaczej.
Słysząc następne słowa Haralda, akurat wstawał i zatrzymał się, mrugając kilkukrotnie. Uniósł dłoń w powstrzymującym geście, uśmiechając się lekko, acz znowu przepraszająco.
- Zaraz, zarezerwować? To znaczy, to przez barierę językową, czy coś tego typu? Z nami zdajesz się całkiem nieźle dogadywać, wiec nie sądzę, żebyś w hotelu miał problem. - powiedział Joseph, teraz już znacząco zerkając na Samuela. Liczył, że ten sam przejmie ten temat i w końcu się wypowie, czy chce przedłużać swój pobyt i kontakty ze swoim nowym znajomym, czy też nie, bo póki co nie był co do tego pewien. Wtedy też mógłby się dogadać w kwestii tego kto rezerwuje, a kto śpi w hotelu z Haraldem. Bo oczywiście Joseph nawet nie brał pod uwagę, że blondyn mógłby liczyć, że zapłacą za jego nocleg. Tego nie zamierzali zrobić i wątpił, żeby nawet Sam dał się przekonać. Na część o odwdzięczaniu się nie zareagował. Nie było raczej niczego, czego mógłby chcieć od podróżnika. Przynajmniej tak mu się wydawało.
- Oczywiście, nie traktujcie mojej niechęci do kontynuowania wieczoru jako sugestii, że wy również powinniście się rozstać, skądże. Mam nadzieję, że spacer wam obojgu dobrze zrobi. - powiedział, nawet brzmiąc szczerze. W końcu mógł życzyć im dobrze i przy okazji nie chcieć mieć z ich poczynaniami już dzisiaj nic wspólnego. To nawet nie było znowu takie dziwne. Udał za to oburzenie, gdy Harald wspomniał o literaturze romantycznej. Mniej jaskrawo, niż zrobiłby to w dobrym humorze, ale wciąż dało się wyczuć, że to mało intensywny w prezentacji żart.
- Jak możesz? - spytał, śmiejąc się cicho, po czym ponownie wzruszył ramionami, już będąc poważnym. - Ja lubię literaturę romantyczną. Moja narzeczona też ją uwielbia, więc na jej temat możemy rozmawiać bardzo długo. - powiedział, kiwając głową i wracając wzrokiem do podłogi i swoich ramion. Musiał porozmawiać z kobietą i wyjaśnić jej swoje dzisiejsze zachowanie. Mogła o tym nie wiedzieć i może nigdy by się nie dowiedziała, ale Joseph czuł potrzebę, by być z nią szczerym tak czy inaczej.
Słysząc następne słowa Haralda, akurat wstawał i zatrzymał się, mrugając kilkukrotnie. Uniósł dłoń w powstrzymującym geście, uśmiechając się lekko, acz znowu przepraszająco.
- Zaraz, zarezerwować? To znaczy, to przez barierę językową, czy coś tego typu? Z nami zdajesz się całkiem nieźle dogadywać, wiec nie sądzę, żebyś w hotelu miał problem. - powiedział Joseph, teraz już znacząco zerkając na Samuela. Liczył, że ten sam przejmie ten temat i w końcu się wypowie, czy chce przedłużać swój pobyt i kontakty ze swoim nowym znajomym, czy też nie, bo póki co nie był co do tego pewien. Wtedy też mógłby się dogadać w kwestii tego kto rezerwuje, a kto śpi w hotelu z Haraldem. Bo oczywiście Joseph nawet nie brał pod uwagę, że blondyn mógłby liczyć, że zapłacą za jego nocleg. Tego nie zamierzali zrobić i wątpił, żeby nawet Sam dał się przekonać. Na część o odwdzięczaniu się nie zareagował. Nie było raczej niczego, czego mógłby chcieć od podróżnika. Przynajmniej tak mu się wydawało.
- Joseph Stanbury
- Tytuł : SzlachcicWiek : 26Zawód : Nie pracujeUmiejętności : Jazda konna | DowodzeniePunkty : 12
Re: Pub "Jeździec i Wilk"
Przyjrzał się Stanbury'emu uważnie, chcąc zobaczyć, czy faktycznie nie miał nic przeciwko jego zostaniu z Haraldem... Nie no. Naprawdę. To aż zabawne, jak dużą wagę przykuwał do jego zdania na ten temat. Przyjaciel był ewidentnie w złym humorze (miał pewnie więcej, niż jeden powód), teraz jeszcze ten "wypadek"... Bo jak inaczej to nazwać?... W każdym razie zdecydowanie wolał wrócić do domu. Ale jak to się miało do niego, Samuela? To nie tak, że jakkolwiek wpływali na siebie w tej materii. Fakt faktem, przyszli tutaj razem, ale przecież było to przypadkowe spotkanie towarzyskie. Luźna atmosfera... Powiedzmy. Samuel doszedł do wniosku, że powinien przestać tak to przeżywać i ogarnąć się ze swoim podejmowaniem decyzji.
Uniósł ręce zaraz po wypowiedzi Haralda o literaturze. Z uśmiechem pokręcił głową.
- Nie, nie, nie. Chwila. Nie zrozumcie mnie źle. Samą literaturę lubię. Zależy oczywiście co i kogo, ale chociażby Jane Austen jest autorką, której naprawdę ciężko nie cenić. Poza tym szanuję każdą literaturę. Czasy, gdy zamykałem się jedynie w swojej ciasnej szufladce dawno minęły - uśmiechnął się rozbawiony zerkając na Josepha, bo to on wiedział, jak "ograniczony" w swoich lekturach był w czasach szkolnych. - To nie w samej literurze leży problem, a towarzystwie. Kocham moją ciotkę, jest cudowną kobietą, ale jak się dorwie do tych książek, jest naprawdę nie do wytrzymania. Wolałbym chwilę przerwy i tyle - wzruszył lekko ramionami.
Prawdziwe wypracowanie słowne na temat romansów. Cóż. Lepiej tak, niż żeby nie było nieścisłości.
Nie odezwał się na - chyba - błąd językowy, bo pierwszy zrobił to Joseph. Sam jedynie zmarszczył brwi.
- Mm. Tak. Zdecydowanie się nie doceniasz, jeśli uważasz, że nie dasz rady sam zarezerwować pokoju - dodał do wypowiedzi przyjaciela łapiąc wcześniej jego spojrzenie.
Zwrócił wzrok na Haralda i uśmiechnął się przyjaźnie.
- Co do marzeń... Nie sądzę, żeby były na tyle precyzyjne, aby jakiekolwiek dało się spełnić, ale propozycję zwiedzania przyjmę bardzo chętnie. Miasto znamy prawdopodobnie tak samo źle, więc może być zabawnie.
Zwrócił wzrok jeszcze na Josepha licząc na to, że może przynajmniej nie jest na niego zły... Chociaż nadal nie wiedział, dlaczego niby miałby.
- Jesteś pewny, że chcesz już wracać do domu? Wiem, że zobaczymy się jutro, ale mam wrażenie, jakbyśmy prawie nic dzisiaj nie porozmawiali - całym sobą chciał przyjacielowi pokazać, że żałuję, że nie ten nie chce zostać.
Uniósł ręce zaraz po wypowiedzi Haralda o literaturze. Z uśmiechem pokręcił głową.
- Nie, nie, nie. Chwila. Nie zrozumcie mnie źle. Samą literaturę lubię. Zależy oczywiście co i kogo, ale chociażby Jane Austen jest autorką, której naprawdę ciężko nie cenić. Poza tym szanuję każdą literaturę. Czasy, gdy zamykałem się jedynie w swojej ciasnej szufladce dawno minęły - uśmiechnął się rozbawiony zerkając na Josepha, bo to on wiedział, jak "ograniczony" w swoich lekturach był w czasach szkolnych. - To nie w samej literurze leży problem, a towarzystwie. Kocham moją ciotkę, jest cudowną kobietą, ale jak się dorwie do tych książek, jest naprawdę nie do wytrzymania. Wolałbym chwilę przerwy i tyle - wzruszył lekko ramionami.
Prawdziwe wypracowanie słowne na temat romansów. Cóż. Lepiej tak, niż żeby nie było nieścisłości.
Nie odezwał się na - chyba - błąd językowy, bo pierwszy zrobił to Joseph. Sam jedynie zmarszczył brwi.
- Mm. Tak. Zdecydowanie się nie doceniasz, jeśli uważasz, że nie dasz rady sam zarezerwować pokoju - dodał do wypowiedzi przyjaciela łapiąc wcześniej jego spojrzenie.
Zwrócił wzrok na Haralda i uśmiechnął się przyjaźnie.
- Co do marzeń... Nie sądzę, żeby były na tyle precyzyjne, aby jakiekolwiek dało się spełnić, ale propozycję zwiedzania przyjmę bardzo chętnie. Miasto znamy prawdopodobnie tak samo źle, więc może być zabawnie.
Zwrócił wzrok jeszcze na Josepha licząc na to, że może przynajmniej nie jest na niego zły... Chociaż nadal nie wiedział, dlaczego niby miałby.
- Jesteś pewny, że chcesz już wracać do domu? Wiem, że zobaczymy się jutro, ale mam wrażenie, jakbyśmy prawie nic dzisiaj nie porozmawiali - całym sobą chciał przyjacielowi pokazać, że żałuję, że nie ten nie chce zostać.
- Samuel Vaesey
- Tytuł : SzlachcicWiek : 26Zawód : Nie pracujeUmiejętności : Jazda konna | Posługiwanie się pistoletemPunkty : 12
Re: Pub "Jeździec i Wilk"
Ciotka była bardziej denerwująca niż literatura romansu. W sumie to się nie dziwił. Niektórzy członkowie rodziny bywają natrętni, kiedy się czegoś przyczepią.
Rozmowa nagle się ożywiła, ale nie zmieniało to faktu, że Joseph wolałby wrócić do domu. A co w jego wypowiedzi było bardziej interesujące, to że miał narzeczoną. Zaręczony i jeszcze pocałował chłopaka. Normalnie Ingvar zapragnął bić brawa, ale powstrzymał się.
Póki co, na razie wyłączył się w rozmowie o literaturze, ale nie mógł odpuścić jednego ważnego elementu, by nie pogratulować.
- Masz narzeczoną? To gratuluję! Kiedy ślub?
Tym tematem wykazał duże zainteresowanie. Lepsze niż o literaturze. O której szczerze powiedziawszy nie miał zielonego pojęcia.
Za chwilę oboje go poprawili w kwestii rezerwacji pokoju hotelowego.
- Skoro tak uważacie...
Przystał na ich stwierdzenie, że da sobie radę w komunikacji z hotelową recepcją. Tak więc, dobrze jest kontynuować spotkanie, skoro Samuel jest na to chętny.
- To co, spacer?
Zapytał Samuela miło zadowolony z poznania nowego towarzystwa. Również uprzejme spojrzenie przeniósł na Josepha.
- Ominie Cię dobra zabawa. To tylko jedna noc... Chyba że narzeczona czeka, to wtedy nie zatrzymujemy.
Nic na siłę. Ingvar miał swoje zasady a mając przynajmniej jednego z nich przy sobie, drugiego przyciągnie jak magnes. Wiedział już, jak dobrze rozegra ich kolejne spotkanie, gdyby czasem Joseph faktycznie zdecydował się wrócić do domu.
Rozmowa nagle się ożywiła, ale nie zmieniało to faktu, że Joseph wolałby wrócić do domu. A co w jego wypowiedzi było bardziej interesujące, to że miał narzeczoną. Zaręczony i jeszcze pocałował chłopaka. Normalnie Ingvar zapragnął bić brawa, ale powstrzymał się.
Póki co, na razie wyłączył się w rozmowie o literaturze, ale nie mógł odpuścić jednego ważnego elementu, by nie pogratulować.
- Masz narzeczoną? To gratuluję! Kiedy ślub?
Tym tematem wykazał duże zainteresowanie. Lepsze niż o literaturze. O której szczerze powiedziawszy nie miał zielonego pojęcia.
Za chwilę oboje go poprawili w kwestii rezerwacji pokoju hotelowego.
- Skoro tak uważacie...
Przystał na ich stwierdzenie, że da sobie radę w komunikacji z hotelową recepcją. Tak więc, dobrze jest kontynuować spotkanie, skoro Samuel jest na to chętny.
- To co, spacer?
Zapytał Samuela miło zadowolony z poznania nowego towarzystwa. Również uprzejme spojrzenie przeniósł na Josepha.
- Ominie Cię dobra zabawa. To tylko jedna noc... Chyba że narzeczona czeka, to wtedy nie zatrzymujemy.
Nic na siłę. Ingvar miał swoje zasady a mając przynajmniej jednego z nich przy sobie, drugiego przyciągnie jak magnes. Wiedział już, jak dobrze rozegra ich kolejne spotkanie, gdyby czasem Joseph faktycznie zdecydował się wrócić do domu.
- Ingvar Knutson
- Tytuł : UciekinierWiek : 30/635Umiejętności : Hipnoza, Trujący pocałunek, TelepatiaPunkty : 16
Re: Pub "Jeździec i Wilk"
Bardzo dobrze, że Samuel sprostował, ponieważ Joseph zacząłby się martwić o serce swojego przyjaciela. Umysł to jedno i miał go bez wątpienia na poziomie przewyższającym swoją epokę, ale dusza, która nie byłaby w stanie cieszyć się prawdziwą miłością, wydała by się Stanbury'emu okrutna, może nawet nieludzka. Nie samym pożądaniem człowiek żyje, może nawet poradzić sobie bez niego, natomiast miłość zmieniała i była, zdaniem Josepha, najważniejszym punktem zwrotnym w życiu.
A propos miłości, to poruszony temat Marii od razu oderwał go od wspomnienia pocałunku, który wzbudził w nim dziwne, nie przyjacielskie, ale też zdecydowanie nie wrogie odczucia. Skupił się na blond aniele, jak była kobietą jego życia.
- Mam narzeczoną, tak. Będę musiał przeprosić ją za ten incydent z dzisiaj, ale zrozumie, obiecam jej więcej nie pijać w takich miejscach. A ślub niedługo, choć wahamy się, czy decydować się na wiosnę, czy lato. - przyznał, kiwając głową. Wolałby wiosnę, za to Maria chciała, by było już bardzo ciepło. No nic, jeszcze się zobaczy.
Wysłuchał kilku kwestii Haralda, a na ostatnią pokręcił głową z niedowierzającym uśmiechem.
- Nie czeka, ale mogę odwiedzić ją rano. - zawahał się jednak, przenosząc wzrok z Samuela na Haralda. Naprawdę, to wolałby nie omijać tego dnia. Nie czuł się najlepiej po tym pocałunku, ale to przecież się nie powtórzy. Mógł zaryzykować próbę spaceru, najwyżej sobie pójdzie.
- Mogę się z wami przejść przez jakiś czas. - uznał po chwili, kiwając głową. Mniejsza, niech straci. Najwyżej będzie jutro niewyspany, bywało w życiu gorzej.
A propos miłości, to poruszony temat Marii od razu oderwał go od wspomnienia pocałunku, który wzbudził w nim dziwne, nie przyjacielskie, ale też zdecydowanie nie wrogie odczucia. Skupił się na blond aniele, jak była kobietą jego życia.
- Mam narzeczoną, tak. Będę musiał przeprosić ją za ten incydent z dzisiaj, ale zrozumie, obiecam jej więcej nie pijać w takich miejscach. A ślub niedługo, choć wahamy się, czy decydować się na wiosnę, czy lato. - przyznał, kiwając głową. Wolałby wiosnę, za to Maria chciała, by było już bardzo ciepło. No nic, jeszcze się zobaczy.
Wysłuchał kilku kwestii Haralda, a na ostatnią pokręcił głową z niedowierzającym uśmiechem.
- Nie czeka, ale mogę odwiedzić ją rano. - zawahał się jednak, przenosząc wzrok z Samuela na Haralda. Naprawdę, to wolałby nie omijać tego dnia. Nie czuł się najlepiej po tym pocałunku, ale to przecież się nie powtórzy. Mógł zaryzykować próbę spaceru, najwyżej sobie pójdzie.
- Mogę się z wami przejść przez jakiś czas. - uznał po chwili, kiwając głową. Mniejsza, niech straci. Najwyżej będzie jutro niewyspany, bywało w życiu gorzej.
- Joseph Stanbury
- Tytuł : SzlachcicWiek : 26Zawód : Nie pracujeUmiejętności : Jazda konna | DowodzeniePunkty : 12
Re: Pub "Jeździec i Wilk"
Uśmiechnął się odruchowo na wspomnienie Marii. Najpierw przez Haralda, a kiedy Joseph powiedział o przeprosinach, spuścił wzrok lekko tym zraniony. Nie miał jednak zamiaru teraz się tym przejmować. Nie miał w tej chwili na to czasu. A gdyby zaczął, to szybko by nie przestał. Jak zwykle.
Podniósł wzrok i przyjrzał się przyjacielowi, który ewidentnie się ożywił i rozweselił na wspomnienie kobiety. Westchnął lekko nadal uśmiechając się lekko. Powstrzymał się od prawienia wewnętrznych monologów o pięknie i bólu, jakie można znaleźć w czystej szczerej miłości, żeby przypadkiem nie wyłączyć się z rozmowy.
A gdyby faktycznie zacząć pisać? Może to pomogłoby na tą salwę przemyśleń. No cóż. Nie czas teraz na to... Jak najwyraźniej na nic, bo to już kolejna odrzucona myśl w przeciągu zaledwie kilku sekund.
- Wiosna lepsza - powiedział cicho nie będąc pewnym, czy to jest wolny temat do dyskusji. - Bardziej odpowiednia symbolika, moim zdaniem.
W prawdzie nie był taki pewny, jak Harald, że Josepha ominie jakakolwiek dobra zabawa, ale na pewno miał nadzieję się postarać, żeby tak było... Znaczy. To brzmiało źle. Sam po prostu nie wiedział, czy nie będzie teraz wpadał w toki zamyśleń. Mogło się okazać, że wcale nie będzie najlepszym towarzyszem rozmów dla mężczyzny, bądź obu... Ale, jak już było wspomniane, miał ambicję zrobić co w jego mocy, żeby być zajmującym towarzystwem spaceru. W końcu sam wyszedł z taką inicjatywą.
Patrzył na przyjaciela z nadzieją, a gdy ten zgodził się im towarzyszyć, uśmiechnął się szeroko radosny.
- Cudownie - powiedział z radością w głosie.
- A więc spacer - dodał odpowiadając Haraldowi na zadane wcześniej pytanie. - Najwyraźniej we trójkę. Przynajmniej przez jakiś czas.
Uśmiechnął się do obu.
Może po prostu wystarczyło utrzymać rozmowę na odpowiednim torze, żeby wieczór jednak był przyjemny?
Podniósł wzrok i przyjrzał się przyjacielowi, który ewidentnie się ożywił i rozweselił na wspomnienie kobiety. Westchnął lekko nadal uśmiechając się lekko. Powstrzymał się od prawienia wewnętrznych monologów o pięknie i bólu, jakie można znaleźć w czystej szczerej miłości, żeby przypadkiem nie wyłączyć się z rozmowy.
A gdyby faktycznie zacząć pisać? Może to pomogłoby na tą salwę przemyśleń. No cóż. Nie czas teraz na to... Jak najwyraźniej na nic, bo to już kolejna odrzucona myśl w przeciągu zaledwie kilku sekund.
- Wiosna lepsza - powiedział cicho nie będąc pewnym, czy to jest wolny temat do dyskusji. - Bardziej odpowiednia symbolika, moim zdaniem.
W prawdzie nie był taki pewny, jak Harald, że Josepha ominie jakakolwiek dobra zabawa, ale na pewno miał nadzieję się postarać, żeby tak było... Znaczy. To brzmiało źle. Sam po prostu nie wiedział, czy nie będzie teraz wpadał w toki zamyśleń. Mogło się okazać, że wcale nie będzie najlepszym towarzyszem rozmów dla mężczyzny, bądź obu... Ale, jak już było wspomniane, miał ambicję zrobić co w jego mocy, żeby być zajmującym towarzystwem spaceru. W końcu sam wyszedł z taką inicjatywą.
Patrzył na przyjaciela z nadzieją, a gdy ten zgodził się im towarzyszyć, uśmiechnął się szeroko radosny.
- Cudownie - powiedział z radością w głosie.
- A więc spacer - dodał odpowiadając Haraldowi na zadane wcześniej pytanie. - Najwyraźniej we trójkę. Przynajmniej przez jakiś czas.
Uśmiechnął się do obu.
Może po prostu wystarczyło utrzymać rozmowę na odpowiednim torze, żeby wieczór jednak był przyjemny?
- Samuel Vaesey
- Tytuł : SzlachcicWiek : 26Zawód : Nie pracujeUmiejętności : Jazda konna | Posługiwanie się pistoletemPunkty : 12
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Vampire Kingdom :: Zjednoczone Królestwo :: Anglia :: Londyn
Strona 2 z 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|