Biografi Eriki Mikkelsen (Lisbet Meyer)

Biografi Eriki Mikkelsen (Lisbet Meyer)

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down

Biografi Eriki Mikkelsen (Lisbet Meyer) Empty Biografi Eriki Mikkelsen (Lisbet Meyer)

Pisanie by Erika Mikkelsen 12/01/18, 11:57 pm



Biografia cz. I:
Okoliczności jej narodzin, nie są jej do końca znane - wie tylko tyle, ile przekazał jej Edward - mężczyzna, którego uznaje za swego ojca. Na świat przyszła 17 grudnia 1783 roku, w Norwegii (dokładne miejsce urodzenia nie jest znane), jako pierwsze z bliźniąt. Kilka minut po niej na świat przyszedł jej brat - Einar. Dziewczynka i chłopiec byli pierwszymi dhampirzymi bliźniętami, jakie udało się stworzyć Edwardowi. Ich matka nie przeżyła porodu. Dziewczyna nigdy nie odczuwała tęsknoty za kobietą, której nawet nie znała, bowiem oprócz brata, miała również ojca i „przybrane” rodzeństwo, dzięki którym, przez pierwsze kilkanaście lat, nie było jej dane poznać smaku tego uczucia.
Do momentu ukończenia przez nią i Einara pierwszego roku życia, mieszkali w Norwegii. Po tym czasie przenieśli się do Dani, gdzie osiedlili się w jednym z większych miast - łatwiej bowiem w takim miejscu ukryć swą tożsamość, niż w maleńkiej wiosce, gdzie wszyscy się znają. Wraz z całą przybraną rodziną, bliźnięta zamieszkały w domu, który - choć wtedy tak jeszcze na to nie patrzyły, stał się ich więzieniem. Nie mogli go opuszczać - zwłaszcza za dnia. Jako dzieci - ufne i kochające swego ojca (zwłaszcza Erika, która była bardzo w niego zapatrzona), wierzyły, że Edward robi to dla ich dobra. Poniekąd tak było. Wampir był dla nich bardzo opiekuńczy. Z pomocą swoich wampirzych, a także dhampirzych dzieci, wychowywał je i uczył podstawowych rzeczy. W Danii mieszkali do 1791 roku.
Gdy bliźnięta skończyły osiem lat, Edward zadecydował o kolejnej przeprowadzce. Wybór padł na północne tereny Rosji, gdzieś w okolicy Syberii. Erice i Einarowi zostało wytłumaczone to w bardzo ludzki i przyziemny sposób - że ma to związek z pracą ich ojca. Prawda była jednak inna. Wampir, jako że był poszukiwany przez Radę Wampirów, ukrywał się przed nimi, a kiedy Ci odkryli jego tymczasową kryjówkę w Danii, zmusili go tym samym do szybkiej ucieczki.
W Rosji zamieszkali w pokaźnych rozmiarów domostwie, które oprócz parteru i piętra, miało również niezwykle przestronną piwnicę, którą Edward przerobił na swoje laboratorium. Znajdowało się tam również jeszcze kilka innych pomieszczeń. Do tej części domu wstęp miał tylko on i nieliczni jego potomkowie, którzy otrzymali pozwolenie na wstęp do tego miejsca.
Bliźnięta rosły i dojrzewały szybko, ale mimo to ich nadprzyrodzone zdolności nie rozwijały się w tym samym czasie. Jako pierwsza swój dar, jakim jest kontrola snów, odkryła Erika. Miało to miejsce, gdy dziewczynka ukończyła jedenaście lat. Niedługo po niej swe zdolności obudził również Einar.
Początkowo uczyli się panować i posługiwać swoimi zdolnościami, ćwicząc na sobie lub na innych dhampirach. Jak w przypadku trenowania na innych, nie było z tym problemu, tak kiedy mieli to robić na sobie nawzajem, dziewczynka coraz częściej się przed tym wzbraniała. Jako bliźnięta Erikę i Einara łączyła silna więź. Ci dwoje rozumieli się niemal bez słów. Dziewczynka - w obawie, że może zrobić bratu krzywdę, nie chciała ćwiczyć na nim. Na szczęście - dla niej, Edward chcąc, by częściej i szybciej rozwijali swoje zdolności, kazał im przyprowadzać ludzi, na których to mieli trenować. Dzięki temu Erika mogła ograniczyć ćwiczenie na bratu do koniecznego minimum.
Edward starał się dbać o rodzeństwo - być dla nich ojcem i choć dobrze ich traktował, prawie nigdy nie pozwalał im opuszczać domu, zwłaszcza za dnia. Erika nie miała z tym najmniejszego problemu. Już od najmłodszych lat była wpatrzona w wampira niczym w obrazek. Inaczej sprawa się miała z jej bratem.
Rodzeństwo spędzało ze sobą bardzo dużo czasu. Nie tylko pomagali sobie nawzajem rozwijać swoje nadprzyrodzone zdolności, ale również uczyli się razem takich rzeczy jak pisanie, czy czytanie w języku rosyjskim, pod czujnym okiem jednego z innych dzieci Edwarda, które to znało ten język bardzo dobrze. Dni im jednak mijały nie tylko na nauce. Nawet wtedy, gdy mogli zająć się swoimi sprawami, dużo czasu spędzali razem. Erice - w przeciwieństwie do brata, na razie to wystarczało. Czasami tylko nachodziły ją myśli dotyczące tego, jak wygląda świat poza tym, który zna - który stworzył im ich ojciec.
Lata mijały... Erika i Einar - choć byli już dorośli, jako jedyni wciąż mieli kategoryczny zakaz opuszczania domu. Choć dotychczas ciekawość świata w dziewczynie nie była wielka, bardzo szybko uległa namowom brata, by poprosić Edwarda oto, by pozwolił im wyjść na zewnątrz. Chcieli zobaczyć i poczuć świat, od którego wciąż byli odseparowani. Wampir, słysząc ich prośbę, spokojnie im odmówił, ale kiedy wymiana zdań między nim a Einarem stała się ostrzejsza, rozgniewał się. Erika chciała się wycofać - próbowała nawet jakoś ułagodzić ojca, ale na to było już za późno. Rozłoszczony Edward widząc, że rodzeństwo ośmieliło się mu postawić, postanowił ich ukarać. Nakazał zamknąć oboje w oddzielnych pokojach, gdzie mieli spędzić kilka dni bez jedzenia i wampirzej krwi. Chciał w ten sposób wymusić na nich posłuszeństwo.
To był przełomowy moment dla Eriki. Dotychczas dziewczyna była niemal ślepo zapatrzona w Edwarda, ale widząc, jak potraktował ją i jej brata (zwłaszcza jego), zaczęło kiełkować w niej zwątpienie i rodzić się bunt. Jednak lekcja, jaką dostała od ojca, nieco ostudziła jej buntownicze zapędy. Erika była wdzięczna bratu, że tym razem odpuścił, dzięki czemu zostali wypuszczeni z zamknięcia i znowu zaczęli otrzymywać posiłki. Dziewczyna pierwszy raz pomyślała wtedy, że Edward nigdy może im nie pozwolić opuścić tego miejsca, chcąc mieć ją i brata blisko siebie. Nie rozumiała, dlaczego to robi, ale chciała to zmienić. Pierwszy raz naprawdę poczuła, że nie chce dłużej żyć w zamknięciu, ale musiała... jeszcze przez kilka lat.
W niewoli Edwarda spędzili jeszcze kilkanaście, długich lat. Uczucie zwątpienia w rodzica, które rozpaliło się w niej, gdy pierwszy raz - za namową brata, postawiła się wampirowi, z każdym kolejnym dniem stawało się coraz silniejsze. Wraz z tym kobieta zaczęła odczuwać frustrację i złość, że ona i brat są traktowani niczym ptaszki w klatce, które przez całe życie trzyma się w zamknięciu. Chciała móc odetchnąć pełną piersią. Zobaczyć, jak wygląda życie poza murami tego przeklętego domu.
Mieli czterdzieści trzy lata, kiedy to podjęli drugą próbę ucieczki. Uznali, że najlepiej będzie im uciec za dnia. Wiedzieli, jak fatalne w skutkach może okazać się dla nich wyjście za zewnątrz o tej porze, dlatego też czekali aż pogoda się zepsuje, byle tylko uniknąć promieni słonecznych. W między czasie przygotowywali się do ucieczki.
Odkąd postanowili uciec, Erika wypatrywała niemal z utęsknieniem chwili, kiedy wreszcie się stąd wyrwą. Na szczęście - dzięki bratu, udało jej się cierpliwie wytrzymać. Był dla niej bardzo dużym wsparciem, jedyną osobą, której ufała i która była dla niej naprawdę dobra. Ich więź dzięki temu zacieśniała się coraz bardziej, a uczucia, które do siebie żywili, stały się znacznie cieplejsze. Erika jeszcze wtedy nie umiała nazwać tego, co tak naprawdę czuje.
Dzień ucieczki, był niczym innym, jak dniem ich wywabienia, a przynajmniej tak myślała o tym kobieta. Za pomocą jej spinek do włosów, ona i jej brat byli wstanie otworzyć zamki w drzwiach swoich pokoi i opuścić je. Nie to w tym całym przedsięwzięciu było jednak najtrudniejsze.
By dostać się do wyjścia, musieli bardzo uważać, by nie natknąć się na żadnego z dhampirów, którzy pilnowali posiadłości za dnia. Odległość, którą zwykle pokonywali w kilka minut, tego dnia zdawała się nie mieć końca, bowiem wciąż musieli się zatrzymywać, kiedy coś ich zaniepokoiło. Udało się jednak - w końcu dotarli do wyjścia i kiedy drzwi się za nimi zamknęły, zaczęli uciekać. Erika nie wiedziała dokąd, gdzie, jak długo to wszystko będzie trwało. Po prostu biegła. Czuła radość, która zaczynała rozpalać ją od środka. To miał być początek nowego, lepszego życia.
Nie wiedziała, jak długo uciekali, nim wreszcie udało im się trafić do jakiegoś miasta, ale mimo to kobieta nie przestawała biec. Dopiero po chwili, dotarło do niej, że już wystarczy, że to koniec. Udało im się. Zatrzymawszy się z bratem na jednej z głównych ulic miasta, w którym się znaleźli, spojrzała w niebo zasnute ciężkimi chmurami, z których powoli zaczynało padać. Zamknęła oczy i wyciągnęła ręce przed siebie, czując pierwszy raz w życiu deszcz na skórze. Usta rozciągnęła w szerokim uśmiechu.
Była... szczęśliwa i wolna - pierwszy raz w życiu poczuła, jak to jest czuć naprawdę. I kiedy tak stała, ciesząc się każdą sekundą wolności, wiedząc, że od tej pory dni, takie jak ten - pochmurne i deszczowe, będą jej ulubionymi, stało się jeszcze coś - poczuła ciepły dotyk miękkich ust Einara na swoich. Pierwszy raz w życiu doświadczyła czegoś takiego. Brat zaskoczył ją, ale choć gdzieś z tyłu głowy pojawiły się wątpliwości i głos, który wręcz krzyczał: „nie rób tego”, odwzajemniła pocałunek. Mimo chaosu, jaki zrodził się w jej umyśle, była szczęśliwa - że uciekła i że ma przy sobie osobę, która jest dla niej całym światem. Wtedy pierwszy raz poczuła, że... Einar jest bliższy jej sercu, niż dotąd myślała.
Świat, który do tej pory był im znany, ni jak się miał do tego, co właśnie widzieli i doświadczali. Kiedy pierwsze emocje opadły, do Eriki zaczęło docierać, że nie wie, co powinni zrobić dalej. Pierwszy raz była gdzieś indziej, niż w domu, którego ściany znała już na pamięć. Tu wszystko było nowe. Erika i Einar byli niczym dzieci, które musiały nauczyć się chodzić bez niczyjej pomocy.
Znalezienie miejsca, gdzie mogliby się zatrzymać, odpocząć i zastanowić się co dalej, zajęło im niemal cały dzień. W końcu jednak się udało. Trafili na rodzinę, która prowadziła karczmę. Ci zaoferowali im nocleg i jedzenie, w zamian za pomoc w przybytku. Zgodzili się bez wahania, ale skorzystali tylko z obiecanego prowiantu, bowiem jako dhampiry, musieli unikać dnia. Dziś mieli szczęście - było pochmurnie i deszczowo, ale jutro na niebie mogło zagościć słońce. Gdy tylko zapadła noc, z plecakiem pełnym jedzenia, który przygotowała im gospodyni, ruszyli dalej. Nie mogli tu zostać, bowiem Edward na pewno już wiedział o ich ucieczce i zaczął ich szukać. Myśl ta napełniła serce Eriki lękiem. Co się stanie, jeśli ich znajdzie? Jak wielka spadnie wtedy na nich kara? Nie chciała o tym nawet myśleć. Wraz z bratem podjęli decyzję o tym, że muszą wyjechać z tego miasta - im wcześniej, tym lepiej, ale do tego potrzebowali transportu...
Trzeba przyznać, że mieli szczęście. Kiedy zastanawiali się, jak najszybciej opuścić to miejsce, łaskawy los postawił na ich drodze dwa konie. Widok ten bardzo ucieszył Erikę. Było jednak jedno „ale”... a właściwie to dwa.
Kobieta, tak samo jak brat, nigdy nie siedzieli w siodle. Ich ojciec jakoś nie kwapił się, by ich tego nauczyć. Wtedy oczywiście nie widziała w tym nic złego, chociaż zazdrościła innym jego dzieciom, kiedy widziała ich na wierzchowcach. Nie rozumiała, dlaczego one zostały tak wyróżnione, a ona z Einarem nie. Nigdy jednak nie pytała. Teraz już znała odpowiedź.
Kiedy zaczęli zbliżać się do koni, chcąc je zabrać ze sobą, zorientowali się, że nie są niczyje, co w sumie było dość logiczne. Wierzchowce należały do dwóch mężczyzn - z tego, co udało im się wywnioskować, którzy stali nieopodal, rozmawiając o czymś ze sobą zawzięcie. Erika od razu pomyślała o tym, że muszą jakoś odwrócić ich uwagę, a jak to zrobić najprościej - spróbować ich jakoś zagadać. Czuła, że ten pomysł nie bardzo spodoba się jej bratu, ale i tak postawiła na swoim. Kiedy zadania zostały rozdzielone, ruszyła ku mężczyznom, którzy widząc ją od razu zamilkli. Erika nie słyszała raczej, by ktoś się zachwalał jej urodą. Może dlatego, że dotąd nikt nie patrzył na nią jak na kobietę, a jak siostrę - córkę Edwarda. Mężczyźni jednak dali jej w tej chwili odczuć, że... jej uroda przypadła im do gustu. Postanowiła to wykorzystać. Z uśmiechem na ustach rozpoczęła rozmowę, nasłuchując jednocześnie, czy konie się nie spłoszą, kiedy Einar będzie je zabierał. Na szczęście nic się takiego nie stało. Kobieta nie wiedziała, ile czasu potrzebuje jej brat, dlatego rozmowę starała się ciągnąć jak najdłużej. Do momentu, kiedy jeden z mężczyzn zbliżył się do niej. To... jej się nie spodobało, z roli jednak nie wyszła. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej i również postąpiła krok w jego stronę, unosząc jednocześnie obie dłonie. W tym momencie jej dar kontroli snów był już na tyle rozwinięty, że mogła ich uśpić za pomocą dotknięcia ich głów palcami i to miała właśnie zamiar uczynić.
Kiedy mężczyźni widząc, że dziewucha jest chyba „chętna”, z lubieżnymi uśmiechami, zaczekali, aż do nich podejdzie, a wtedy Erika uniosła obie ręce i dotknęła ich policzków, kładąc każdemu dwa palce na skroni. Obaj w tym samym momencie osunęła się na ziemię, a przed snem zdołali jeszcze usłyszeć tylko, jak Erika szepcze im „dobranoc”.
Wróciwszy do brata wyglądała na bardzo zadowoloną z siebie. Widząc dwa konie, których pilnował Einar jej zadowolenie tylko wzrosło. Kobieta złapała za lejce i spróbowała dosiąść wierzchowca. No, nie było to łatwe. Nie wiedziała, jak powinna to zrobić, by zrobić to dobrze. Do tego zwierzę się zaczęło denerwować, bowiem nagle zaczęło drobić nogami. Nie miała jednak zamiaru odpuścić - musiała to zrobić, bowiem musieli jak najszybciej opuścić to miasto. Za którymś razem z kolei w końcu udało jej się siąść w siodle. Bardzo z siebie zadowolona, spojrzała na brata. Teraz musieli jeszcze tylko nauczyć się ruszać. Tu również mieli pod górkę, ale Erika zdawała się radzić sobie lepiej niż brat. W końcu udało jej się jakoś zmusić konia do tego, by zaczął iść przed siebie - o galopie mogła na razie tylko pomarzyć i nie spaść z siodła. Einar nie miał jednak takiego szczęścia.
Z racji tego, że wysunęła się nieco na prowadzenie, nie widziała, co robi jej brat. Dopiero gdy upadł, obróciła przerażona głowę. Spadł z konia i do tego zrobił to tak niefortunnie, że złamał rękę. Kobieta od razu zeskoczyła z wierzchowca chcąc pomóc bratu. Sama jednak nie mogła nic zrobić. Musieli znaleźć pomoc. Ale gdzie? Udało im się dopiero w drugim mieście, do którego dotarli.
Przez pierwsze kilka miesięcy starali się jak najdłużej pozostawać w ruchu. Rzadko kiedy zostawali w jakimś miejscu na dłużej niż dwie-trzy noce. Chcieli jak najszybciej oddalić się od swojego więzienia i od Edwarda, który na pewno ich szukał. Musieli jednak gdzieś spać i coś jeść. Prowiant, który dostali od kobiety w pierwszym mieście, skończył się po pewnym czasie. To zmusiło ich do dłuższego pozostania w jakimś miejscu, by móc gdzieś nająć się do pracy i zarobić trochę grosiwa, a także zdobyć trochę jedzenia. Taka sytuacja powtarzała się kilka razy w czasie ich podróży. Żaden z ich pobytu w danym miejscu nie trwał jednak dłużej jak tydzień, czy dwa. To nie był jednak ich jedyny problem, z jakim musieli się zmierzyć, uciekając przed Edwardem.
Jako dhampiry, oprócz ludzkiego jedzenia, musieli też pić krew. Nigdy wcześniej nie było im dane poczuć, co to znaczy cierpieć głód z powodu braku wampirzego pokarmu, poza jednym razem - kiedy pierwszy raz ośmielili się postawić. Do tej pory byli przyzwyczajeni do posilania się krwią raz na dwa tygodnie - w domu Edwarda pili wampirzą krew. Teraz jednak nie mieli do niej dostępu - szybko musieli coś wymyślić. Nie widzieli tego, by pożywiać się na ludziach. Po pierwsze nie chcieli upodabniać się do wampirów, a po drugie jak niby mieliby to zrobić, by zostać niezauważonym?  Istniało jednak jeszcze jedno rozwiązanie - zwierzęta. Nim jeszcze zaczęli odczuwać pierwsze oznaki wampirzego głodu, zaczęli polować. Na początku były to głównie te zwierzęta, które było najłatwiej złapać, ponieważ nie bały się, czyli psy, koty... Niestety, ta krew nie starczała na zbyt długo. Pierwszy raz w życiu musieli posilać się nią codziennie.
Kiedy wreszcie strach im nieco odpuścił, zdecydowali się zatrzymać gdzieś na dłużej jak tydzień, czy dwa. Byli już zmęczeni tą ciągłą ucieczką. Uznali, że chyba nic złego się nie stanie, jeśli chociaż spróbują i tak trafili do małego gospodarstwa na południu Rosji. Ludzi, którzy tam mieszkali, urzekła historia, jaką rodzeństwo im opowiedziało, choć rzecz jasna nie przyznali im się do wszystkiego. Kto by im uwierzył, gdyby powiedzieli, że nie są ludźmi, a dhampirami, a ich ojciec wampirem? Od razu wzięliby ich za wariatów i przegonili widłami. Dlatego zostali przy tym, że są bliźniakami - Eriką i Einarem. Udawanie przed gospodarzami, że jest naprawdę tak, jak im powiedzieli, było trudne, zwłaszcza jeśli musieli kryć się z tym, co do siebie czuli. Dni, tygodnie i miesiące, które spędzili ze sobą sam na sam na ucieczce, tylko ich bardziej do siebie zbliżyły.
Gospodarze pozwolili zostać Erice i Einarowi u siebie. W zamian za to oczekiwali od nich tylko tego, że pomogą im w gospodarstwie. Tak też się oczywiście stało. Mężczyzna pomagał tam, gdzie potrzeba było dużo siły fizycznej, zaś kobiecie przypadła praca w domu. Uczyła się gotować, prać, szyć, czy opatrywać rany, których czasem chłopy mogły nabawić się przy swojej pracy.
Ich zaangażowanie w naukę nowych umiejętności i to, jak przykładali się do swoich obowiązków, było miłym zaskoczeniem dla małżeństwa, które dało im chwilowo dach nad głową. Do tego polubili rodzeństwo. Byli nie tylko pracowicie, ale i sympatyczni. Erika pierwszy raz od dawna poczuła się tak, jakby była w domu. Było to miłe uczucie, które przyjemnie grzało ją od środka. Nic jednak nie trwa wiecznie.  
Kiedy oboje przywykli do myśli, że miejsce to mogłoby być ich domem, Edward musiał przypomnieć im o sobie, choć nieosobiście. Pewnej nocy, kiedy Einar spacerował samotnie po mieście, w oddali zobaczył czyjąś znajomą sylwetkę. Choć nie widział tej osoby zbyt długo, to wystarczyło. To był ich przybrany, wampirzy brat. Jeszcze tej samej nocy opuścili gospodarzy. Małżeństwo było zawiedzione tym faktem, bowiem odkąd się pojawili, ich dom znowu tętnił życiem. Rozumieli jednak, że nie mogą zostać. Dali im jednak trochę jedzenia i pieniędzy na drogę. Einar w darze otrzymał jednak jeszcze coś - miecz, który był pamiątką rodzinną. Rzecz jasna mężczyzna długo się wzbraniał przed przyjęciem go, ale kiedy gospodarz i tak upierał się przy swoim i nie miał zamiaru odpuścić, skapitulował. Przyjął prezent, dzięki czemu od teraz rodzeństwo miało się jak bronić...
Następnym punktem na ich mapie były Chiny, a dokładniej Mongolia. Początkowo było im bardzo trudno się odnaleźć. Nie chodziło tylko o zupełnie inną kulturę. Największym problemem była bariera językowa, która skutecznie utrudniła im dogadanie się z kimkolwiek. Znali oczywiście dwa języki obce, ale ludzie, których spotykali na swojej drodze, nic nie rozumieli. Nauczyli się w końcu dogadywać z nimi jakoś na migi, ale i tak na niewiele się to zdało. Mieli problem z tym, by gdzieś znaleźć pracę. Ich sytuacja nie była jednak tak beznadziejna, jakby się można było tego spodziewać.
Starali się podróżować zarówno w dzień, jak i w nocy. Nie było to jednak łatwe. Jako dhampiry byli bardzo wrażliwi na słońce. Nawet najmniejszy promień słońca, który padłby na ich skórę, mógł ich dotkliwie poparzyć. Erika doświadczyła tego już parę razy, kiedy nierozważnie wystawiła ręce na słońce, albo inną część ciała. Pamiętała, jak wszystko długo się goiło, dlatego teraz starała się jak tylko mogła, by unikać kontaktu z promieniami.
Po ostatniej sytuacji, kiedy to Einar widział ich przybranego brata, znowu zaczęli odczuwać strach. W obawie przed tym, że zostaną zaskoczeni, postanowili trzymać warty podczas snu, a właściwie to Einar tak postanowił. Erice oczywiście się to nie spodobało, ale po dość nerwowej wymianie zdań, pozwoliła bratu zrobić po swojemu. Kiedy ona spała - on czuwał i tak ze dwa-trzy dni. To jednak wystarczyło, by kobieta zobaczyła, jak fatalne w skutkach to jest dla jej brata. Spróbowała z nim o tym rozmawiać, ale ten nie chciał jej słuchać, dlatego też Erika zdecydowała się złamać obietnicę, że nie będą wykorzystywali na sobie swoich zdolności i... uśpić Einara. Mężczyzna nawet nie zdążył zareagować, kiedy siostra go po prostu... odcięła, zsyłając na niego spokojne sny, by mógł odpocząć w spokoju. Teraz to ona czuwała, a z racji tego, że jedyną rzeczą do obrony, jaką mieli, był miecz, jaki Einar dostał od gospodarzy w Rosji, wzięła go. Miała jednak nadzieję, że do niczego się jej on nie przyda. Od tej pory, tak właśnie to wyglądało - raz spała ona, a raz on. Wymieniali się.
Ich wędrówka trwała dalej. Jak na samym początku, przez pierwsze miesiące ucieczki, tak i teraz starali się nie zatrzymywać nigdzie na dłużej, niż musieli, czyli żeby gdzieś nająć się do pracy i móc zarobić trochę pieniędzy i zdobyć jakieś jedzenie. Mimo początkowych problemów z komunikowaniem się i próbowaniem dogadywać się jakoś na migi, w końcu udało im się ogarnąć kilka-kilkanaście podstawowych zwrotów, przez co ich życie w Chinach (z Mongolii dotarli właśnie tu) stało się nieco prostsze. Poza nauką języka, liznęli również nieco tutejszej kultury.
W jednym z chińskich miast los znowu się do nich uśmiechnął. Rodzeństwo miało to szczęście, że znowu trafili na kogoś, kto zechciał im pomóc. Mężczyzna był uczonym, który poznawszy Erikę i Einara zaprosił ich do siebie. Był dość majętnym człowiekiem, dlatego nie oczekiwał od nich zapłaty za możliwość mieszkania w jego domu. Tak samo jak nie oczekiwał nic w zamian za to, że będzie ich uczył. Tak, mężczyzna został ich mentorem. Nauczył ich nie tylko chińskiego, ale również angielskiego. Oprócz tego uczył ich również władania bronią, zielarstwa, czy medytacji. Einar z tym ostatnim radził sobie znacznie lepiej niż Erika, co początkowo ją frustrowało. Ona natomiast bardzo dobrze odnalazła się w zielarstwie. Nauka o roślinach i ich właściwościach sprawiała jej dużo przyjemności. Doszło nawet do tego, że założyła zielnik, w którym początkowo miała rysować poznane przez siebie rośliny. Jej dłoń nie umiała jednak na tyle dogadać się z rysikiem, by wiernie odwzorować roślinę, jaką właśnie opisywała, dlatego też postanowiła je zasuszać i wsadzać do zielnika, dodając do nich krótkie notatki. Z czasem większość ziół wykorzystywanych przez ludzi, nie miała już przed nią żadnych tajemnic - wiedziała, które mogą wyleczyć jakąś dolegliwość, a które... choćby zabić.
Mimo ciepłego przyjęcia przez mężczyznę, nawet u niego nie zdecydowali się zostać zbyt długo, choć i tak trwało to najdłużej ze wszystkich postojów, jakie robili na swej drodze. W końcu jednak musieli ruszyć dalej. Łącznie w Chinach spędzili kilka lat, ale w obawie przed Edwardem, nie chcieli zostawać tu dłużej. Musieli ruszyć dalej. Obiecali sobie jednak, że kiedyś tu wrócą. Kraj ten ofiarował im naprawdę wiele.
W wieku pięćdziesięciu jeden lat dotarli do Indii. Mimo swego wieku wciąż wyglądali bardzo młodo, jakby upływ czasu w ogóle ich nie dotyczył. Wiedzieli, że to dzięki krwi Edwarda, która powołała ich do życia jako dhampiry.
W czasie tych ośmiu lat, które spędzili na ciągłych podróżach, nie chcąc zatrzymywać się gdzieś zbyt długo w obawie, że Edward w końcu ich odnajdzie, ich więź jeszcze bardziej się zacieśniła. Także uczucia, które gdzieś tam zaczęli czuć względem siebie, stały się bardziej gorące. Kochali się, ale nie jak brat z siostrą. Kochali się jak kobieta i mężczyzna. I choć czuli to nie od wczoraj, dopiero pod koniec tych ośmiu lat ciągłej wędrówki, poczuli się zmęczeni ciągłym ukrywaniem swoich uczuć. Jeszcze na długo przed dotarciem do Indii, zaczęli podawać się nie za rodzeństwo, a za parę. Dopiero tu jednak zdecydowali się na zerwanie całkowicie z przeszłością, stworzeniem sobie zupełnie nowych osobowości, by móc wreszcie zacząć żyć normalnie. Także tu, w Indiach zdecydowali się osiąść na stałe, ale nim to się stało, przemierzyli jeszcze wiele kilometrów w głąb kraju.
Indie okazały się równie fascynujące, co Chiny. Tu również bardzo wyróżniali się na tle hindusów ze swoją jasną, europejską karnacją. To jednak nie był problem - musieli po prostu przywyknąć do tego, że często się im przyglądano. Większym problemem okazał się być klimat, a właściwie to słońce, którego tu nie brakowało. To zmusiło ich do zmiany niemal całkowicie swojego trybu życia - więcej czasu podróżowali teraz nocą, niżeli dniem.
Z racji tego, że znali już cztery języki obce, nauka kolejnego - hinduskiego, przyszła im niemal z łatwością. Oczywiście nic nie przyszło samo, bez wysiłku. Chcąc móc jakoś odnaleźć się w tym kraju, poznać lepiej jego kulturę, znaleźli kogoś, kto zgodził się ich uczyć, dzięki temu już po krótkim czasie mogli w miarę normalnie funkcjonować w społeczeństwie.
Chcąc móc realizować swoje plany, musieli znaleźć jakieś miejsce dla siebie, gdzie będą mogli zamieszkać. I tak trafili na opuszczony od wielu lat dom. Nie prezentował się najlepiej, ale ściany się nie waliły, tynk nie sypał się z murów, a na głowy nie spadał strop. Brakowało tylko kilku okien, a drzwi frontowe ledwo trzymały się we framudze. Poza tym nic nie było zniszczone, a zaniedbane. Postanowili, że zamieszkają tu. Wspólnymi siłami uprzątnęli cały dom - od piwnicy, aż po strych oraz naprawili to, co tej naprawy wymagało. Był to dość długi i żmudny proces, tym bardziej że musieli pracować głównie nocą. Opłaciło się jednak, ponieważ kiedy przybili ostatni gwóźdź i zawiesili ostatnią, ciężką zasłonę, która w dzień miała chronić wnętrze domu przed promieniami słońca, zyskali wreszcie miejsce dla siebie - dom.
Kiedy tu zamieszkali, zdecydowali się zupełnie odciąć od smutnej przeszłości. Zmienili wszystko, co mogli. Od tej pory nie byli już Eriką i Einarem Mikkelsen, rodzeństwem. Stali się Lisbet i Liamem Meyer, małżeństwem. Tak, właśnie tak - to tu zdecydowali się na ten krok. Sam na sam złożyli sobie swoje własne przysięgi, a na palce wsunęli obrączki, które zdobył Einar, jako symbol tego, że ona należy do niego a on do niej.
Ich życie zwolniło. Od blisko roku mieszkali w domu, który sami odnowili. Kiedy większość uciekała przed rutyną, Erika była wdzięczna za nią, za ten spokój, który na nią spłynął i za myśli, w których nie pojawiał się już Edward. Nic jednak trwać wiecznie nie może. Kobieta od pewnego czasu zaczęła obserwować jakieś dziwne zmiany w swoim organizmie. Jej ciało bardzo powoli zaczynało się zmieniać, a towarzyszyły temu wahania nastroju, zwiększony apetyt i dziwne zachcianki. Jakby tego było mało, zaczęła odczuwać mdłości - niemal każdego rana wymiotowała. Coś niepokojącego się z nią działo, Erika jednak to lekceważyła. Próbowała jakoś wspomagać swój organizm naparami z leczniczych ziół, ale na niewiele się to zdało. Einar widząc, co dzieje się z siostrą, bardzo się zaniepokoił. Ona jednak wciąż twierdziła, że nic jej nie jest, że na pewno jej przejdzie. I tak... mdłości i wymioty w końcu ustąpiły, ale jej ciało wciąż się zmieniało.
Jej piersi się powiększyły, stając się bardziej wrażliwe na dotyk, zaś brzuch nieco bardziej się zaokrąglił. Choć próbowała to ukryć przed Einarem, czuła coraz większe przerażenie, widząc, co się z nią dzieje. Nie było jednak powodu do strachu... Erika była po prostu w ciąży. Wtedy jednak o tym nie wiedziała. Zrozumiała to dopiero wtedy, kiedy poczuła pierwsze ruchy dziecka w swoim łonie. To wydawało się tak... nierealne, że początkowo w ogóle nie dopuszczała do siebie myśli, że to może być prawda. Potwierdzenie znaleźli jednak u lekarza, do którego w końcu się udali. Ich radości nie było końca. Erika nosiła pod sercem dziecko Einara. Oboje wyczekiwali jego przyjścia na świat.
Dzień narodzin przyszedł równie nieoczekiwanie, co sama informacja o tym, że kobieta jest w ciąży. Erika od rana odczuwała lekkie skurcze, które z każdą godziną tylko się nasilały, aż doszło do tego, że nie mogła wytrzymać z bólu. Ona rodziła. Einar widząc, co się z nią dzieje, zaczął nieco panikować. Na to, by udać się do lekarza, było już chyba za późno, a żadne z nich nie chciało ryzykować tego, że dziecko mogłoby się urodzić w czasie drogi. Nie wiedzieli jednak, co powinni robić. Jakby tego było mało, zdenerwowanie Einara zaczęło się i jej udzielać. W końcu jednak mężczyzna wziął się w garść. Postanowił poszukać pomocy u sąsiadów.
Kobieta nie wiedziała, ile go nie było - straciła poczucie czasu, ale kiedy wrócił, a wraz z nim przyszła jakaś kobieta, poczuła ulgę. Zaufała kobiecie, która jak szybko się okazało, zna się na rzeczy. Skupiła się na tym, by słuchać i robić, co się do niej mówiło. Zdawała się w ogóle nie myśleć o Einarze, jakby w ogóle go tu nie było. Dopiero gdy złapał ją za dłoń i ścisnął mocniej, spojrzała na niego z wdzięcznością.
Poród przebiegł sprawnie i bez komplikacji. Niedługo po tym, jak do ich domu przybyła kobieta, na świat przyszedł ich syn. Jego głośny płacz ożywił mury ich domu. Udało się - oboje żyli - matka i dziecko. Erika była jednak wycieńczona. Bardzo szybko zapadła w kilkugodzinny sen, ale nim się to stało, pierwszy raz wzięła syna na ręce. To, co wtedy czuła, było nie do opisania.
Narodziny ich pierwszego syna miały miejsce w 1835 roku. Początki nie były najłatwiejsze, bowiem wszystkiego musieli się nauczyć sami. Rodzicielstwo, jak się okazało, to bardzo duża odpowiedzialność, ale też niesamowite doświadczenie. Choć nie raz czuli się zmęczeni, widok roześmianej buzi ich syna, rekompensował im wszystko. Trzy lata później zdecydowali się na kolejne dziecko.
Mimo starań, Erika nie od razu zaszła w ciążę, ale po trzech miesiącach udało się. Kobieta do tej pory ma w pamięci wyraz twarzy Einara, kiedy oznajmiła mu, że znowu spodziewa się jego dziecka.
Mając już za sobą jedną ciążę, dhampirzyca wiedziała, czego ma się spodziewać. Tym razem jednak okres samej ciąży lepiej zniosła, niż miało to miejsce za pierwszym razem. Drugi poród nie różnił się jednak wiele od pierwszego - tyle że teraz wiedziała, co robić.
Erika nie chciała rodzić tak, jak za pierwszym razem - w strachu oto, czy wszystko z dzieckiem będzie w porządku, bo choć miała pomoc, ciągle się bała. Teraz chciała, żeby wszystko przebiegło inaczej. Chciała się przygotować, zawczasu udać się do lekarza, który miał odebrać poród. I wszystko może by się udało, ale jak wiadomo - życie lubi zaskakiwać.
Kiedy po dziewięciu miesiącach poczuła pierwsze bóle porodowe, chciała udać się do lekarza, tak jak to zaplanowała. Jej mąż jednak doszedł do wniosku, że nie zdążą, a skoro tak, on sam przyjmie poród. Mina Eriki w tym momencie była bezcenna. Spojrzała na Einara jak na idiotę. Nie chciała się na to zgodzić, ale nie miała innego wyjścia. Stres nieco przyspieszył całą akcję porodową i kiedy kobiecie odeszły wody, nie było czasu na to, by jechać do/po lekarza. Chcąc nie chcąc Erika musiała zaufać bratu.
Jak za pierwszym razem, tak i teraz poród nie był przyjemny, ale wszystko przebiegło tak samo sprawnie. Kiedy wydała na świat ich drugie dziecko, wycieńczona zamknęła oczy, słysząc jego płacz. Otworzyła je dopiero, kiedy usłyszała głos Einara, który niemal ze łzami w oczach oznajmił jej, że mają drugiego syna. Wyciągnęła ręce w jego stronę, chcąc, by jej go podał. Trzymając w ramionach nowo narodzonego chłopca, przytuliła go do siebie. Choć wszystko się udało, była trochę zła na Einara. Kiedy jednak minął pierwszy szok, podziękowała mu. Wiedziała, że bez niego sama by sobie nie poradziła. Lekarz, tak jak chciała tego Erika, został wezwany, ale dopiero dnia następnego. Zbadał matkę i dziecko. Oboje byli zdrowi, zwłaszcza chłopiec, o którego chyba martwili się najbardziej.
Czas, jaki spędzili w Indiach był - jak dotąd, najszczęśliwszym okresem w ich życiu. Nie dość, że wreszcie mogli zapomnieć o niebezpieczeństwie i strachu, które towarzyszyło im od ponad dziesięciu lat, to jeszcze mieli prawdziwą rodzinę. Swoim dzieciom starali się stworzyć taki dom, jakiego sami nigdy nie mieli. Dopiero teraz, kiedy patrzyli na swoich synów, docierało do nich, jak wiele sami stracili. Cieszyli się, że mimo złych doświadczeń, potrafili dać dzieciom to, czego sami nigdy nie mieli.
Niestety, nic nie trwa wiecznie. Jak dotąd Erice i Einarowi naprawdę wiele rzeczy się udawało. Koło fortuny było jednak przewrotne. Zbyt długo widocznie znajdowali się już na samym jego szczycie. W końcu musiał przyjść moment, kiedy znowu mieli znaleźć się niemal na samym dnie.
Erika praktycznie zawsze zasypiała jako ostatnia. Przy dwójce dzieci w domu zawsze było coś do roboty, ale dzięki temu kobieta mogła skontrolować ich sny. Robiła to przeważnie każdej nocy. Nie chciała zmieniać ich snów, a jedynie sprawdzić i upewnić się, czy są one dobre. I były - głowy jej chłopców tworzyły naprawdę piękne obrazy. Czasem też, zdarzało się jej zaglądać w sny Einara, ale w jego przypadku robiła to tylko wtedy, kiedy widziała, że śpi niespokojnie. Zwykle ograniczała się do tego, by po prostu uwolnić go od jego sennych mar, ale pewnej nocy zdecydowała się zobaczyć koszmar, jaki nie dawał mu spokoju.
Widok Edwarda, nawet w śnie, napełnił jej serce strachem. Dopiero w tym momencie uświadomiła sobie jak dawno nie myślała o ich ojcu. Nie podobało jej się to, ponieważ wampir mógł oznaczać tylko kłopoty. Kiedy uspokoiła duszę brata, położyła się spać. Sama jednak spać nie mogła, ponieważ gdy zamykała oczy, widziała Edwarda.
Dnia następnego, każde z nich było małomówne. Kiedy późnym porankiem przygotowywali śniadanie, jedynie śmiech chłopców, ożywiał ciszę, która była zasługą ich rodziców. Erika martwiła się o brata. Wyglądał, jakby mocno się czymś przejmował. Był nieobecny i to do takiego stopnia, że nawet nie zwracał uwagi na to, co robi. Kiedy wypuścił z dłoni gorący czajnik z gotującą się wodą, Erika tylko spojrzała na chłopców w obawie, że mogli poparzyć się wrzątkiem. Nic takiego jednak nie miało miejsca, ale wyglądali na lekko wystraszonych - zwłaszcza młodszy. Poprosiła ich, by na chwilę wyszli z kuchni, a kiedy zostawili ją samą z Einarem, kobieta zaczęła opatrywać mu dłonie. Nic nie mówiła, chcąc pozwolić jemu zacząć, bowiem domyślała się, co go męczy. Słysząc o jego obawach o tym, że Edward może ich odnaleźć, próbowała go uspokoić, chociaż sama myślała podobnie. Za długo już żyli w jednym miejscu, przez co mogli stać się łatwym celem. Może... może powinni pomyśleć o tym, by wyjechać?
Sen Einara okazał się być proroczy. Mimo podjętych już planów o tym, by wyjechać, nie udało im się ich wcielić w życie. Niecały tydzień później, pod osłoną nocy, do ich domu włamało się dwóch wampirów, którzy zaskoczyli rodzinę podczas wspólnego posiłku. Erika i Einar znali ich. To byli ich przyrodni bracia, a skoro oni ich odnaleźli, mogło to oznaczać tylko tyle, że... Edward po nich idzie. I tak było. Kiedy kobieta zobaczyła zza pleców brata jego postać, mocniej przyciągnęła dzieci do siebie, jakby chciała ukryć je przed jego wzrokiem.
Mężczyzna wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie - nie dość, że udało mu się odnaleźć jego bliźnięta, to jeszcze okazało się, że... dorobili się potomstwa. Mimo starań Eriki, by ukryć przed nim jej synów, na nic się to zdało. Ponadto nie sprawiał wrażenia, jakby chłopców widział pierwszy raz. Musiał obserwować ich już od dłuższego czasu. Wszystko, co działo się później, przebiegło bardzo szybko.
Edward rozkazał swoim synom, by pojmali całą czwórkę. Einar nie chcąc do tego dopuścić, próbował przekonać żonę do tego, by zabrała dzieci i uciekała, ona jednak nie chciała słuchać, czym nie pozostawiła mu wyboru. Użył na niej hipnozy, czym wymusił na niej poddanie się jego woli. Kobieta chcąc, nie chcąc musiała to zrobić. Zabierając chłopców ze sobą, zaczęła uciekać w kierunku przeciwnym niż ten, skąd nadchodzili synowie Edwarda, którzy zgodnie z jego poleceniem, puścili się za nią w pogoń.
Kobieta opuściła dom tylnymi drzwiami najszybciej, jak tylko mogła. Niestety jej synowie nie mogli biegać tak szybko jak ona, ale nawet gdyby była sama, pewnie nie udałoby jej się uciec wampirom, które deptały im po piętach. Jakieś dziesięć metrów od domu, dopadli ich. Jeden z nich zaszedł kobiecie drogę, a kiedy próbowała zmienić kierunek, drugi zrobił to samo. Ze złowrogimi uśmiechami na twarzy, zaczęli ich okrążać i zbliżać się, przez co Erika musiała mocniej przyciągnąć do siebie synów. W pewnym momencie jeden z wampirów wystrzelił w stronę kobiety. Pierwszy cios został wymierzony jej w brzuch, zaś drugi miał podciąć jej nogi. Upadła na kolana, każąc tylko uciekać swoim synom. Przerażeni zaczęli uciekać, ale wtedy drugi z wampirów złapał ich za koszule na plecach i zatrzymał. Erika poczuła mocne szarpnięcie za włosy, kiedy zgięta klęczała na ziemi. Krzyknęła z bólu, kiedy wampir pociągnął ją i zmusił tym samym do tego, by stanęła. Dopiero wtedy puścił jej włosy i chwycił ją za ręce za jej plecami.
Ponownie znaleźli się w domu. Edward widząc, że udało mu się, miał zamiar zmusić Einara do poddania się, przedstawiając mu propozycję nie do odrzucenia. Gdyby chodziło tylko o nią, kazałaby mu się na nic nie zgadzać, ale byli przecież jeszcze ich synowie - przerażeni całą tą sytuacją. Dla nich była gotowa się poddać, nawet znowu wrócić do niewoli Edwarda.
Einar skapitulował. Kiedy został obezwładniony, a jego oczy zostały przewiązane opaską, zajęto się również Eriką. Jej jednak tylko skrępowano ręce za plecami. Najbardziej wolnymi z jeńców, pozostawali ich synowie, którzy wciąż byli przytrzymywani przez jednego z wampirów. Edward jednak i o nich pamiętał. Świadomy tego, jakie umiejętności odziedziczyły po nim bliźnięta, któryś z ich synów musiał posiadać ten sam dar, co Einar. By się tego dowiedzieć, grzecznie zapytał mężczyznę oto. Ten jednak nie okazał się skory do pomocy, a skoro tak... postanowił zapytać u źródła. Skoro rodzice chłopców nie chcieli z nim współpracować, zadał im bezpośrednio pytanie, który z nich posiada dar hipnozy. By mieć pewność, że odpowiedzą mu zgodnie z prawdą, zagrał na ich uczuciach, grożąc im, że zabije ich rodziców, zaczynając od matki. Ich najstarszy syn słysząc to, od razu się przyznał, przez co i jego oczy zostały zasłonięte opaską.
Cała czwórka została zaprowadzona do powozu, gdzie przez całą drogę byli pilnowani przed jednego z wampirzych synów Edwarda. Erika, mimo przerażenia, próbowała zachować spokój - dla synów. Kiedy wtulili się w nią i w ojca, cały czas szeptała im, żeby się niczym nie martwili, że wszystko będzie dobrze. Żałowała, że ręce ma skrępowane za plecami. Jej kontrola snów bardzo by się teraz przydała. Mogłaby sprowadzić na dzieci sen, dzięki czemu może mniej by się bały.
Powozem dotarli do jednej z wielu kryjówek, jakie Edward miał chyba na całym świecie. Wszyscy pojmani zostali zaprowadzeni do piwnicy, gdzie siłą ich wepchnięto do jednego z pomieszczeń. Kiedy drzwi zostały zamknięte, zostali sami.
Kobieta nerwowo próbowała oswobodzić swoje ręce. Z jednej strony dla dzieci, które musiały bardzo się bać, z drugiej zaś dla męża, który przez to, że miał zasłonięte oczy, przewrócił się o próg. Była jednak zbyt zdenerwowana, dlatego nie szło jej najlepiej, ale wtedy poczuła czyjeś małe ręce na swoich nadgarstkach. Spojrzała za siebie, a widząc swojego starszego syna, uśmiechnęła się do niego ciepło. Zapomniała, że przecież dzieciom nie związano rąk. Chłopiec pomógł jej z więzami i gdy znowu mogła ruszać rękoma, przytuliła do siebie syna, całując go w czubek głowy. Nadgarstki bolały od sznura, który obtarł jej skórę w tych miejscach, ale nie przejmowała się tym. Podeszła do męża i młodszego syna, który mocował się ze sznurem na rękach ojca. Pomogła mu, a kiedy było już po wszystkim i jego przyciągnęła do siebie.
Pomieszczenie, w którym się znajdowali nie było duże. Także wystrój nie powalał na kolana - poza kilkoma poduszkami i kocami nie było tu zupełnie nic. Nadziei na ucieczkę również nie mieli. Erika nie potrzebowała sprawdzać, by wiedzieć, że drzwi są zamknięte - słyszała, jak w zamku przekręcano klucz. Oknem zbiec też nie mogli, ponieważ... żadnego nie było. Erika chcąc oszczędzić dzieciom więcej stresu, zesłała na nich sen. Sześciolatek usnął wtulony w ojca, zaś jego brat przytulony do boku matki. Sama Erika oparła głowę o ramię męża i zamknęła oczy. Nie spała, nie była wstanie, ponieważ strach, który towarzyszył jej przez tyle lat powrócił. Tym razem było jednak gorzej, ponieważ nie chodziło tu już tylko o nią i Einara - w tym wszystkim brały też udział ich dzieci.
Nie była świadoma, ile czasu upłynęło odkąd wraz z całą rodziną się tu znalazła, ale domyślała się, że jeśli ktoś do nich przyjdzie, to nie stanie się to wcześniej jak na wieczór dnia następnego. Nie myliła się. Edward przyszedł zaraz po zachodzie słońca, niosąc ze sobą posiłek dla każdego. Erice to przypomniało pewną sytuację sprzed lat. Miała ochotę splunąć wampirowi w twarz, ale nie zrobiła tego. Nie chciała narażać dzieci w jakikolwiek sposób. Einar był jednak innego zdania. Może nie chciał nikogo narażać, ale swoje spróbować musiał. Kobieta nie rozumiała tego, co właśnie się działo. Słysząc słowa Edwarda i widząc, jak Einar nagle obraca się w stronę ich najmłodszego syna, po czym... kładzie mu ręce na szyi, jakby miał zamiar go udusić, zamarła. Na całe szczęście nie trwało to długo. Ich ojciec cofnął rozkaz, słysząc przerażone słowa jednego z dzieci bliźniąt, po czym wyszedł z pomieszczenia. Erika od dawna nie była tak zła na Einara. Gdy zostali sami praktycznie od razu zażądała wyjaśnień, a kiedy je dostała, nie mogła uwierzyć w to, że mógł zachować się tak nieodpowiedzialnie! W głowie jej się to nie mieściło... Nawet nie chciała myśleć, co by się stało, gdyby Edward nie cofnął swych słów.
W miejscu, do którego ich zabrano zaraz po schwytaniu, nie zabawili długo. Niedługo po tym, jak zjedli posiłek, który został im przyniesiony, ich wampirzy ojciec w towarzystwie swoich wampirzych synów, znowu do nich przyszedł, ale tym razem nie po to, by rozmawiać. Mieli ruszać dalej. Jak za pierwszym razem, tak i teraz, wszyscy mieli zostać związani. Dodatkowo Einarowi i ich najstarszemu synowi należało zasłonić oczy. Tym razem jednak zadanie to nie należało do wampirów, a do... Eriki. Kobieta słysząc polecenie ojca, od razu zareagowała przecząco, patrząc na niego z niechęcią i złością. Mężczyzny zdawało się to w ogóle nie ruszać i gdyby nie interwencja jej brata, pewnie użyłby na niej hipnozy. Kobieta patrząc na brata i widząc znak, by to zrobiła, odpuściła. Nie zrobiła tego jednak z przyjemnością. Wpierw związała mu ręce, które wyciągnął w jej stronę, a następnie zasłoniła mu oczy. Była zdenerwowana całą tą sytuacją, dlatego nawet nie zauważyła, że mogła zbyt mocno przewiązać przepaskę na jego oczach. Kiedy skończyła z mężem, przyszła kolej na syna, który tak samo jak ojciec, chciał być dzielny. To sprawiło kobiecie jeszcze większy ból, ale i jemu przesłoniła oczy. Tym razem zrobiła to jednak delikatniej, ale nie na tyle, by opaska miała spaść mu z oczu. Po tym i ona została związana, a wtedy cała ich rodzina została przetransportowana do powozu.
Opuszczając Indie, udali się do Pakistanu, a stamtąd dotarli do Iranu, ale to nie był cel ich podróży. Punktem końcowym tej wyprawy, była Turcja.
Nie chcąc, by ich synowie przeżywali to wszystko bardziej, niż zostali do tego zmuszeni, starali się robić wszystko, by choć trochę uprzyjemnić im ten czas. Udawało się to. Erika cieszyła się, widząc uśmiechy na ustach synów i odpowiadała im tym samym. Kiedy jednak szli spać, znowu zapadała się w sobie, rozmyślając nad beznadziejnością sytuacji, w jakiej się znajdowała cała jej rodzina. Einar i dla niej okazał się wielkim wsparciem. Nie tylko próbował ją rozbawiać, chcąc widzieć uśmiech na jej twarzy, ale starał się również jakoś „uprzyjemnić” rytuał, jakim stało się wiązanie ich, którego za każdym razem dokonywała Erika. Była mu wdzięczna. Obawiała się, że bez jego wsparcia, by sobie nie poradziła.
Droga zajęła im wiele tygodni, ale w końcu udało się dotrzeć do kolejnej kryjówki Edwarda, gdzie mężczyzna mógł nacieszyć się wreszcie odnalezionymi bliźniętami, a zwłaszcza wnukami. Erika i Einar znowu zostali zamknięci, ale tym razem nie w oddzielnych pomieszczeniach, jak miało to miejsce wiele lat temu. Dostali jeden, duży pokój całkowicie umeblowany dla całej swojej czwórki. Widocznie Edward nie miał problemu z tym, że oni żyli ze sobą jak mąż z żoną i że mieli dzieci. Może to, że pozwolił im mieszkać wszystkim razem, było swego rodzaju aktem łaski? Erika jednak nie wierzyła w jego dobre intencje.
Bliźnięta musiały na nowo przywyknąć do życia w zamknięciu. Nie było im łatwo, chociaż początkowo najgorzej znosiły to dzieci, które nie potrafiły zrozumieć i odnaleźć się w zaistniałej sytuacji. Mimo to... niczego im nie brakowało. Posiłki dostawali regularnie, w ich jadłospisie znowu zagościła wampirza krew, a dzieci zabawek i książek miały pod dostatkiem. To wszystko jednak nie zmieniało tego, że to wciąż było więzienie. Nie dziwiła jej więc frustracja Einara, którego co rusz musiała powstrzymywać przed zrobienie kolejnej głupoty.
Początkowo cała rodzina przebywała cały czas razem, ale pewnego dnia Edward zdecydował się to zmienić. Tym razem nie tylko Einar nie mógł się pohamować, ale również Erika. Kobieta widząc, jak ten zabiera im dzieci, stanęła między nim, a nimi. Wampirowi bardzo nie spodobało się jej zachowanie. Uderzył ją wierzchem dłoni w twarz. Zachwiała się, a w ustach poczuła metaliczny smak krwi. Nie widziała, co próbował Einar, ale... słyszała, że i on nie potrafił stać spokojnie. W jego przypadku jednak Edward zastosował hipnozę - może mniej bolesne to było, ale bardziej niebezpieczne niż uderzenie w twarz. Ona mogła w końcu powstrzymać Einara... ale nie kobietę, która otrząsnąwszy się z pierwszego szoku, znowu spróbowała nie dopuścić do tego, by wampir wyszedł z pokoju z ich dziećmi. Tym razem nie miał zamiaru się z nią bawić. Zamiast uderzyć ją po raz drugi, rozkazał jej bratu, by ją zatrzymał. Wpierw poczuła, jak ją obejmuje, by zaraz na rozkaz Edwarda przycisnąć ją do ściany. Kiedy mężczyzna to zrobił, wampir wyszedł z chłopcami, zamykając za sobą drzwi. Krzyki i wołania Eriki towarzyszyły im jeszcze przez chwilę. Od tej pory dzieci znikały każdej nocy na kilka godzin, a oni nie mieli nic do gadania.
W niewoli przyszło im żyć blisko dwa lata... Erika sprawiała wrażenie pogodzonej z losem. Robiła to dla dzieci - na zewnątrz była zupełnie inna, niż w środku. Jedynie Einar wiedział, co tak naprawdę się z nią dzieje. Każdego dnia - chcąc, nie chcąc - mieli kilka godzin tylko dla siebie. Tylko wtedy kobieta odkrywała się ze swoim cierpieniem.
Jak w przypadku bliźniąt fortuna w końcu musiała się od nich odwrócić, tak samo stało się to, w przypadku Edwarda. Wampir przez te wszystkie lata, które ukrywał się przed Radą, znowu został odkryty. Erika i Einar nie wiedzieli jednak o tym. Pewnej nocy tylko usłyszeli za drzwiami swego pokoju jakieś poruszenie. Wszyscy biegali, mówili podniesionymi głosami. Coś... się stało. Rodzeństwo przytuliło do siebie swoje dzieci w momencie, gdy do ich pokoju wparował Edward z dwoma wampirami. Wyjaśniać wiele nie chciał - oznajmił jedynie, że zabiera dzieciaki, poczym rozkazał swoim synom zabrać Erice chłopców. Einarowi bardzo się to nie spodobało, ale kiedy próbował dyskutować z ojcem, jeden z przybyłych tu z nim wampirów, użył na mężczyźnie psychokinezy, rzucając nim na drugi koniec pokoju. Dopiero wtedy wampirzy synowie Edwarda zrobili to, o co ten ich poprosił. Podeszli do kobiety, która rzecz jasna nie miała zamiaru pozwolić im na zabranie dzieci. Nie zważając na jej protesty, brutalnie rozłożyli jej ręce, a chłopców zabrali z jej objęć. Po tym wszyscy po prostu wyszli, zostawiając bliźnięta same sobie. Znowu...
Nim Einar zdążył się pozbierać, Erika dopadła do drzwi, waląc w nie pięściami i szarpiąc za klamkę. Wołała by ich wypuszczono, by otworzono im drzwi. W amoku zdawała się w ogóle zapomnieć o bracie, który został przerzucony przez cały pokój. W tej jednak chwili była przede wszystkim matką, której właśnie zabrano dzieci. Dopiero kiedy mężczyzna do niej podszedł i kazał jej się odsunąć, zrobiła to. Widziała jak próbuje wyważyć drzwi, ale nic to nie dało. Musieli czekać. Pytanie tylko na co lub na kogo.
Kiedy usłyszała, jak ktoś znowu grzebie przy zamku, zamarła. Czyżby to... Edward? Ulitował się nad nimi? Kiedy drzwi się jednak otworzyły, a w drzwiach stanął ich dhampirzy brat, który zaczął opowiadać im o tym, co właśnie się działo, nie potrafiła ukryć przerażenia. Ich ojciec znikł razem z dziećmi, a oni widocznie mieli wpaść w ręce Rady. Musieli uciekać, chociaż kobieta nie miała pojęcia gdzie i dokąd. Trzeba było jednak to zrobić, jeśli chcieli odzyskać dzieci uprowadzone przez Edwarda.
Nie mając transportu, musieli polegać na sile własnych nóg. Biegiem zaczęli oddalać się od posiadłości Edwarda. Mieli to szczęście, że panowała noc. Niedługo jednak wstanie dzień, a wraz z nim wzejdzie słońce. Nim się to stanie, musieli znaleźć jakąś kryjówkę i tak schowali się w szopie. Spędzili tam kilka godzin, nim zostali odkryci przez gospodarza, który zaraz ich przegonił, mówiąc do nich w niezrozumiałym języku. Życie zatoczyło krąg. Znaleźli się w nieznanym kraju, bez znajomości języka, bez pieniędzy i jedzenia, a co najważniejsze zostali rozdzieleni z dziećmi. Ich sytuacja nie wyglądała kolorowo, ale nie mogli się poddać. Musieli wydostać się z tego kraju i odnaleźć synów. Pytanie tylko gdzie mieli ich szukać? Od dhampira, który ich uwolnił, dowiedzieli się jedynie, że Edward miał zamiar ruszyć do Włoch, tylko... czy tak naprawdę było? Nie mając nic więcej, również postanowili się tam udać.
Rodzeństwo musiało wrócić do początku i tak jak za pierwszym razem, gdy udało im się uciec od Edwarda, tak i teraz musieli ukraść konie, by móc się szybko przemieszczać. Opuściwszy Turcję, przemierzyli Bułgarię, Rumunię, trafiając w końcu zimą 1849 na byłe ziemie polskie.



Ostatnio zmieniony przez Erika Mikkelsen dnia 20/01/18, 08:41 pm, w całości zmieniany 4 razy
Erika Mikkelsen

Erika Mikkelsen
f. Lisbet Meyer
Wiek : 102
Stan cywillny : Mężatka
Umiejętności : Kontrola snów, pierwsza pomoc, medycyna naturalna, jazda konna, posługiwanie się bronią białą o krótkim ostrzu
Punkty : 17


https://vampirekingdom.forumpl.net/t631-erika-mikkelsen https://vampirekingdom.forumpl.net/t729-erika-mikkelsen#3388 https://vampirekingdom.forumpl.net/t730-erika-mikkelsen#3389

Powrót do góry Go down

Biografi Eriki Mikkelsen (Lisbet Meyer) Empty Re: Biografi Eriki Mikkelsen (Lisbet Meyer)

Pisanie by Erika Mikkelsen 13/01/18, 12:38 am



Biografia cz. II:
Był koniec roku, a oni znajdowali się w Europie Środkowej, gdzie zimy potrafiły być srogie, chociaż nie tak jak te znane im z Rosji. To nieco ich spowolniło, a kiedy nastały największe mrozy, a wiele dróg stało się nieprzejezdnych, podjęli decyzję o tym, by zrobić nieco dłuższy postój, niż zwykle. Nie mieli jednak zamiaru marnować czasu tu spędzonego. Próbowali dotrzeć do osób, które mogłyby coś wiedzieć na temat Edwarda i tego, gdzie teraz przebywa. Było to bardzo nierozważne z ich strony, ponieważ odkrywali się z tym, że wiedzą więcej o świecie i jego istotach niż przeciętny człowiek. To mogło oznaczać, że albo są łowcami, albo... dhampirami. Ostatnio o tej rasie w świecie wampirów było coraz głośniej...
Erika najęła się do pomocy w gospodzie. Chciała w ten sposób zarobić trochę pieniędzy, by później, gdy ruszą w dalszą drogę, móc zakupić jedzenie, czy nowe ubrania. Pracowała głównie nocą. Zwykle pomagała w kuchni, nie chcąc zbytnio rzucać się w oczy, bowiem obawiała się tego, że wśród gości przybytku, znajdą się wspólnicy Edwarda, którzy mogą ją rozpoznać. Niestety, zdarzały się takie dni, że ruch w gospodzie był tak duży, że kelnerki nie wyrabiały. Wtedy to właśnie Erika trafiała na główną salę. Dziś była właśnie taka noc.
Erika, mimo złych przeczuć, nie mogła odmówić właścicielowi lokalu. Już w momencie opuszczenia przez nią kuchni, wpadła w oko jednemu mężczyźnie, który chyba jako jedyny siedział sam przy stoliku. Jego zainteresowanie kobietą było na tyle duże, że kiedy jedna z kelnerek do niego podeszła, chcąc przyjąć od niego zamówienie, poprosił ją kulturalnie, by przysłała do niego Erikę. Dziewczynie chyba niezbyt się to spodobało, ale klient nasz pan, dlatego posłuchała. Chwilę po tym kobieta znalazła się przy jego stoliku.
Mężczyzna nawet nie próbował się kryć z tym, że Erika wpadła mu w oko. Choć próbowała dać mu do zrozumienia, żeby dał sobie spokój, że ma męża, ten... nie odpuszczał. Jej opór wręcz zdawał się go bawić. Był niczym łowca, którego rajcował nie sam fakt upolowanej zwierzyny, a całe polowanie, każdy jego etap. Kobieta, chcąc by w końcu się odczepił, zdradziła mu jedynie swoje imię - rzecz jasna fałszywe, po czym odeszła. Mężczyzna tylko się uśmiechnął i... opuścił gospodę. Erice wydawało się, że wygrała, ale się myliła.
Kiedy wyszła z pracy - pora była dość późna, odniosła dziwne wrażenie, że ktoś za nią idzie. Chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu, przy Einarze, przyspieszyła kroku, ale uczucie niepokoju jej nie opuszczało. Na końcu ulicy, którą właśnie podążała, w końcu zobaczyła kamienicę, w której z bratem wynajęli pokój. Nim jednak zdążyła się do niej zbliżyć, ktoś... zaszedł jej drogę. Przestraszona zrobiła krok do tyłu. Poznała go... to był ten natarczywy mężczyzna z gospody. Stał i przyglądał się jej z upiornym uśmiechem na ustach, który obnażał zęby. Kobieta widząc nienaturalnie długie kły, dopiero zrozumiała, z kim ma do czynienia. Bez zastanowienia rzuciła się do ucieczki. Kątem oka, gdzieś za plecami wampira dojrzała męską sylwetkę... Nie umiała wtedy jednak myśleć o tym, kto to może być. A był to Einar, który również tej nocy miał bardzo złe przeczucia, więc postanowił wyjść jej na przeciw.
Nie zdążyła daleko uciec. Wampir widząc jej nieudolne próby, tylko się zaśmiał i bez najmniejszego wysiłku znowu zastąpił jej drogę. I tym razem Erika spróbowała odbić w przeciwnym kierunku, ale na to już jej nie pozwolił. Mężczyzna widocznie lubił polowania, ale tym razem chyba był głodny, ponieważ od razu miał zamiar przejść do rzeczy. Chwycił kobietę za rękę i przyciągnął do siebie. Próbowała krzyknąć, ale ten zakrył jej usta, unieruchamiając jej tym samym głowę. Próbowała odciągnąć jego dłoń od swej twarzy, ale nic z tego - wampir trzymał ją mocno. Odsłonił jej szyję, gdzie od razu zlokalizował szybko pulsującą tętnicę. Bez chwili namysłu, wbił w nią zęby. Erika krzyknęła, ale jego dłoń wyciszyła ją skutecznie. Przerażona, w przypływie adrenaliny próbowała się uwolnić, ale czuła jak powoli traci siły. Obraz z lekka zaczynał się jej zamazywać, ale zdołała dojrzeć, że ktoś... biegnie w ich stronę. To był Einar...
Nie tylko ona go zobaczyła. Wampir również dojrzał mężczyznę. Dojrzał jednak coś jeszcze... wspomnienia Lisbet, a właściwie to niejakiej Eriki Mikkelsen - dhampirzycy, córki poszukiwanego Edwarda. Gdyby miał więcej czasu, zapewne lepiej przewertowałby wspomnienia kobiety, ale niestety go nie miał. Wielka szkoda - może ona doprowadziła by ich do wampira i reszty im podobnych. To, co odkrył, jednak mu wystarczyło. Wiedział już znacznie więcej o niej i niejakim Einarze, który był jej bratem i... mężem. Dzięki obrazom, jakie ujrzał za pomocą pamięci krwi, rozpoznał w biegnącym w ich stronę mężczyźnie, jej brata. Kiedy zbliżył się wystarczająco, oderwał usta od szyi kobiety i pchnął ją w jego kierunku. Kiedy Einar był zajęty łapaniem ledwo przytomnej Eriki, on zdążył uciec. Rodzeństwo nawet nie zdawało sobie sprawy z tego, jakiego mieli pecha. Nie dość, że wampir posługiwał się pamięcią krwi, to jeszcze pracował dla Rady...
Od ataku na Erikę minęło kilka dni. Był początek 1850 roku. Kobieta potrzebowała trochę czasu, by dojść do siebie, ale gdy tylko poczuła się trochę lepiej, od razu chciała ruszać w dalszą drogę, nie chcąc dłużej zostawać w tym miejscu. Złe wspomnienia ataku i świadomość, że gdzieś tam są jej synowie, nie pozwalały jej zbyt długo odpoczywać, by jej organizm mógł się w pełni zregenerować.
Tym razem zdecydowali się od razu dotrzeć do Włoch, nie chcąc robić postojów dłuższych, niż jest to konieczne. Podróż zajęła im kilka miesięcy. Choć poszukiwania Edwarda i ich synów trwały już bardzo długo, nie poddawali się. Erika wciąż nie traciła nadziei, że kiedyś ich odnajdą.
Włochy okazały się być bardzo dużym krajem. Mimo wielu miesięcy poszukiwań, za każdym razem, gdy wydawało się, że są blisko, zawsze okazywało się, że trop był zły. Wciąż to samo... wciąż nic, wciąż ich nie było. Byli jednak wytrwali. Przemierzywszy Italię wzdłuż i wszerz, ruszyli dalej i tak ich poszukiwania synów trwały ponad trzydzieści lat, aż w 1881 roku trafili do Francji. Dzieci nie odnaleźli - odnalazła ich Rada.
W Paryżu, stolicy Francji, byli już rok. Wciąż nie mieli pojęcia, gdzie Edward wywiózł ich synów, gdzie dalej powinni się udać, by ich odnaleźć. Byli tak zdesperowani, że łapali się już wszystkiego, nawet najbardziej durnej poszlaki. Zawsze jednak kończyło się tak samo - ślepym zaułkiem.
Zbyt zajęci poszukiwaniami od wielu już lat, praktycznie w ogóle nie zważali uwagi na swoje bezpieczeństwo. Wcześniej bardzo czujni, teraz praktycznie sami się wystawiali, jakby chcieli by informacja o ich pobycie w danym miejscu trafiła do uszu Edwarda, albo ich synów. Oprócz nich jednak ktoś jeszcze mógł się o tym dowiedzieć - Rada Wampirów, która zaczynała już im deptać po piętach. Niczego nieświadome rodzeństwo nawet nie wiedziało, że od pewnego czasu są bacznie obserwowani przez jej członków.
Któregoś dnia ich pobytu w stolicy Francji, Einar zadecydował o tym, że nie ma sensu dłużej tu siedzieć, że to najwyższy czas, by ruszyć dalej. Erika nie do końca wierzyła jego słowom, ale z drugiej strony - spędzili tu już prawie rok, a wciąż nie byli nawet o krok bliżej od odnalezienia dzieci. Niestety, nie mogli wyruszyć od razu, jak tego by chcieli. Dzień był wyjątkowo słoneczny, dlatego jedyną rzeczą, jaką mogli zrobić, to się spakować. W oczekiwaniu na wieczór, Erika obserwowała brata. Widziała, że coś jest nie tak, że coś go trapi. Chciała mu pomóc, ale by wiedzieć jak, wpierw musiała dowiedzieć się prawdy. Wierciła mu tak długo dziurę w brzuchu, że w końcu uległ - opowiedział jej sen, jaki miał tej nocy. Kobieta posługując się kontrolą snów, wiedziała, jak wielki wpływ na człowieka mogą mieć obrazy, które tworzy nasz umysł podczas snu. Rozumiała więc brata, że się zmartwił, ale nie chciała by trwał w tym stanie. Próbowała go pocieszyć i jakoś podnieść na duchu. Była tu z nim, dotykała go. Nigdzie się nie wybierała - nie miała zamiaru go zostawić. Szkoda tylko, że nie była świadoma tego, że nie jest z nią szczery.
Kiedy słońce zaszło, mogli wreszcie wyjechać z Paryża. Opuściwszy najbardziej zurbanizowaną część miasta, ruszyli na zachód. Pech chciał, że w pewnym momencie drogę zaszły im dwie osoby. Wstrzymali konie, nie chcąc staranować nieznajomych. Mimo prośby, by zeszli im z drogi, nie posłuchali. Zamiast się oddalić, zaczęli się do nich zbliżać. Koń Eriki zaczął niebezpiecznie drobić nogami, ale nim zdążyła go uspokoić, ten stanął dęba, wyrzucając ją z siodła. Podobna sytuacja miała miejsce z jej bratem. Uderzenie wycisnęło z jej płuc całe powietrze. Ból w plecach nieco ją zdezorientował. Nie rozumiała tego, co właśnie się działo. Nie chcąc tracić czasu na zastanawianie się, szybko pozbierała się z ziemi. Widziała, jak brat sięga po miecz. Ona sama w tym momencie sprawdziła, czy jej krótki sztylet, który schowała pod płaszczem, wciąż jest na miejscu. Od czasu, kiedy w Chinach nauczyła się nim władać, używała go bardzo rzadko. Czuła, że teraz będzie musiała szybko przypomnieć sobie wszystko, czego się wtedy nauczyła.
Z dwóch postaci nagle zrobiło się cztery. Każdy napierał na nich z innej strony, zmuszając tym samym do cofania się. Wszyscy byli odziani w płaszcze, do których każdy miał przypięty emblemat Rady Wampirów. Kobieta jednak ich nie znała, a to znaczy, że nie była nawet świadoma tego, z kim mają do czynienia.
Między nimi, a czwórką zakapturzonych wampirów, wywiązała się walka. Ostatecznie Einarowi udało położyć się trupem jednego z przeciwników, odcinając mu głowę. Śmierć jednego z wampirów, rozjuszyła resztę. Już nie mieli zamiaru się z nimi bawić. Zaczęli używać swych nadprzyrodzonych umiejętności. Erika tylko czuła, jak niewidzialna siła miota nią niczym szmacianą lalką. Raz po raz była gdzieś odrzucana. Wciąż tylko uderzała o drzewa. Wycieńczona w pewnym momencie padła pod jednym razem z Einarem. Oddychała ciężko. Nie miała już siły - tak samo jak brat, ale poddać się nie mogli.
Słysząc jego prośbę, by uciekała, nie miała zamiaru słuchać. Zaprzeczyła ruchem głowy, zaciskając usta w cienką linię. Oboje powoli zaczęli podnosić się z ziemi. Einar widząc, że siostra wciąż jest przy nim, ponowił próbę, ale ta dalej obstawała przy swoim. Kiedy ją pocałował, nie odwzajemniła się tym samym, czując, że to pożegnanie. Ona nie miała zamiaru się żegnać. Wstała zaraz za nim, bowiem czas im się kończył - wampiry znowu szły w ich stronę. I wtedy już nie dała Einarowi wyboru. Obrócił się w jej stronę i łapiąc za podbródek, zmusił do tego, by na niego spojrzała. Kobieta rzecz jasna domyśliła się, co chce uczynić, dlatego od razu zamknęła oczy. Mężczyzna będąc świadomy beznadziejności całej tej sytuacji, niemal warknął, każąc jej na siebie spojrzeć. Kobieta pokręciła głową, czując jak po policzkach powoli zaczynają płynąć jej łzy. Powoli rozchyliła powieki, a wtedy on wejrzał w jej oczy i wydał jej krótkie polecenie: „Uciekaj, ratuj się i przeżyj. Odnajdź chłopców...” Tym razem już musiała go posłuchać. Zabierając swój sztylet, który wypadł jej z ręki kiedy rzucono nią i bratem pod to samo drzewo, zaczęła uciekać w stronę miasta, które dopiero co opuścili. Nie oglądała się za siebie. Miała uciekać, dlatego to też czyniła. Myśli jednak wciąż krążyły wokół Einara i tego, że go zostawia na pastwę tych bestii. Płakała. Łzy zamazywały jej obraz, dlatego co chwilę musiała przecierać oczy, ale nawet to nie było wstanie jej zatrzymać. Zrobiła to dopiero wtedy, gdy jeden z wampirów, który ruszył za nią w pogoń, zastąpił jej drogę.
Kiedy wróg wyrósł przed nią jak spod ziemi, zatrzymała się gwałtownie, unosząc swoją jedyną broń, jaką miała w zanadrzu - sztylet. Miała to „szczęście”, że wampir, którego za nią wysłano, posługiwał się mocą pazurów. Widocznie uznali, ze to wystarczy, by obezwładnić jakąś durną dhampirzycę. Na jego nieszczęście, przeliczyli się. Kobieta mimo iż od lat nie ćwiczyła, wciąż coś pamiętała. Na jej korzyść podziałało również to, że wampir jawnie ją zlekceważył. Nie znaczy to jednak, że walka z nim dla Eriki była łatwa. Nie - poraniona i posiniaczona w końcu sięgnęła jego piersi. Miała jedną szansę - ostatni ruch, który zadecyduje o tym, czy będzie jej dane uciec, jak chciał tego jej brat. Udało się. Kobieta wbiła ostrze prosto w serce nocnej kreatury, która z głośnym jękiem poleciała na nią, przygniatając ją swym ciężarem.
Erika oddychając ciężko, zrzuciła wampira z siebie, odsuwając się jak najdalej, jakby ten zaraz miał się obudzić. Nic takiego jednak się nie stało. Mijały kolejne sekundy i minuty, a on wciąż się nie ruszał. Nie wydawał się jednak martwy. Wtedy to Erika pierwszy raz zobaczyła, że można uśpić wampira, poprzez przebicie jego serca.
Na czworakach, szybko podeszła do niego. Czuła, że jeśli go tak zostawi, jego towarzysze znajdą go, a ten pewnie znowu ruszy za nią w pogoń. Widziała, jak brat pozbawił życia tamtego wampira. Musiała zrobić to samo, tylko jak? Spojrzała na sztylet - jedyna rzecz, jaką mogła odciąć wampirowi głowę. Chwyciła jego rękojeść, jednocześnie przykładając palce do jego skroni. Policzyła do trzech i wyciągając z jego piersi ostrze, użyła na nim kontroli snów. Kiedy miała pewność, że zapadł w głęboki sen, spróbowała odciąć mu głowę. Nie wyglądało to najpiękniej. Nie trwało to też najkrócej. Gdy jednak się udało, z obrzydzeniem odrzuciła sztylet, po czym wstała. Spojrzała na swoje ręce całe we krwi. Pierwszy raz w życiu kogoś zabiła. Nagle poczuła, jak zaczyna ją mdlić.
Z racji tego, że Erika była wciąż pod wpływem hipnozy brata, musiała dalej uciekać. Wróciła się tylko po sztylet i znowu zaczęła uciekać, ale tym razem zbaczając z drogi. Miała nadzieję, że towarzysze martwego wampira nie rzucą się za nią w pogoń, a nawet jeśli to... nie będą na tyle inteligentni, by pomyśleć o tym, że kobieta mogła zboczyć z głównej drogi.
Czar hipnozy zdawał się mieć nad Eriką władze jeszcze długo po tym, jak pozbawiła życia wampira, ponieważ o tym, że przestał działać, zdała sobie sprawę dopiero wtedy, kiedy zobaczyła pierwsze zabudowania Paryża, a chęć ucieczki zaczęła przegrywać ze strachem o Einara. Od razu się zatrzymała i zawróciła. Mimo iż nie miała już siły, a na dodatek wszystko ją bolało, wróciła na miejsce, gdzie została zaatakowana razem z bratem. Do tej pory nie umie powiedzieć, jak wiele czasu jej to zajęło. Wampirom ich atakującym to jednak wystarczyło, by się oddalić. Erika nie mogła w to uwierzyć. Niczym opętana, zaczęła biegać od drzewa do drzewa, jakby miała nadzieję, że pod którymś leży nieprzytomny jej brat. Wciąż krzyczała jego imię. Łzy znowu zaczęły płynąć kaskadą po jej policzkach. W końcu jednak z wycieńczenia, nogi się pod nią ugięły. Uklękła, pochylając się do przodu i chowając twarz w dłoniach. Jej ciałem zaczęły wstrząsać silne spazmy. Pierwszy raz w życiu była w takiej rozsypce i choć bardzo się starała, nie potrafiła wziąć się w garść. Najpierw zabrano jej dzieci, a teraz Einara - jedynego mężczyznę którego kochała i którego kochać będzie. Straciła wszystko. Została sama...
Czuła się tak, jakby właśnie wyrwano jej serce - zabrano je razem z bratem, w jego miejscu pozostawiając jedynie bolesną, sączącą się ranę. Unosząc głowę, spojrzała w nocne niebo. Z jej ust nagle wydarł się ostatni, przeraźliwy krzyk, pełen bólu i rozpaczy, po stracie najbliższych jej osób. Znowu krzyczała imię swego ukochanego Einara, po czym z wycieńczenia straciła przytomność...
Nieprzytomna pozostała przez kilka następnych godzin, do rana, kiedy to słońce nie zaczęło wschodzić ponad horyzont. Choć był to listopad, ostatnie dni obfitowały w dobrą pogodę. I całe szczęście, że Erika upadła pod jednym z drzew, gdzie znowu nie było jej brata. Słońce jednak szybko wznosiło się coraz wyżej i wyżej, aż pierwsze jego promienie padły na dłonie kobiety. Jej organizm od razu zareagował. Jej skóra nagle się zaczerwieniła, a im dłużej była wystawiona na działanie promieni słonecznych, tym było z nią gorzej. Tej gwałtownej reakcji jej organizmu, towarzyszył też silny ból. Kobieta czuła go jeszcze, gdy spała i to ją właśnie obudziło. W panice przyciągnęła ręce do siebie, wstając i przesuwając się instynktownie bardziej w cień. Było już jednak za późno - ręce zostały poparzone, a ból nie ustępował.
Przyglądając się swoim dłoniom, próbowała przypomnieć sobie, co stało się minionej nocy. Wszystko to wydawało jej się tak nierealne, że ciężko jej było uwierzyć, że to wydarzyło się naprawdę. Tak się jednak stało - była tu, bez Einara. Sama... no nie do końca.
Pogrążona we własnej „pustce”, nawet nie zauważyła, że w kierunku Paryża tą drogą zmierzała dorożka. Woźnica, który był skupiony na drodze i na tym, co działo się dookoła, od razu zauważył Erikę. Widząc, w jakim jest stanie, wstrzymał konie gwałtownie, przez co dorożka aż się zachybotała. W tym samym momencie okienko w drzwiczkach zostało odsłonięte. Męski, nieco zaniepokojony głos zaczął wypytywać woźnicę o powód tak nagłego postoju, na co ten odpowiedział i wskazał na kobietę, która wciąż nieświadoma ich obecności, przyglądała się swoim dłoniom. W tym momencie drzwi otworzyły się, a z wnętrza dorożki wysiadł dobrze ubrany mężczyzna. Wraz z dorożkarzem, podszedł do kobiety, która słysząc ich kroki, wystraszyła się i z przestrachem podniosła głowę.
Kobieta myślała, że to znowu Ci, co ją rozdzielili poprzedniej nocy z Einarem, ale to nie było możliwe. Wampiry były aktywne tylko nocą. W takim razie kim byli mężczyźni, którzy szli szybkim krokiem w jej stronę. Mimo bólu całego ciała, podniosła się, jeszcze bardziej cofając się pod drzewo, aż nie była wstanie zrobić tego dalej, ponieważ za sobą miała już tylko pień. Nieznajomi widząc jej nerwową reakcję, zatrzymali się. Musiała wyglądać naprawdę źle, bowiem ich twarze wyrażały niepokój i zmartwienie. Jako pierwszy odezwał się ten dobrze ubrany. Erika patrząc na niego bez zastanowienia odpowiedziała, że poprzedniej nocy wraz z mężem została napadnięta i rozdzielona z nim. Nic więcej za bardzo mówić nie chciała. Na pierwszy rzut oka było widać, że jest wobec nich nieufna.
Mężczyźnie zrobiło się najzwyczajniej w świecie żal kobiety, tym bardziej że nauczony w domu szacunku do kobiet, nie wyobrażał sobie tego, że miałby zostawić ją bez pomocy, dlatego też takową jej zaproponował. Erika zaprzeczyła ruchem głowy, że nic od niego nie chce, ale ten nie odpuszczał. Tak samo woźnica próbował przekonać ją do tego, by się zgodziła. Patrząc na nich, z mocno bijącym sercem w końcu dała się przekonać i przyjęła pomoc. Kiedy jednak chcieli zaprowadzić ją do dorożki, nie ruszyła się. Zapytana - dlaczego, odparła, że jej skóra jest nadwrażliwa na słońce. Mężczyźni chyba pierwszy raz spotkali się z czymś takim, ponieważ spojrzeli na nią zdziwieni. Pytać jednak oto, nie pytali. Podjechali do niej dorożką, dzięki czemu kobieta mogła wsiąść do środka. Gdy tylko drzwi zamknęły się za mężczyzną, który usiadł naprzeciwko niej, poczuła jak powoli zaczyna ogarniać ją strach. Zaczynała żałować, że ich posłuchała. Mogła schować się między drzewami i tak przeczekać do nocy. Teraz nie wiedziała w końcu, co ją czeka, a za bardzo jak uciec też nie miała. Dorożka ruszyła. Znowu wracała do Paryża.
Droga nie zajęła zbyt wiele czasu. Choć wciąż czuła na sobie spojrzenie mężczyzny, ani razu na niego nie spojrzała, a tym bardziej się nie odezwała. Dopiero gdy woźnica zatrzymał konie, podniosła głowę, z pytaniem, dlaczego się zatrzymali. Nieznajomy odpowiedział jej spokojnie, że dotarli na miejsce, do jego domu. Do kobiety dopiero wtedy dotarło, że przecież nawet nie powiedziała im, gdzie mają ją wysadzić. Nie było mowy o tym, by poszła do niego. Mężczyzna chyba to dojrzał, ponieważ od razu uprzedził, że jeśli nie chce zostać, nie będzie jej zatrzymywać. Poprosił ją jednak oto, by zgodziła się chociaż na to, by zbadał ją lekarz. Później, jeśli taka będzie jej wola, będzie mogła odejść. Zaznaczył jednak, że wolałby, by tego nie robiła, póki nie odzyska sił. Wspomniał też coś o tym, że chciałby, by napad zgłosiła na policji, ale o tym kobieta nawet nie chciała słyszeć. Gdyby nieznajomy wiedział, jak do tego doszło, wiedziałby, że policja im tu nie pomoże.
Wyraziwszy zgodę na to, by zobaczył ją lekarz, została wprowadzona do pokaźnych rozmiarów posiadłości. Czuła się tu bardzo nieswojo  w tym miejscu. Kiedy jedna ze służących podeszła do niej, chcąc zaprowadzić ją do pokoju gościnnego, gdzie będzie mogła się umyć i oczekiwać przybycia lekarza, pozwoliła jej na to. Słowem się jednak do niej nie odezwała, idąc z pochyloną głową, patrząc pod nogi.
Gdy drzwi za służącą zamknęły się, a ona została sama, rozejrzała się po pokoju, do którego została wprowadzona. Mężczyzna, na którego trafiła, musiał być człowiekiem majętnym. Podeszła do toaletki, gdzie na środku stało wielkie lustro. Dopiero wtedy zobaczyła, jak wygląda. Nie dziwiła się teraz, dlaczego mężczyzna tak bardzo chciał postawić na swoim. Udała się do łazienki, gdzie miała zamiar wziąć bardzo szybką kąpiel. Zrzuciła z siebie brudne i potargane rzeczy, po czym weszła do wanny. Miała chwilę, by pomyśleć. Wszystko, co się działo, było dziwne. Ona zachowywała się dziwnie. Nie potrafiła zrozumieć tego, co robiła, jakby to wszystko nie wychodziło od niej. Działała bardzo mechanicznie, a decyzje przez nią podejmowane nie były tymi, których dokonałaby Erika dzień wcześniej. Zamiast uciekać, poddawała się woli innych. Czy to znaczyło, że się poddała?
Naga wróciła do pokoju. Nie miała co na siebie włożyć poza tym, w czym tu przybyła. Widocznie ktoś w tym domu domyślił się tego, ponieważ na łóżku leżały nowe, czyste ubrania. Nim jednak kobieta odziała się w nie, znowu stanęła przed lustrem. Jej ciało wyglądało strasznie. Była cała posiniaczona, zwłaszcza na plecach. W wielu miejscach - nawet na twarzy, miała kilka ran. Niektóre z nich były naprawdę głębokie, ale widocznie nie na tyle, by zagrozić jej życiu. Nie to jednak zwróciło jej największą uwagę. Kiedy przyglądała się swojemu odbiciu w lustrze zobaczyła coś jeszcze, że jej brzuch był nieco zaokrąglony.
Znała to. Przechodziła to już dwa razy. Teraz jednak nawet nie chciała myśleć o tym, że to prawda. Nie chcąc dłużej na siebie patrzeć i zastanawiać się, szybko się ubrała. Usiadła na łóżku, czekając na lekarza. W jej głowie kotłowało się milion myśli i niemal każda dotyczyła tego, czy... jest w ciąży.
Lekarz, który do niej został przysłany, szybko ją zbadał. Jak inni, tak i on wypytywał ją o okoliczności tego, jak doszło do napadu i jak to się stało, że jest tak pobijana. Pewnie w jego oczach wyglądała tak, jakby została zaatakowana nie przez ludzi, a zwierzęta. Na odchodne kazał jej odpoczywać przez najbliższe dni, sugerując, że gdy tylko poczuje się lepiej, powinna udać się na policję. Zignorowała jego słowa, jak zrobiła to w przypadku wszystkich innych. Zadała mu jednak inne pytanie. Lekarz zastanowił się chwilę. Zadał jej kilka pytań, zbadał i potwierdził jej obawy. Była w ciąży - w początku czwartego miesiąca.
Erika słysząc diagnozę, czuła, jak nogi się pod nią uginają. Trzymała się jednak w garści, czekając aż lekarz opuści pokój. Dopiero wtedy usiadła na łóżku, zaczynając się cała trząść. Zrobiło jej się niewyobrażalnie zimno.
Była w ciąży... W innych okolicznościach jej radość nie miałaby końca, ale teraz? Zamiast radości, czuła strach oto nienarodzone dziecko w swoim łonie. Jak miała je ochronić? Jak miała zapobiec temu, by nie spotkała go krzywda, która przytrafiła się jej i Einarowi, a także ich synom? Jak miała teraz odnaleźć brata?
Chciała móc krzyczeć, płakać, ale zamiast tego była wstanie chodzić tylko w tą i z powrotem. Szybko analizowała sytuację w jakiej się znalazła. Musiała przyznać, że miała wielkie szczęście, trafiając na mężczyznę, który ofiarował jej swą pomoc. Kiedy o nim pomyślała, usłyszała pukanie do drzwi. Zatrzymując się, kazała wejść. Widząc pana tego domu, już wiedziała, co powinna zrobić.
Mężczyzna mimo wcześniejszych zapewnień, że jeśli nie będzie chciała zostać, nie będzie jej do tego zmuszał, próbował przekonać ją do tego, by jednak nie wyjeżdżała. Przynajmniej póki nie odzyska sił Tego zrobić jednak nie mogła. Tłumaczyła, że nie może zostać w Paryżu, że musi odszukać męża. Mężczyzna nie rozumiał jej w ogóle - chciała pomóc mężowi, ale nie chciała iść na policję. Odpuścił jednak, przekonując sam siebie, że to na pewno wina szoku. Skoro chciała odejść, pozwolił jej na to, ale zaoferował jej swą pomoc, na którą się zgodziła.
Prócz pieniędzy, jedzenia i konia, otrzymała też adres jego siostry, która mieszkała za wsi, jakieś pięćdziesiąt kilometrów od Paryża. Zrobił to po to, by miała się gdzie bezpiecznie zatrzymać. Poinformował ją, że jeszcze dziś wyśle list do siostry, by ta wiedziała, że Erika może się u niej zjawić. Kobieta podziękowała mu i choć zrobiła to dość powściągliwie, była mu bardzo wdzięczna. Jeszcze tego samego dnia, gdy zaczynało zmierzchać, ruszyła znowu w drogę. Choć nie przyznała się mężczyźnie do tego, od razu miała zamiar udać się do jego siostry.
Na miejsce dotarła w przeciągu kilku dni. Choć odległość pięćdziesięciu kilometrów to nie było dużo, ona nie chciała zbytnio obciążać swojego organizmu. Musiała o siebie dbać - miała dla kogo. Choć wiadomość o tym, że jest w ciąży, przeraziła ją, dała jej siłę i nie pozwoliła zatracić się we własnym cierpieniu. Nie sprawiła jednak, że myśli o Einarze były mniej bolesne. Bolały tak samo - teraz nawet bardziej. Kobieta teraz jeszcze bardziej pragnęła go odzyskać. Miała znowu urodzić mu dziecko - znowu miał zostać ojcem.
Kobieta, której adres dostała, widząc Erikę, nie umiała ukryć swojego zaskoczenia. Po przeczytaniu listu od brata, spodziewała się, że ta raczej nigdy do niej nie dotrze, a tu proszę - takie zaskoczenie.
Dhampirzyca została ciepło przyjęta przez kobietę, aż poczuła się dziwnie nieswojo. Ta, widząc to i że Erika próbuje zachować dystans, nie naciskała na nią w żaden sposób. Zapytała za to, jakie ma plany na następne dni, gdzie chce szukać męża. Nie spodziewała się odpowiedzi, jaką dostała. Słysząc o tym, że Erika jest w ciąży i prosi oto, by pozwoliła jej u siebie zostać, póki nie urodzi, od razu się zgodziła, choć nie umiała ukryć zaskoczenia. Brat w końcu nic jej o tym nie wspominał. I na to jednak wyjaśnienie się znalazło - dhampirzyca przyznała się jej, że nic nie powiedziała o tym mężczyźnie.
Erika została u kobiety do rozwiązania, czyli do kwietnia 1883 roku. Mimo trudnych początków, polubiły się. Właścicielka domu przywykła do tego, że Erika nie mówiła zbyt wiele o sobie i że wciąż starała się zachować dystans. Była dla niej dobra - dała jej nie tylko dach nad głową, ale i pracę - której domagała się dhampirzyca, ponieważ nie chciała u niej mieszkać za darmo. Pomagała w obowiązkach domowych do samego rozwiązania, ponieważ trzecią ciążę znosiła najlepiej. Erika była jej za wszystko bardzo wdzięczna. Pierwszy raz od... dawna, ktoś znowu był dla niej dobry, a skoro tak, dla jej nienarodzonego dziecka tez powinna być dobra.
Trzecie dziecko Eriki i Einara przyszło na świat mniej więcej w połowie kwietnia. Poród - jak dwa poprzednie, nie był przyjemny, ale kiedy było już po wszystkim, radość była ogromna. Tym razem rodzeństwo spłodziło córkę. Erika widząc małą, pierwszy raz szczerze się śmiała. Jej zastygłe dotąd serce, zabiło mocniej.
Córce dała na imię Lilly. Razem z nią została do końca maja. Po tym jednak czasie, musiała ruszyć dalej, ale bez niej... Serce ją bolało, kiedy o tym myślała, ale wiedziała, że nie może inaczej. Nikt nie mógł dowiedzieć się o jej istnieniu, przynajmniej na razie. Przy niej nie będzie bezpieczna, zwłaszcza że ona musiała w końcu odnaleźć Einara. I tak wystarczająco długo tym zwlekała, nie mogąc spać przez wiele nocy, myśląc o nim, czując, że cierpi - czując jego ból, jak swój.
Wyjechała ostatniej, majowej nocy, gdy wszyscy domownicy spali. Kobiecie, która pozwoliła jej u siebie zostać, zostawiła krótki list z prośbą oto, by zaopiekowała się jej córką do jej powrotu. Nie wyjaśniała wiele, poza tym że musi odnaleźć jej ojca. By mieć pewność, że Lilly nie zbudzi się przez całą noc, zesłała na nią odżywczy sen, który miał zagwarantować jej odpoczynek do rana. Po tym opuściła to miejsce. Była zdeterminowana, by wreszcie odzyskać Einara.
Jej poszukiwania brata były równie bezowocne, co próba odnalezienia synów. Nie wiedziała, gdzie powinna szukać, kogo prosić o pomoc. Było jej tym trudniej, że nie kiedy znowu została sama, wszystkie wspomnienia zaczęły do niej wracać. Znowu czuła się tak, jak na początku, kiedy próbowała przyzwyczaić się do myśli, że Einara przy niej nie ma.
Pod koniec 1883 roku trafiła na Wyspy Brytyjskie. Może to było szaleństwo, ale nie mogąc natrafić na żaden trop Einara na kontynencie, postanowiła spróbować na Wyspach. Dzięki znajomości angielskiego, nie miała trudności w dogadaniu się z tutejszymi ludźmi. Zatrzymała się w Londynie, gdzie bardzo szybko znalazła dach nad głową jak i pracę. Tym razem nie miało to być coś na chwilę. Chciała tu zostać na dłużej, nie ukrywając swojej obecności w tym miejscu, jakby czuła, że jest blisko i chciała, by ktoś zwrócił na nią uwagę. To mogło wyglądać jak akt desperacji - i tak było. Erika była zdesperowana do tego stopnia, że nawet zaczęła myśleć o tym, że chciałaby, by odnalazł ją tu Edward. Nie ufała mu, tak samo jak wszystkim istotom jemu podobnym, ale wydawał jej się ostatnią deską ratunku - jedyną nadzieją na odnalezienie Einara.
Kobieta, mimo swojej niechęci do wampirów, parę razy musiała się przemóc i z niektórymi rozmawiać. Zdawała sobie sprawę z tego, że wiele tym ryzykuje, ale dzięki temu dowiedziała się paru, ciekawych informacji. Jedną z nich było to, że Rada Wampirów, przez którą tak uciekał Edward, zrobiła nagonkę na dhampiry, chcąc je wszystkie wyłapać i zamknąć, ale gdzie... tego już się nie dowiedziała. Wampir wspomniał jedynie coś o Irlandii i to ona właśnie była kolejnym celem jej podróży, bowiem uznała, że za porwaniem jej brata, musi stać Rada, bo kto inny? Wątpiła, by w tym wszystkim swoje palce maczał Edward.
Do Irlandii dotarła na początku 1885 roku, ale nie została tam na długo, ponieważ odniosła dziwne wrażenie, że ktoś ją ciągle obserwuje. Uczucie to było tak silne, że wróciła do Londynu zaraz na początku marca. Starała się jednak nie siedzieć w jednym miejscu zbyt długo. Parę razy też zdarzyło jej się opuszczać Londyn. Mimo myśli, jakie towarzyszyły jej na początku, że chce zostać odnaleziona przez kogoś, kto może jej zdradzić, gdzie szukać Einara, teraz obawiała się tego. Jeśli to, co słyszała o Radzie Wampirów było prawdą, lepiej dla niej, by to nie oni pierwsi ją odnaleźli.

Erika Mikkelsen

Erika Mikkelsen
f. Lisbet Meyer
Wiek : 102
Stan cywillny : Mężatka
Umiejętności : Kontrola snów, pierwsza pomoc, medycyna naturalna, jazda konna, posługiwanie się bronią białą o krótkim ostrzu
Punkty : 17


https://vampirekingdom.forumpl.net/t631-erika-mikkelsen https://vampirekingdom.forumpl.net/t729-erika-mikkelsen#3388 https://vampirekingdom.forumpl.net/t730-erika-mikkelsen#3389

Powrót do góry Go down

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach