Port Morski przy Tamizie
Vampire Kingdom :: Zjednoczone Królestwo :: Anglia :: Londyn
Strona 2 z 2 • Share
Strona 2 z 2 • 1, 2
Re: Port Morski przy Tamizie
He Liang Chow | Miyako |
Jak dobrze zrozumiała, miała szukać nie tylko Yina ale i innych jego braci czy siostry. Kogoś, kto ma jej pomóc w doszkoleniu się i pełnieniu opieki nad nią, skoro Longwei nie mógł dalej sprawować roli jej ojca. Ona z kolei sądziła iż mężczyzna potrzebuje pomocy. Jego pismo było mało staranne, pisane na szybko, ale czytelne. I prawda. Gdyby Longwei czegoś konkretnego chciał od swojego najstarszego syna, pofatygowałby się do niego osobiście, bądź wysłał wiadomość. Choćby przez posłańca. Tutaj sytuacja wyglądała widocznie inaczej. Nikt teraz nie wie co się z nim dzieje i gdzie przebywa.
Miyako milczała, kiedy Yin spoglądał na kawałek papieru. Jednak potwierdziła mu skinieniem głowy, że go szukała. I w końcu znalała. Trochę się jednak zawiodła, że Yin ze swoim rodzeństwem nie ma kontaktu. W końcu każdy udał się w inną stronę świata, jeżeli nie samej Azji.
Słysząc pytanie na temat bycia córką Longwei'a, od razu kiwnęła głową że to prawda. Jej buzia się uśmiechnęła z radości, że znalazła wampirzego brata. Pierwszego jakiego widzi na oczy!
- Tak... Ale... Nie dasz mnie już spalić żywcem?
Zapytała jeszcze tak niepewnie, nie wiedząc czy może bezpiecznie się o niego oprzeć. Wahała się, choć ostatecznie pozwoliła sobie pomóc. Skorzystała z jego ramienia, co ułatwi jej poruszanie się.
- We wiosce na północy Japonii. Mieszkaliśmy tam przez kilka lat. Pewnej nocy, jak wróciłam blisko nad ranem po zleceniu jakie mi dał, nie było go w domu. Zastałam tylko świstek papieru na podłodze i bałagan...
Odpowiedziała na pytanie, starając sobie przypomnieć zdarzenie z przed paru miesięcy.
- Cromwell
- Administrator
- Tytuł : Lord ProtektorZawód : Admin / Mistrz GryPunkty : 0
Re: Port Morski przy Tamizie
Cała ta sytuacja ze zniknięciem Ojca była bardzo zagadkowa i niepokojąca. Longwei to potężny wampir, więc nie dałby się tak łatwo pokonać czy przepłoszyć. Coś było na rzeczy. Coś się święciło i było to zdecydowanie niedobre. Bo to przecież nie jest normalne, kiedy tak wiekowy Nieśmiertelny znika bez śladu. Być może pozostali potomkowie starego Smoka coś mogli wiedzieć, ale jak było wspomniane wcześniej, Yin nie miał z nimi kontaktu. Każda znajomość prędzej czy później się urwie, zwłaszcza kiedy się było takim samotnikiem jak pan Shen. Zawsze jednak można spróbować odświeżyć znajomości, tylko będzie to dość trudne.
- Spokojnie, nie zrobię ci krzywdy, Miyako - zamruczał Feniks, wypowiadając imię Siostry bardzo miękko i śpiewnie, czyli z typowym, chińskim akcentem. Kiedy mówił po japońsku, wcale się nie starał by brzmiało to jak prawdziwy język samurajów, ale może właśnie w tej lekkości i śpiewności tkwił cały urok - Jesteś moją młodszą siostrą, więc moim obowiązkiem jest cię ochraniać.
Nie było mu to na rękę, niańczyć młodszą wampirzycę. Jednak wiedział, że musi się tego podjąć. Bo kiedy uda mu się jakimś cudem odnaleźć Longwei'a, ten na pewno spyta jak traktowano jego najmłodszą córkę. A wtedy uśmieszki i świecenie oczami nic nie pomogą, kiedy Miyako powie, że Brat był dla niej niedobry.
- Bałagan w pokoju może oznaczać kilka rzeczy - Yin zamyślił się na dłuższą chwilę. Musiał dokładnie przeanalizować słowa Japonki - Albo Ojciec opuścił dom w pośpiechu, pakując chaotycznie co popadnie... albo został siłą z tego domu zabrany. Czy zauważyłaś coś, co mogło wskazywać na ślady walki?
Trochę to było dziwne, że ktoś mógł wpaść, pobić i porwać jednego z najstarszych wampirów świata. Ale każdą możliwość trzeba brać pod uwagę.
- I jeszcze jedno. Czy Ojciec wspominał coś o wampirzej Radzie?
Tutaj warto było się nad tym zastanowić. Yin nie darzył Rady zaufaniem. Zarejestrował się tam jedynie po to, aby mieć święty spokój i aby ewentualnie mieć dostęp do niektórych informacji. Pamiętał, że Longwei przestrzegał go przed Radą. Ojciec wolał się trzymać od tego szamba z daleka. Więc może to go zgubiło?
- Spokojnie, nie zrobię ci krzywdy, Miyako - zamruczał Feniks, wypowiadając imię Siostry bardzo miękko i śpiewnie, czyli z typowym, chińskim akcentem. Kiedy mówił po japońsku, wcale się nie starał by brzmiało to jak prawdziwy język samurajów, ale może właśnie w tej lekkości i śpiewności tkwił cały urok - Jesteś moją młodszą siostrą, więc moim obowiązkiem jest cię ochraniać.
Nie było mu to na rękę, niańczyć młodszą wampirzycę. Jednak wiedział, że musi się tego podjąć. Bo kiedy uda mu się jakimś cudem odnaleźć Longwei'a, ten na pewno spyta jak traktowano jego najmłodszą córkę. A wtedy uśmieszki i świecenie oczami nic nie pomogą, kiedy Miyako powie, że Brat był dla niej niedobry.
- Bałagan w pokoju może oznaczać kilka rzeczy - Yin zamyślił się na dłuższą chwilę. Musiał dokładnie przeanalizować słowa Japonki - Albo Ojciec opuścił dom w pośpiechu, pakując chaotycznie co popadnie... albo został siłą z tego domu zabrany. Czy zauważyłaś coś, co mogło wskazywać na ślady walki?
Trochę to było dziwne, że ktoś mógł wpaść, pobić i porwać jednego z najstarszych wampirów świata. Ale każdą możliwość trzeba brać pod uwagę.
- I jeszcze jedno. Czy Ojciec wspominał coś o wampirzej Radzie?
Tutaj warto było się nad tym zastanowić. Yin nie darzył Rady zaufaniem. Zarejestrował się tam jedynie po to, aby mieć święty spokój i aby ewentualnie mieć dostęp do niektórych informacji. Pamiętał, że Longwei przestrzegał go przed Radą. Ojciec wolał się trzymać od tego szamba z daleka. Więc może to go zgubiło?
- Yin Xue Shen
- Tytuł : Syn Niebios / DuchWiek : 816 / 19Umiejętności : Niewidzialność (p), Lewitacja (n), Hipnoza (n)Punkty : 11
Re: Port Morski przy Tamizie
He Liang Chow | Miyako |
Jak tak ładnie wypowiedział jej imię, to aż miała ochotę się do niego wtulić. A jeszcze bardziej, kiedy oświadczył podjęcia się obowiązku z jej ochroną. W końcu była dość młodym wampirem. Jeszcze wielu rzeczy nie znała i mogła nie rozumieć. Ale dawała sobie radę. Ojciec widocznie nie zdążył przekazać jej wszystkiego, więc może zrobi to brat?
Przysłuchując się przypuszczeń Yina, mogło tak być że ojciec się pakował w pośpiechu. Ale nie była do końca tego pewna, ponieważ ojciec nie miał za wiele rzeczy bardzo mu ważnych.
- Śladów walki raczej nie. Bardziej wyglądało mi to na przeszukiwanie. Parę rzeczy ojca zniknęło. Mógł się pakować. Znając go, nie robiłby takiego bałaganu, bo wie co gdzie ma schowane. Może ktoś był i czegoś szukał? Jest to możliwe? Chyba tata nie popadł w jakieś kłopoty?
Zapytała trochę przejęta, bo bardzo polubiła Longwei'a. Nie tyle co dał jej nowe życie, ale chronił i pomagał. Pokazał jej jak sobie radzić w trudnych sytuacjach.
Zaś na kolejne pytanie brata, Japonka pokręciła głową.
- Nie wspominał. Co to za Rada?
Mogło więc być tak, jak Yin przypuszczał. Longwei nie rejestrował córki, bo kto wie, czy w ogóle o tym myślał, albo nie chciał lub zapomniał?
- Cromwell
- Administrator
- Tytuł : Lord ProtektorZawód : Admin / Mistrz GryPunkty : 0
Re: Port Morski przy Tamizie
Przytulaniu się mówimy stanowcze nie. Głównie dlatego, że Yin wolał się nie spoufalać z kobietami, a oprócz tego nie był zbyt wylewny w uczuciach. Tak więc Miyako miała szczęście, że oparła się tej pokusie, bo inaczej mogłoby się to skończyć dość dziwnie.
- Przeszukiwanie? To też ma jakiś sens. Ojciec szybko się spakował, zabierając coś bardzo cennego, a jego wrogowie usiłowali to odnaleźć. Zastanawiam się tylko, o jaki przedmiot mogło chodzić. Gdybym tylko wiedział, przed kim Ojciec uciekał... to wtedy byłoby mi to łatwiej odgadnąć. Za dużo niewiadomych.
Jakby nie patrzeć, głównymi wrogami wampirów byli łowcy. Ci dranie działali na całym świecie, a z biegiem lat nauczyli się tworzyć coraz bardziej zaawansowaną broń. Ale czy starożytny wampir obawiałby się ludzi? Yin obstawiał, że zagrożeniem był inny krwiopijca - wśród Nieśmiertelnych często miała miejsce brutalna walka o władzę czy wpływy.
- Obawiam się, że Ojciec może mieć poważne kłopoty. To stary i silny wampir, ale jeśli jego przeciwnik jest wystarczająco potężny... to może się to skończyć niezbyt ciekawie - Feniks wzdrygnął się na samą myśl. Wciąż nie chciał brać pod uwagę możliwości, że Longwei mógł zostać zabity czy porwany.
- O Radzie opowiem ci na miejscu, jak już będziemy w mojej rezydencji. Chodź, trzeba się zająć twoją raną - ostrożnie wyprowadził Japonkę z kajuty. Oczywiście przy wejściu natknął się na pana Chow, zatem musiał mu wyjaśnić tę sprawę.
- Ta młoda wampirzyca okazała się być moją Siostrą Krwi - wytłumaczył, gładko przechodząc na chiński - Przybyła tu, by zbadać okoliczności zaginięcia naszego Ojca. Zajmę się nią, już nie musicie jej pilnować. A teraz... zapraszam do mojej rezydencji.
Trzeba w końcu się ruszyć, bo jak tak dalej pójdzie, to zastanie ich tu świt. Tak więc jeśli nikt nie protestował, to wampir zaprowadził swoich gości do eleganckiej kamienicy, której był właścicielem. Na miejscu służba powinna się odpowiednio zatroszczyć o przybyszów.
- Przeszukiwanie? To też ma jakiś sens. Ojciec szybko się spakował, zabierając coś bardzo cennego, a jego wrogowie usiłowali to odnaleźć. Zastanawiam się tylko, o jaki przedmiot mogło chodzić. Gdybym tylko wiedział, przed kim Ojciec uciekał... to wtedy byłoby mi to łatwiej odgadnąć. Za dużo niewiadomych.
Jakby nie patrzeć, głównymi wrogami wampirów byli łowcy. Ci dranie działali na całym świecie, a z biegiem lat nauczyli się tworzyć coraz bardziej zaawansowaną broń. Ale czy starożytny wampir obawiałby się ludzi? Yin obstawiał, że zagrożeniem był inny krwiopijca - wśród Nieśmiertelnych często miała miejsce brutalna walka o władzę czy wpływy.
- Obawiam się, że Ojciec może mieć poważne kłopoty. To stary i silny wampir, ale jeśli jego przeciwnik jest wystarczająco potężny... to może się to skończyć niezbyt ciekawie - Feniks wzdrygnął się na samą myśl. Wciąż nie chciał brać pod uwagę możliwości, że Longwei mógł zostać zabity czy porwany.
- O Radzie opowiem ci na miejscu, jak już będziemy w mojej rezydencji. Chodź, trzeba się zająć twoją raną - ostrożnie wyprowadził Japonkę z kajuty. Oczywiście przy wejściu natknął się na pana Chow, zatem musiał mu wyjaśnić tę sprawę.
- Ta młoda wampirzyca okazała się być moją Siostrą Krwi - wytłumaczył, gładko przechodząc na chiński - Przybyła tu, by zbadać okoliczności zaginięcia naszego Ojca. Zajmę się nią, już nie musicie jej pilnować. A teraz... zapraszam do mojej rezydencji.
Trzeba w końcu się ruszyć, bo jak tak dalej pójdzie, to zastanie ich tu świt. Tak więc jeśli nikt nie protestował, to wampir zaprowadził swoich gości do eleganckiej kamienicy, której był właścicielem. Na miejscu służba powinna się odpowiednio zatroszczyć o przybyszów.
- Yin Xue Shen
- Tytuł : Syn Niebios / DuchWiek : 816 / 19Umiejętności : Niewidzialność (p), Lewitacja (n), Hipnoza (n)Punkty : 11
Re: Port Morski przy Tamizie
He Liang Chow | Miyako |
Ten przedmiot musiał być bardzo ważny i cenny, skoro nawet jego najstarszy syn nie miał pojęcia, co też takiego ważnego okazało się być poszukiwane przez nieprzyjaciół. Bowiem nie wiadomo, kto tak właściwie szukał czegoś i Longwei'a.
Miyako słuchała brata, ale nie była wstanie mu coś doradzić, ani też powiedzieć coś więcej. Widocznie nie tylko ona nie znała zbyt dobrze wampirzego ojca. A jest najmłodszym wampirem z jego linii. Zgodzić się zaś mogła, że pojawiło się wiele niewiadomego. Co jednak będzie, jeżeli odnajdą ojca i się z nim spotkają?
Niepokojące były kolejne słowa Białego Feniksa. Ich ojciec może mieć poważne kłopoty. Lecz gdyby nie żył, to chyba by to poczuli oboje. W końcu w ich żyłach, płynie jego krew.
Zgodziła się skinieniem głowy, żeby Yin opowiedział jej o Radzie w innym miejscu. Bowiem faktycznie, przebywanie zbyt długo w tym miejscu aż do świtu, nie będzie dla nich pocieszające. Ruszyła więc wsparta o niego, starając się znieść ból na udzie. Regeneracja też nie należała do przyjemnych uczuć, zwłaszcza przy takich cięciach.
Chow pozostawał na swoim miejscu, do momentu aż Shen nie pojawił się z wampirzycą. Co jak się okazało, była jego siostrą. Nie ukrywał zaskoczenia, ale postanowił tego faktu nie komentować. Zgodził się zatem udać za Shenem do jego rezydencji, jako że otrzymał pozwolenie na przenocowanie i odpoczynek. Swoim ludziom nakazał pilnować towaru i pełnić wartę nocną. Druga część ekipy miała odpocząć, by z rana wypakować cały towar. Im także należał się odpoczynek.
[z/t wszyscy]
- Cromwell
- Administrator
- Tytuł : Lord ProtektorZawód : Admin / Mistrz GryPunkty : 0
Re: Port Morski przy Tamizie
/ początek
W końcu dopłynął do Anglii. Zmęczyła go ta cała podróż przez Europę, by dostrzec do miejsca, którego w ogóle by nie odwiedzał. Zwłaszcza, że rządziła nim kobieta. Ludzka na dodatek. Pewnie stara jak śmieci. Tak przynajmniej wyobraził sobie Ingvar, kiedy w nocy rozmawiał w ładowni z jakimś handlowcem, uzależniając go od siebie, by był jego posiłkiem przetrwania. Przez taką podróż wiedział, jedno - nie nawidził pływania i kołysania się na wodzie. Od razu źle mu się robiło i mimo iż wampir mdłości nie odczuwał, to on tak się jednak czuł. Na palcach byłby wstanie przeliczyć, ile razy pływał statkami. Już dawno odczuł, że nie jest to co lubił.
Wysiadł ze statku i spojrzał na część miasta widoczną z portu.
- To jest Londyn?
Zagadał, dzięki czemu mogąc posłużyć się na nowo angielskim językiem. Odświeżyć nim swoją znajomość. O ile nic nie poprzestawiał w słowach.
- Tak Panie.
Odpowiedział mu towarzysz podróży z uśmiechem na twarzy.
Ingvara jednak to miasto jakoś nie powalało, ale może w środku jest ciekawsze. Poprawił swoje francuskie szaty, mając zamiar znaleźć dla siebie coś angielskiego. Choć udawanie szlachcica całkiem nieźle mu wychodziło.
- No dobra... To chyba winien Ci jestem nagrodę, tak?
Potrafił nagradzać, na różne sposoby. Mężczyzna był najwyraźniej zahipnotyzowany słowami Knutsona, że zostanie sowicie i pieniężnie nagrodzony za pomoc i milczenie. I kupił to. Jak wielu naiwnych.
- Oczywiście Panie.
Potwierdził trochę niepewnie. Ingvar po obejrzeniu wzrokowo budynków, powrócił spojrzeniem na człowieka.
- Wskazałbyś odpowiednie miejsce dla nas, gdzie będziemy sami? Nie chciałbym świadków.
Przez moment się mężczyzna zawahał. Wampir to dostrzegł, jako że nie usłyszał od razu odpowiedzi, zatem musiał użyć na nim hipnozy. Wtedy zaś mężczyzna go zaprowadził na pobocze przy magazynach. Nie zdążył się odwrócić, a Ingvar zakrył jego usta i wbił się kłami w jego szyję. Na wycieczkę nocną postanowił zjeść kolację i potem udać się dalej. Jak zwykle, oszukał człowieka niczemu winnemu.
Gdy skończył się posilać, skręcił mu kark i zostawił na ziemi. Wytarł swoje usta w chusteczkę i rzucił na niego.
- To byłoby na tyle. Pomogłeś bardzo, ale nie mogłem pozostawić Cię przy życiu.
Powiedział do trupa, jakby to miało w czymś pomóc im obojgu.
Czujnie obejrzał okolicę, po czym czmychnął sobie między skrzyniami, by wejść na jakąś angielską uliczkę, starając się znaleźć jakiś sklep z odzieżą. Ewentualnie kogoś obrać z ubrania.
W końcu dopłynął do Anglii. Zmęczyła go ta cała podróż przez Europę, by dostrzec do miejsca, którego w ogóle by nie odwiedzał. Zwłaszcza, że rządziła nim kobieta. Ludzka na dodatek. Pewnie stara jak śmieci. Tak przynajmniej wyobraził sobie Ingvar, kiedy w nocy rozmawiał w ładowni z jakimś handlowcem, uzależniając go od siebie, by był jego posiłkiem przetrwania. Przez taką podróż wiedział, jedno - nie nawidził pływania i kołysania się na wodzie. Od razu źle mu się robiło i mimo iż wampir mdłości nie odczuwał, to on tak się jednak czuł. Na palcach byłby wstanie przeliczyć, ile razy pływał statkami. Już dawno odczuł, że nie jest to co lubił.
Wysiadł ze statku i spojrzał na część miasta widoczną z portu.
- To jest Londyn?
Zagadał, dzięki czemu mogąc posłużyć się na nowo angielskim językiem. Odświeżyć nim swoją znajomość. O ile nic nie poprzestawiał w słowach.
- Tak Panie.
Odpowiedział mu towarzysz podróży z uśmiechem na twarzy.
Ingvara jednak to miasto jakoś nie powalało, ale może w środku jest ciekawsze. Poprawił swoje francuskie szaty, mając zamiar znaleźć dla siebie coś angielskiego. Choć udawanie szlachcica całkiem nieźle mu wychodziło.
- No dobra... To chyba winien Ci jestem nagrodę, tak?
Potrafił nagradzać, na różne sposoby. Mężczyzna był najwyraźniej zahipnotyzowany słowami Knutsona, że zostanie sowicie i pieniężnie nagrodzony za pomoc i milczenie. I kupił to. Jak wielu naiwnych.
- Oczywiście Panie.
Potwierdził trochę niepewnie. Ingvar po obejrzeniu wzrokowo budynków, powrócił spojrzeniem na człowieka.
- Wskazałbyś odpowiednie miejsce dla nas, gdzie będziemy sami? Nie chciałbym świadków.
Przez moment się mężczyzna zawahał. Wampir to dostrzegł, jako że nie usłyszał od razu odpowiedzi, zatem musiał użyć na nim hipnozy. Wtedy zaś mężczyzna go zaprowadził na pobocze przy magazynach. Nie zdążył się odwrócić, a Ingvar zakrył jego usta i wbił się kłami w jego szyję. Na wycieczkę nocną postanowił zjeść kolację i potem udać się dalej. Jak zwykle, oszukał człowieka niczemu winnemu.
Gdy skończył się posilać, skręcił mu kark i zostawił na ziemi. Wytarł swoje usta w chusteczkę i rzucił na niego.
- To byłoby na tyle. Pomogłeś bardzo, ale nie mogłem pozostawić Cię przy życiu.
Powiedział do trupa, jakby to miało w czymś pomóc im obojgu.
Czujnie obejrzał okolicę, po czym czmychnął sobie między skrzyniami, by wejść na jakąś angielską uliczkę, starając się znaleźć jakiś sklep z odzieżą. Ewentualnie kogoś obrać z ubrania.
- Ingvar Knutson
- Tytuł : UciekinierWiek : 30/635Stan cywillny : KawalerUmiejętności : Hipnoza, Trujący pocałunek, TelepatiaPunkty : 16
Re: Port Morski przy Tamizie
/po wydarzeniach w Opactwie Westminsterskim/
Michael spacerował powoli po Londynie, nadal rozmyślając nad niedawną rozmowa z Malcolmem. Wszystko wydawało się takie tajemnicze, takie mistyczne i nierealne. Nie miał pewności, czy rozmowa z księdzem bardziej mu pomogła czy namieszała w głowie. Był to bardzo trudny okres dla młodego pastora.
Truman miał tak wiele pytań, tak wiele niewiadomych kotłowało się w jego głowie, próbując wydostać się i rozwiać mroki niewiedzy, połączyć się w całość i przedstawić cały obraz świata. Pastor starał się to wszystko objąć swoim umysłem, ale nie było to proste. Śmierć jego rodziców oraz tajemniczy zgon służki księżniczki, a do tego porwanie Wiktorii – to wszystko się łączyło, ale Michael nie wiedział jeszcze jak. Właśnie w trakcie owych rozmyślań zapuścił się w okolice portu przy Tamizie. W normalnych warunkach zapewne omijałby to miejsce, ale dziś jego umysł pracował w innym trybie, a nogi same go prowadziły ku przeznaczeniu. Było niezwykle pusto. Nie należało to do rzeczy normalnych, zwykle miasto żyło całą dobę, jednak tego wieczoru ulicami przewijało się niewiele osób.
Nagle z zadumy wyrwał go jakiś ruch niedaleko. Spomiędzy skrzyń wyszedł mężczyzna ubrany na modłę zagraniczną, a przynajmniej tak wyglądało to w panujących ciemnościach. Truman przyjrzał mu się, chociaż nie było to proste. Było jednak coś niezwykłego w tamtym człowieku. Wydawał się taki… inny. Nie wiadomo, czego można by się po nim spodziewać.
Michael spacerował powoli po Londynie, nadal rozmyślając nad niedawną rozmowa z Malcolmem. Wszystko wydawało się takie tajemnicze, takie mistyczne i nierealne. Nie miał pewności, czy rozmowa z księdzem bardziej mu pomogła czy namieszała w głowie. Był to bardzo trudny okres dla młodego pastora.
Truman miał tak wiele pytań, tak wiele niewiadomych kotłowało się w jego głowie, próbując wydostać się i rozwiać mroki niewiedzy, połączyć się w całość i przedstawić cały obraz świata. Pastor starał się to wszystko objąć swoim umysłem, ale nie było to proste. Śmierć jego rodziców oraz tajemniczy zgon służki księżniczki, a do tego porwanie Wiktorii – to wszystko się łączyło, ale Michael nie wiedział jeszcze jak. Właśnie w trakcie owych rozmyślań zapuścił się w okolice portu przy Tamizie. W normalnych warunkach zapewne omijałby to miejsce, ale dziś jego umysł pracował w innym trybie, a nogi same go prowadziły ku przeznaczeniu. Było niezwykle pusto. Nie należało to do rzeczy normalnych, zwykle miasto żyło całą dobę, jednak tego wieczoru ulicami przewijało się niewiele osób.
Nagle z zadumy wyrwał go jakiś ruch niedaleko. Spomiędzy skrzyń wyszedł mężczyzna ubrany na modłę zagraniczną, a przynajmniej tak wyglądało to w panujących ciemnościach. Truman przyjrzał mu się, chociaż nie było to proste. Było jednak coś niezwykłego w tamtym człowieku. Wydawał się taki… inny. Nie wiadomo, czego można by się po nim spodziewać.
- Michael Truman
- Wiek : 25Zawód : PastorStan cywillny : KawalerUmiejętności : Medytacja(10), Pierwsza pomoc (5), Medycyna tradycyjna (10)Punkty : 9
Re: Port Morski przy Tamizie
Wyszedł ze swojej tymczasowej kryjówki, zostawiając trupa za sobą. Poprawił marynarkę i ruszył dalej w uliczki. Nie sądził, żeby ktoś go widział. A na pewno nie jak rozwiązał nagrodę dla swojego towarzysza podróży.
W pewnym momencie dostrzegł, a bardziej poczuł na sobie czyjś wzrok. Spojrzał w kierunku młodego mężczyzny, który był zapewne w kiecce. Uśmiechnął się kącikiem ust i ruszył w jego kierunku. Schował ręce do kieszeni spodni. Czas powitać anglików londyńskich. A może i będzie tak miły i mu pomoże?
- Bonsoir!*
Powitał po francusku, choć to nie ten język był tutaj przecież znany.
- Buenas tardes? No ... Es más en español...**
Zmarszczył brwi szukając słowa odpowiadającego na angielskie "dobry wieczór".
- Dobry wieczór?
Udzielił mu się język polski w tym momencie.
- Good evening? O, tak to chyba szło.
W końcu, może z akcentu brzmiał jak skandynawski wiking, to jednak jakieś słownictwo angielskie zachomikowało się w jego głowie.
Stanął przed pastorem o jakiś metr odległości i zaczął mu się przyglądać.
- Dziwną macie tutaj modę.
Nie miał pojęcia, że w tej chwili rozmawia z jakimś młodym księdzem. A podobno duchowni też się wyróżniali ubraniami. Ingvar na sobie miał szaty francuskie. I na pewno będzie chciał się przegrać, ale nie w taką sukienkę!
Książulek okazał się być małomówny, a szkoda. Ingvar chciał zawrzeć nowe znajomości, więc udał się na swój własny spacer po mieście.
[z/t]
______________
* Bonsoir - Dobry wieczór
** Buenas tardes? No ... Es más en español - Dobry wieczór? Nie... To pewnie po hiszpańsku.
W pewnym momencie dostrzegł, a bardziej poczuł na sobie czyjś wzrok. Spojrzał w kierunku młodego mężczyzny, który był zapewne w kiecce. Uśmiechnął się kącikiem ust i ruszył w jego kierunku. Schował ręce do kieszeni spodni. Czas powitać anglików londyńskich. A może i będzie tak miły i mu pomoże?
- Bonsoir!*
Powitał po francusku, choć to nie ten język był tutaj przecież znany.
- Buenas tardes? No ... Es más en español...**
Zmarszczył brwi szukając słowa odpowiadającego na angielskie "dobry wieczór".
- Dobry wieczór?
Udzielił mu się język polski w tym momencie.
- Good evening? O, tak to chyba szło.
W końcu, może z akcentu brzmiał jak skandynawski wiking, to jednak jakieś słownictwo angielskie zachomikowało się w jego głowie.
Stanął przed pastorem o jakiś metr odległości i zaczął mu się przyglądać.
- Dziwną macie tutaj modę.
Nie miał pojęcia, że w tej chwili rozmawia z jakimś młodym księdzem. A podobno duchowni też się wyróżniali ubraniami. Ingvar na sobie miał szaty francuskie. I na pewno będzie chciał się przegrać, ale nie w taką sukienkę!
Książulek okazał się być małomówny, a szkoda. Ingvar chciał zawrzeć nowe znajomości, więc udał się na swój własny spacer po mieście.
[z/t]
______________
* Bonsoir - Dobry wieczór
** Buenas tardes? No ... Es más en español - Dobry wieczór? Nie... To pewnie po hiszpańsku.
- Ingvar Knutson
- Tytuł : UciekinierWiek : 30/635Stan cywillny : KawalerUmiejętności : Hipnoza, Trujący pocałunek, TelepatiaPunkty : 16
Strona 2 z 2 • 1, 2
Vampire Kingdom :: Zjednoczone Królestwo :: Anglia :: Londyn
Strona 2 z 2
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|